tag:blogger.com,1999:blog-38665488690948881512024-03-04T22:52:38.380-08:00Do not be afraid, i'm stay with you.Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.comBlogger47125tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-92135460087332961712015-11-14T02:05:00.002-08:002015-11-14T02:05:25.323-08:00JESTEŚCIE TUTAJ? :)HALO! Moi fani!<br />
Planuje wielki powrót ale zastanawiam się czy mam jeszcze dla kogo :(<br />
dajcie znać czy tu jesteście i czy jest sensMarciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-50846504921429448362014-08-22T05:15:00.001-07:002014-08-22T05:20:53.963-07:00Rodział XLII- Josh Turner, największy gangster, postrach całego L.A. Na swoim koncie ma największe zabójstwa. Jego kartoteka policyjna ma ponad 500 stron? - przeczytałem na głos kończąc piskliwym znakiem zapytania. - Że co do cholery? - podniosłem wzrok na Chad'a, który pomógł mi znaleźć coś na temat tego Turner'a.<br />
- Tak chłopie, dlatego jest obok ciebie taki szum - westchnął głośno.<br />
- Nazywa się jak ty i Bill...to jakaś wasza rodzina? - spytałem nagle.<br />
- Ta...daleki kuzyn. Dlatego dla naszego gangu był całkiem spoko, wisiał nam kasę i chłopacy się wkurwili. Bill'owi nie przeszkadzało to, że to nasza rodzina, zresztą on mógłby zabić nawet mnie - prychnął.<br />
- Jezus Maria...co ja mam teraz zrobić? - wstałem. - Zabiłem największa szychę, ale nie z własnej woli. Nawet nie wiedziałem, że trzymałem broń. To tak jakby oni go zabili prawda Chad? - spytałem z nadzieją, a chłopak tylko powoli pokręcił głową na "nie". - Kurwa, niech to się już skończy. Nie mam siły<br />
- Będzie dobrze Austin tylko nie poddawaj się presji - patrzył na mnie.<br />
- To znaczy? - przekrzywiłem głowę nie do końca rozumiejąc.<br />
- Wiem, widzę i słyszę, że jesteś pewniejszy tylko dlatego, że kilka typków się ciebie boi, ale w końcu na swojej drodze trafisz na takiego, dla którego będziesz celem i jeśli cię zabiję będzie miał śliczne trofeum.<br />
- Masz racje...<br />
- Oczywiście, że mam. Obserwuję ten świat z boku, trochę już o nim wiem - wstał. - Prześpij się, pomoże ci to.<br />
- Dzięki Chad - przybyliśmy sobie przysłowiową piątkę i wyszedł.<br />
Opadłem na łóżko. Było mi ciężko. Bardzo ciężko. Czułem ten przytłaczający mnie ciężar w klatce piersiowej. Patrzyłem w sufit myśląc o Demi. Ile bym dał żeby się teraz do niej przytulić, wypłakać się jej i usłyszeć słodki głos mojej rozkoszy szepczący mi na ucho, że wszystko będzie dobrze i strasznie mocno mnie kocha. Miałem tylko nadzieję, że nim im nie jest. Ich bezpieczeństwo przede wszystkim.<br />
Otrząsnąłem się z myśli w porę, ponieważ nieznośna fantazja zaczęła mi dokuczać dorysowując jakieś historię. Wstałem i podszedłem do lodówki w moim pokoju. Wyjąłem zimną coca-cole i napiłem się wzdychając na końcu. Oblizując usta włożyłem ją z powrotem na miejsce, otworzyłem okno i sprawdziłem odległość. Chciałem wyjść z domu, a oni siedzieli w salonie. Jakoś musiałem sobie poradzić. Wyszedłem trzymając się rynny i zsunąłem się na dół dość niezgrabnie, ponieważ upadłem. Jęknąłem czując ból w okolicach tyłka, ale postanowiłem nawet teraz być twardym i szybko wstałem, prawie tak szybko jak zszedłem. Otrzepałem się i ruszyłem w stronę przykuwających uwagę świateł. Całe Los Angeles biło rażącymi kolorami neonów o tej porze. Wszystkie kasyna, kluby, imprezy, sklepy właśnie teraz zaczęły normalnie funkcjonować. To ta pora by się zabawić, spić i odprężyć. Oczywiście ja nie szedłem tam po to. Po prostu chciałem się przejść. Po chwili znalazłem się w samym środku wielkiego miasta. Spojrzałem do góry oglądając wysokie budynki oświetlone małymi ledami. Uśmiechnąłem się delikatnie przez ten oszałamiający widok. Pierwszy raz tak dokładnie przyjrzałem się każdej lampce, która tworzyła niesamowitą konstrukcję z tysiącem innych.<br />
Po godzinie skręciłem w jakąś boczną uliczkę zmęczony już tym ciągłym szumem, krzykami, śmiechami i bijącym światłem od każdego budynku. Odetchnąłem głośno słysząc jak powoli jest coraz ciszej. To wszystko zostało za mną. Całą powierzchnie przede mną spowiła ciemność tak, że ledwo widziałem swoje buty. Nagle w otchłani usłyszałem niski kaszel i charczący głos.<br />
- Devil - wymruczał oschle.<br />
- S-słucham? - od jego tonu przeszły mnie ciarki na całych plecach. Chwyciłem za małą berete za moim paskiem.<br />
- Devil - powtórzył głośniej tak, że rozniosło się echo.<br />
- O czym pan mówi? - stanąłem w miejscu wpatrując się w ciemność.<br />
- Devil - usłyszałem kolejny raz. - Ty nim jesteś. Devil to ty - dodał od razu.<br />
- Nie...nie, to nie ja. Musiał mnie pan z kimś pomylić - zagryzłem wargę i dopasowałem dłoń do broni nie wyciągając jej, ale będąc w gotowości.<br />
Przede mną pojawiła się kulka papieru, która uderzyła w mojego buta. Zmrużyłem oczy i pochyliłem się po nią. Rozprostowałem papier i zaniemówiłem. Było to moje zdjęcie z ulicy wraz z czerwonym, grubym i wyrazistym jak światła L.A napisem "Devil".<br />
- Co to jest? - szepnąłem ledwo czując jak moje gardło robi się całe suche od szybko wydychanego powietrza.<br />
- To ty, Devil. Tak nazwała cię ulica - wycharczał ktoś. - Tak nazwało cię miasto. Devil! - krzyknął, a ja podskoczyłem w miejscu.<br />
Odwróciłem się i zacząłem biec w stronę miejsca z którego przyszedłem. W dłoni ciągle ściskałem to zdjęcie. Biegłem coraz szybciej bojąc się odwrócić. Kiedy stanąłem na dobrze oświetlonym chodniku, zebrałem się na odwagę i odwróciłem głowę. Nic nie było widać, ani słychać. Sapałem głośno zagłuszając rytm ulicy. Ktoś na mnie wpadł tak, że upadłem. Nie byłem w tamtej chwili stabilny. Moje nogi były jak z waty.<br />
- Prze-przepraszam - wydukała jakaś dziewczyna i zakryła usta widząc mnie, szybko odbiegła.<br />
- Kurwa - powiedziałem do siebie. - Co tu się dzieje?<br />
Wstałem i rozejrzałem się w koło, założyłem kaptur na głowę zachowując, choć na tyle anonimowości.<br />
Wzrok wbity miałem w marmurowe płyty na chodniku. Krok pewny, a puls przyspieszony.<br />
<br />
______________<br />
więcej komentarzy xMarciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-7301719781951006322014-08-17T08:20:00.001-07:002014-08-17T08:20:21.408-07:00Rozdział XLIObudziło mnie nieznośne światło zmuszające mnie żebym otworzył powieki. Podniosłem je wraz z głową, z mojego gardła wydobył się cichy jęk, gdy poczułem zdrętwiałe ciało. Leżałem na podłodze. No tak, musiałem zasnąć wykończony rozpaczaniem nad sobą.<br />
Wstałem powoli czując i słysząc jak wszystkie zastygłe kości we mnie strzelają. Rozciągnąłem się, a po chwili do moich uszu dotarły podniesione tony. Ktoś kłócił się na dole. Delikatnie bez większego hałasu nacisnąłem na klamkę od mojego pokoju i uchyliłem drzwi. Głosy były teraz wyraźniejsze. Wyszedłem na korytarz zachowując się zupełnie jak w miejscu gdzie trzeba być cicho, mimo że byłem po prostu w domu. Zważając na każdy mój kok szedłem przed siebie. Gdy doszedłem do schodów zatrzymałem się. Już z daleko poznałem, że był to Bill i Nick kłócący się.<br />
- Nie rozumiesz, że skurwiel nam zagraża. Okej, teraz pracuję z nami, dla nas, a co będzie gdy poczuję się pewniej? - warczał wściekły Bill.<br />
- Co ty opowiadasz? Już nie pamiętasz, że on ledwo wie jak trzymać broń?<br />
- Ledwo wie? Jakoś gdy zabijał Turnera, to wiedział doskonale jak to zrobić. Wystarczyło dodać mu odwagi dragami. Słuchaj, ja nie będę tak ryzykował.<br />
- Nie masz czego się obawiać. On jest za głupi, nie wpadnie na to, że jest niebezpieczeństwem dla całego biznesu.<br />
- Głupi to on nie jest...i właśnie dlatego się obawiam. Bo od początku miał najlepiej poukładane w głowię od nas, a teraz doszły do tego umiejętności. Jesteśmy w dupie, zrozum! - wykrzyczał mu.<br />
Stałem tam jak wryty i wyłapywałem pojedyncze dialogi. Przełknąłem głośno gule, która zebrała się w moim gardle, gdy zrozumiałem, że...chodzi o mnie. Chad miał racje, naprawdę się mnie obawiają, a ja serio jestem niebezpieczeństwem dla całego tego bagna.<br />
Może i nie powinienem, ale poczułem w sobie siłę. Poczułem się bardzo pewnie. Tak jak jeszcze nigdy dotąd. Zacisnąłem palce w pięść i uniosłem kąciki ust już knując jakby ich rozpieprzyć.<br />
- Austin, teraz możesz pracować sam. Nie potrzebujesz ani ich, ani Dave'a i Alex'a. Po co ich w to wciągać? Wszystko załatwisz sam bez większego problemu bo przecież masz siłę i przewagę. Górujesz chłopie.- pomyślałem i zaśmiałem się cicho pod nosem wiedząc, że dorośli mężczyźni, zaawansowani gangsterzy oraz mordercy boją się skromnego, nieśmiałego kujona z Texasu.<br />
Teraz już nie jestem jak ten kujon rok temu. Teraz wyglądam zupełnie inaczej. I od środka i od zewnątrz.<br />
Ruszyłem przed siebie zbiegając po schodach z szerokim uśmiechem na ustach. Spojrzałem na nich, a w oczach Bill'a mogłem wyczytać zakłopotanie. Parsknąłem cicho śmiechem i wszedłem do kuchni. Czując się jak u siebie wyjąłem mleko i płatki Travisa, usiadłem i zacząłem je jeść z miski Nick'a, który warknął i chciał już zareagować, ale Bill zatrzymał go dobrze wiedząc co robię. Bawiłem się nimi, teraz mogłem. Zero obaw, przecież jestem najsilniejszy. Wiara w siebie pomagała, mama miała rację najlepiej jest wtedy kiedy rozumiesz każdy swój krok i wierzysz w swoją osobę.<br />
Kiedy zjadłem wstałem zostawiając wszystko i wytarłem usta. Podszedłem do nich.<br />
- Młody, jest akcja - burknął nisko Bill kręcąc językiem w swoich ustach.<br />
- Okej - wzruszyłem ramionami i pobiegłem na górę.<br />
Za plecami usłyszałem ich cichą rozmowę.<br />
- Widzisz co się tu kurwa dzieje? On już jest pewniejszy. Wie, że może z nami wygrać.<br />
- Proszę Cię, dzieciak poczuł się pewniej, a ty od razu srasz w gacie? Co z ciebie za głowa gangu? - prychnął Nick. - I tak go wykończymy. Tylko znajdę sposób.<br />
- Na pewno - dodałem pod nosem i poszedłem do pokoju.<br />
Wszedłem pod prysznic i wziąłem go szybko. Po kilku minutach zszedłem już gotowy.<br />
Kiedy jechaliśmy autem myśląc czy czasem nie przesadzam z tą pewnością siebie i wiarą. Ich słowa za bardzo mnie uskrzydliły przez co poleciałem gdzieś daleko, a prawda zawsze zostanie prawdą. Oni są już zaawansowani w tym co robią, ja to marny uczeń ku ich boku. Cholera, poleciałeś stary. Wciąż jestem przecież tym samym chłopakiem tylko dlaczego oni się mnie tak bardzo obawiają? Może jednak mam powody być dumnym z siebie. Przez ten mętlik i niezdecydowanie wyszła mi gęsia skórka. Potarłem ją rękoma. Auto stanęło. Chyba byliśmy za miastem tyle, że z drugiej strony. Nie kojarzyłem tej dzielnicy. Znowu. Wyszedłem i spojrzałem na piasek, jakby z plaży, który poruszył się pode mną. Patrząc w niebo zauważyłem tylko mocno świecące słońce, które na moment mnie oślepiło. Zacisnąłem powieki, a gdy je otworzyłem zobaczyłem cienie szóstki osób idące w moją stronę. Wytężyłem wzrok by ich dostrzec. Nie znałem ich. Byli bojowo nastawieni.<br />
- Redtaised - powiedział jeden, czarnoskóry.<br />
Zatrzymali się dosłownie dwa metry przed nami.<br />
- Crips - wypalił nagle Bill i zagasił papierosa, którego palił już w aucie.<br />
- Sean, to ten koleś od Turnera - powiedział nieznany mi chłopak do czarnoskórego stojącego na przodzie, jak usłyszałem Crips.<br />
Popatrzył na mnie od góry do dołu, kilka razy. Pokręcił głową.<br />
- No co ty, niemożliwe. Taki młody. Wygląda jak typowy żółtodziób - mruknął do kolegi nie spuszczając mnie wzroku.<br />
- Mówię ci, to on. Zobacz - wytknął mu telefon przed twarz.<br />
- O ja pierdole - zrobił duże oczy.<br />
- Że jak? - spytałem zdezorientowany. - O co do cholery chodzi? - wyrwałem mu komórkę i spojrzałem na wyświetlacz.<br />
"Austin Mahone - radzę uważać na niego. Koleś zabił Turnera" było napisane w sms'ie, a do niego było dołączone moje zdjęcie.<br />
Moja klatka unosiła się i opadała w szybkim tempie. Spojrzałem po ich twarzach i obróciłem się szybkim ruchem, na pięcie w stronę Bill'a.<br />
- Co to ma być?! - niemal, że krzyknąłem machając mu ekranem telefonu przed oczami.<br />
- No co? Prawda - wzruszył normalnie ramionami. - Zabiłeś go, a wieści gangach szybko się rozchodzą. Tym bardziej takie.<br />
Warknąłem zły i uderzyłem go za pomocy tego telefonu w nos słysząc strzelenie kości i pękanie ekranu.<br />
- To przez ciebie śmieciu. Ty go zabiłeś - krzyknąłem i rzuciłem komórkę w stronę kolesi z Crips.<br />
Odszedłem na bok. O dziwo nie słyszałem żadnego biegnięcia za mną czy kroków. Nikt nie chciał mi dołożyć za to, że uderzyłem Bill'a no i zepsułem telefon. Usiadłem na jakiś schodach i splunąłem.<br />
Zabiłem kogoś, a teraz wszyscy się boją. Kogo? Kim on był skoro każdy tak przez to panikuje? Musiałem się dowiedzieć i to szybko.<br />
<br />
_____________<br />
Jestem ciekawa czy domyślacie się co będzie dalej :)<br />
Trochę się wypromuję, założyłam bloga o modzie <a href="http://ffashionismypassion.blogspot.com/" target="_blank">TO TEN BLOG</a> gdybyście mogli to proszę Was o wchodzenie, komentowanie i rozsławianie go. Dziękuję, kocham Was! <3Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-87462808819787565482014-08-11T05:32:00.001-07:002014-08-11T05:57:52.429-07:00Rozdział XLWysunąłem się lekko do przodu tak, że mój tyłek został na końcach drewnianych belek. Pochyliłem jeszcze bardziej głowę przyglądając się powierzchni pod mostem. Skoczenie z niego na pewno zakończyłoby się śmiercią, no chyba, że ktoś jest cholernym szczęściarzem i przeżyję ale...skazany na życie na wózku, co już jednak nie jest zbyt powiązane ze szczęściem. Ta wizja od razu cofnęła mnie do tyłu, przesunąłem się znów łapiąc bezpieczny dystans i odetchnąłem. Oparłem czoło o zimną, metalową barierkę. Jej chłód, aż zakuł mnie gdzieś w środku. Przymknąłem oczy i oblizałem spierzchnięte usta tak aby, ślina choć na chwilę je ukoiła. "Co tu się do cholery dzieje?" spytałem jakby siebie w myślach i wstrzymałem oddech. Głowa boleśnie pulsowała, a ręce pociły.<br />
- O co tu chodzi? Co wyście mi zrobili? - szepnąłem.<br />
- My? Nic - wzruszył ramionami. - My tylko ci pomogliśmy zmienić się na lepsze tak żebyś jakoś sobie w tym biznesie radził.<br />
- Jakim biznesie? jakie radził? - nie rozumiałem do czego zmierza. - Ja nie chcę w tym siedzieć, nie chcę zmieniać się w jednego z was, nie chcę niczego co związane z wami albo z tym bagnem! - krzyczałem zdesperowany.<br />
- Austin Austin Austin...- pokręcił głową śmiejąc się pod nosem. - Młody, już za późno. Ty go zabiłeś - pokazał na sinego już chłopaka. - Ty, nikt inny, ty pociągnąłeś za spust. My tylko włożyliśmy ci broń do ręki, taka mała pomoc - puścił mi ironiczne oczko. - Gdzie twoja wdzięczność?<br />
Kolejny raz te słowa wróciły do mojej podświadomości...i kolejny, kolejny, kolejny i znów, aż nagle wstałem zaprzestając walki z samym sobą. Lekko się zachwiałem wypuściłem zgromadzone powietrze i przetarłem wilgne powieki. Dość Austin. Musisz się jakość wziąć w garść. Jakoś. Nie wiem jeszcze jak, ale trzeba iść na przód.<br />
Ruszyłem więc po ruchomych belkach niepewnym krokiem. Zmierzałem ku końcowi mostu powtarzając sobie "idź idź idź idź", gdy poczułem już coś bardziej stabilnego pod nogami, mianowicie ziemie, odetchnąłem cicho, przetarłem spocone od emocji czoło i poszedłem dalej.<br />
Kiedy dotarłem do domu już świtało, znaczy...do domu...raczej do bazy, do burdelu, w którym musiałem siedzieć. Pchnąłem drzwi i uderzył mnie odór piwa, papierosów i ich perfum, które zmieszały się z dymem i stworzyły taką kompozycję, że miałem ochotę zwrócić wszystko z żołądka. Zamknąłem za sobą i zaczął się slalom między ich zapitymi w trupa ciałami. Wszedłem po schodach i skierowałem się do "swojego pokoju", gdy nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstek. Odruchowo obróciłem się i uderzyłem osobę z pięści w nos. Głośny jęk orzeźwił mój tok myślenia i wyostrzył widzenie.<br />
- O mój Boże, Chad - skrzywiłem się lekko poznając nastolatka.<br />
- Za co to? - trzymał rękę na swoim nosie spod której wypływała gęsta, czerwona ciesz, kapiąca czasem na podłogę.<br />
- Myślałem, że któryś z nich, przepraszam - żułem nerwowo swoją wargę. - Chodź opatrzę ci to.<br />
- Daj spokój, jak żyję się z Bill'em to po pewnym czasie umiesz już opatrzyć sobie każdą ranę - wyjął chusteczkę z kieszeni i przyłożył.<br />
- A...no tak, kochający Bill. - westchnąłem głośno. - Dlaczego mnie zatrzymałeś? Chciałeś czegoś?<br />
- Tak, pogadać ale...- rozejrzał się. - Nie tutaj, chodźmy do ciebie.<br />
Skinąłem rozumiejąc, że chcę być dyskretny. Tu każda ściana ma uszy. Poszliśmy do mnie i usiadłem na łóżku czekając, aż Chad opatrzy sobie nos. Po chwili usiadł na przeciwko mnie w miękkim fotelu z wacikami w nosie.<br />
- Słuchaj, wiesz, że bardzo cię lubię i to od pierwszego dnia, gdy się tutaj pojawiłeś, dlatego przychodzę cię ostrzec.<br />
- To znaczy? - podniosłem brwi zaciekawiony.<br />
- Chłopacy coś szykują na ciebie, chcą cię wykończyć bo podobno nie działasz tak jak masz działać i strasznie ich wkurwiasz.<br />
- Ach tak? Bo zacząłem się im stawiać to już nie mają rady? - zaśmiałem się gorzko. - Gangsterzy - zadrwiłem.<br />
- Austin, oni raczej boją się, że stajesz się lepszy od nich wszystkich razem wziętych...i z maskotki gangu przeistoczysz się we wroga i największe zagrożenie dla ich biznesu - pocierał ręce.<br />
- Że co? - zrobiłem duże oczy i wstałem. - Ale...moment - uniosłem rękę. - Jak kto lepszym od nich? Ja w ogóle nie chcę być tacy jak oni, ciągle zbaczam z tych dróg i omijam każdy temat z tym związany żeby tylko nie zaczerpnąć tego stylu, nawet w najmniejszym stopniu.<br />
- Nie panujesz nad tym. Nawet ja obserwując cię tylko z boku widzę, że nie jesteś już taki jaki byłeś kiedyś. Zmieniasz się Austin, a jeśli nie zaprzestaniesz tego działania do przepoczwarzysz się w seryjnego zabójcę z sercem zimnym jak lód.<br />
Opadłem na łóżko i warknąłem zakrywając twarz.<br />
- Ja próbuje Chad, ciągle z tym walczę, ale problem w tym, że to silniejsze ode mnie - szepnąłem bezsilnie czując jak oczy zaczynają mnie piec. - Ktoś kieruje za mnie, tam od środka.<br />
- Stary...- zaczął cicho i przez dłuższy czas nic nie mówił więc odsłoniłem twarz i spojrzałem na niego. - Czuję, że już jest za późno - szepnął w końcu patrząc mi prosto w oczy.<br />
- Co ty pierdolisz? - warknąłem podnosząc się.<br />
- Widzisz...- też wstał jakby bał się, że mając przewagę coś mu zrobię. - Od kiedy przeklinasz? Od kiedy mówisz takim tonem? Od kiedy bijesz każdego, który cię tylko dotknie? - wskazał na nos.<br />
Przez chwile zaciskałem zęby, ale dotarło do mnie każde jego słowo i to tak jakby wbijało mi się w mózg z ogromną siłą. Rozluźniłem mięśnie i opuściłem głowę. Nie miałem już nic do powiedzenia. Wszystko było jasne.<br />
- No więc właśnie - powiedział znowu cichym i łagodnym tonem. - To nie ty, to któryś z nich, nie Austin - szepnął jakby z bólem i żalem po czym wyszedł powoli z pokoju.<br />
Opadłem na kolana. Nie miałem już siły, nie wiedziałem jak z tym walczyć. Pociągnąłem za swoje włosy i głośno krzyknąłem dając upust swoim nerwom. A zaraz potem...<br />
Opadłem na podłogę całym ciałem i zacząłem szlochać jak dziecko.<br />
<br />
__________________<br />
W końcu jest!<br />
Wasz upragniony rozdział.<br />
Przepraszam, że nie pisałam ale byłam na wakacjach i trochę za bardzo wychillowałam i nie miałam weny. Postaram się o jeszcze co najmniej 3-4 nowe rozdziały do końca wakacji, jeśli będę miała dostęp do kompa.<br />
PRZEPRASZAM!<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-45128686970927742892014-05-31T17:28:00.001-07:002014-05-31T17:32:25.681-07:00Rozdział XXXIXWyplułem chłodną wodę, która spłynęła po całym moim ciele dostając się też do ust.<br />
- Cholera! - krzyknąłem przez niską temperaturę cieczy moczącą mnie od głowy do pasa.<br />
Otarłem twarz i odetchnąłem głośno, zauważyłem chłopaków przed sobą.<br />
- O co chodzi? Zasnąłem no nie? - przecierałem oczy. - Ale to nie znaczy, że macie mnie lać kurwa lodowatą wodą, można chyba po prostu szturchnąć tak? Obudziłbym się.<br />
Spojrzałem w bok i ujrzałem ciało z przestrzeloną głową.<br />
- Jezu Chryste! - wstałem szybko znajdując się wcześniej dość blisko. - C...co to jest? - pokazałem na zwłoki.<br />
- Trup, nie poznajesz? - zmarszczył czoło Bill, jego kąciki ust były delikatnie podniesione, ale tak że zarysowywały na jego twarzy cień uśmiechu.<br />
- Widzę, że trup ale...- rozejrzałem się. - Co my tu robimy? Gdzie my w ogóle jesteśmy i jak się tu znaleźliśmy? - złapałem się za mocno bolącą głowę.<br />
Pamiętałem tylko skromne urywki z momentu, gdy byłem w samochodzie. Kilka słów i...to wszystko. Nic więcej nie było w mojej pamięci, pustka i nicość z dzisiejszego dnia.<br />
- Myślę, że za bardzo nam ufasz - powiedział Bill. - Z jednej strony niby dobrze, ale z drugiej...- pokręcił głową.<br />
- O czym ty do mnie mówisz człowieku? Gadaj! - złapałem za jego koszulkę i mocno zacisnąłem zęby.<br />
Jego pogardliwy wzrok zilustrował moje drobniejsze ciało stojące przed nim i trzymające za jego ubranie. Podniósł brwi. Szybko go puściłem, a on poprawił t-shirt.<br />
Przeczesałem palcami obu rąk włosy ciągnąc za nie mocno, położyłem ręce na swoim rozpalonym karku.<br />
- O co tu chodzi? Co wyście mi zrobili? - szepnąłem.<br />
- My? Nic - wzruszył ramionami. - My tylko ci pomogliśmy zmienić się na lepsze tak żebyś jakoś sobie w tym biznesie radził.<br />
- Jakim biznesie? Jakie radził? - nie rozumiałem do czego zmierza. - Ja nie chcę w tym siedzieć, nie chcę zamieniać się w jednego z was, nie chcę niczego co związane z wami albo z tym bagnem! - krzyczałem zdesperowany.<br />
- Austin Austin Austin...-pokręcił głową śmiejąc się pod nosem. - Młody, już za późno. Ty go zabiłeś - pokazał na sinego już chłopaka. - Ty, nikt inny, ty pociągnąłeś za spust. My tylko włożyliśmy ci broń do ręki, taka mała pomoc - puścił mi ironiczne oczko. - Gdzie twoja wdzięczność?<br />
Oddech dosłownie uwiązł mi w gardle. Sapałem ciężko i z trudem, słyszałem jak powietrze wypuszczane ze mnie energicznie obija się o moje płuca.<br />
Zwolniłem.<br />
Wszystko zwolniło.<br />
Spojrzałem na ciało i po chwili na swoje dłonie, które były we krwi. Zdarte i sine kostki nawet nie bolały.<br />
Nie czułem.<br />
Upadłem na kolana, schowałem twarz w swoich rękach i załkałem bezsilnie przez ból, który mnie przytłaczał i to tak mocno, że prawie wbijałem się w ziemie.<br />
- Nie chcę! Błagam nie, proszę...- szlochałem nad sobą.<br />
- Nie maż się, to tylko trup - obojętność Nick'a dobijała jeszcze bardziej.<br />
- Człowiek, taki jak ty, ja i oni. Nie znałem go, nie wiedziałem, że... że zabiłem - płakałem mimowolnie.<br />
- Sądzę, że jednak nie musieliśmy ci nic podawać. Ty już jesteś jedną nogą po tej drugiej stronie. To kwestia czasu - Bill włożył pomiędzy wargi zgniecionego papierosa.<br />
- Wiedziałem, że to nie był sok - otarłem niezdarnie poliki. - Jak można być takimi potworami?<br />
- Spokojnie, masz jeszcze serce bo inaczej byś nie ryczał jak ostatnia ciota nad śmierdzącym ciałem - zaśmiali się. - Ale tak jak mówiłem, kwestia czasu...<br />
- Nienawidzę was, was i tego wszystkiego w koło - zacisnąłem powieki i wstałem. - Zniszczyliście mnie. Zmieniliście i zraniliście. Jestem zepsuty przez was, ale ja się nie dam...nigdy się nie poddam i nie będę mordercą - odszedłem szybkim krokiem ścieżką.<br />
- Młody, ty już nim jesteś, a nienawiść to zła cecha!<br />
Zwinąłem palce w pięści i zacisnąłem je. Zaschnięta krew na kostkach popękała, a spod spodu wyleciała nowa, świeża i ciemnoczerwona.<br />
Splunąłem w bok i po chwili szybko zasłoniłem usta. Potrząsnąłem głową wiedząc jak się właśnie zachowuję. Rozluźniłem uścisk i westchnąłem cicho, ruszyłem biegiem w stronę starego, żelaznego mostu. Wdrapałem się przez barierki przeskakując je, ponieważ most od dawna był zamknięty. Usiadłem tak, że zwisały mi nogi i patrzyłem na kupę rupieci i żelastwa pode mną, ponieważ było tam złomowisko.<br />
Oparłem czoło o zardzewiałą belkę, która dała ukojenie mojemu spoconemu i rozpalonemu od bólu głowy i ciała czołu. Przymknąłem oczy. Cały się trzęsłem na myśl tego co mi zrobili i co...zrobiłem ja. Nieświadomie, ale jednak zrobiłem.<br />
Dobrze, że tego nie pamiętałem. Nie zasnę na pewno dzisiejszej nocy, a co byłoby gdyby wszystko odbyło się na trzeźwym umyślę. Nie spałbym przez długi okres. Nie wiem czy mógłbym nawet normalnie funkcjonować. To wszystko źle działało na mnie. Wypalało dziurę w środku, sprawiało, że miałem chęć skoczenia. Patrzyłem jak stopy zwisają w dół mierząc w głowie odległość do ziemi i prawdopodobieństwo tego, że po skoku...<br />
umrę.<br />
<br />
__________<br />
krótkie.<br />
wiem, przepraszam.Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-17084462816134627292014-05-04T06:01:00.000-07:002014-05-31T16:24:49.679-07:00Rozdział XXXVIIIPowrót do domu był walką z ciągłymi, ponurymi myślami co tak naprawdę się dzieję.<br />
Nie brałem tego na poważnie, aż do teraz.<br />
"A może to będą lepsze zmiany" - przypomniałem sobie słowa Demi, nie zapowiadało to zmiany na lepsze, wręcz odwrotnie.<br />
To co się szykowało miało wywrócić moje życie do góry nogami, miało zmienić wszystko w koło.<br />
Zazwyczaj czułem, że ktoś nade mną czuwa abym nie robił głupot, ale teraz...byłem sam.<br />
Nikogo nade mną nie było. Dokładnie tak jakby mój anioł stróż doszedł ode mnie czyniąc moją osobę złą, albo...odszedł bo sam się stałem zły.<br />
To wszystko strasznie mnie męczyło, wszedłem do domu wolnym i niepewnym krokiem wiedząc, że zaraz zaczną się pytania. I tak było.<br />
-I co? Coś ci zrobili? Co mówili? Wiedzą, że Demi żyję? - od progu wypytywała mnie mama.<br />
- Nie mamo, nie wiedzą - westchnąłem, ściągnąłem kurtkę taty wieszając ją na drewnianym wieszaku stojącym za drzwiami.<br />
- Austin...co się stało? - przed nią nic nie dało się ukryć.<br />
- Problem w tym, że nie wiem mamo, nie mam pojęcia. Nie jestem nawet do końca pewny czy jestem Austinem - szepnąłem i wbiłem wzrok w podłogę.<br />
- C-co ty opowiadasz? - zrobiła krok w moją stronę, ale po chwili cofnęła się. - Austin?<br />
Napiąłem mięśnie i zacisnąłem powieki.<br />
- Mamo...muszę zostać sam, choć na chwilę - ominąłem ją zostawiając za sobą tylko lekki zapach perfum i wyszedłem na taras z tyłu domu.<br />
Od czasu do czasu wychodziłem tutaj, aby pomyśleć. Usiadłem na drewnianej belce i oparłem łokcie o kolana pochylając się do przodu.<br />
To co czułem w sobie nie było zwykłym uczuciem, było czymś co raczej rzadko mi się zdarzało. Czułem to bardzo dobrze, gdy byłem w ich domu, gdy kazali mi zabić Demi, gdy usłyszałem co robią Nicole.<br />
Złość, nerwy, gniew? Nie wiem jak to nazwać. Coś okropnego kierującego za mnie.<br />
Ja naprawdę byłem inny. Mówią "z kim się zadajesz taki się stajesz" ale ja nie miałem zamiaru być jak oni, nie mogłem tak postępować, nie mogłem cieszyć się z morderstw. Jak mógłbym wracać do domu z zakrwawionymi rękoma, otwierać lodówkę i coś jeść. Bo oni tacy byli. Świeża, jeszcze ciepła krew na ich skórze nie przeszkadzała im. Wręcz przeciwnie, nakręcała ich jeszcze bardziej. Przez nią czuli, że żyli. To tak jakby ich narkotyk. Byli społecznymi wampirami, żywili się krwią niewinnych, ale często też winnych osób. Każdy strzał, każde naciśnięcie spustu, każda rozerwana głowa albo klatka piersiowa była dla nich czymś wspaniałym, wymarzony i wyczekanym. Zupełnie jak wigilijne prezenty dla każdego dziecka. Dlatego właśnie nie chcę być jednym z nich.<br />
Mój czas na tym świecie jest ograniczony i zbyt krótki więc nie mogę przecież tracić go na prowadzenie nie swojego życia...<br />
<br />
<br />
=== 3 dni później ===<br />
Siedziałem na łóżku w pokoju przeznaczonym dla mnie. Nerwowo bawiłem się palcami i strzykałem kostkami. Planowali coś i knuli na dole. Czekałem kiedy ogłoszą mi co. Nie chciałem morderstw, krwi i strzelania. Chciałem żeby w końcu raz na zawsze odwalili się ode mnie i mojej rodziny.<br />
Wstałem, kolana strzyknęły od ciągłego siedzenia. Rozciągnąłem się i zacząłem chodzić po pokoju. Strzepywałem ręce. Nagle wszedł Travis.<br />
- Chodź, wyjeżdżamy młody - oświadczył swoim niskim tonem.<br />
- Gdzie? - spojrzałem na niego od razu.<br />
- Bill ci wyjaśni w aucie, chodź - powtórzył i wyszedł.<br />
Narzuciłem kurtkę na swoje ciało i zszedłem. Ubrałem buty i po chwili znalazłem się w samochodzie z całą resztą. Spojrzałem na nich po kolei.<br />
- Okej więc słuchaj - zaczął Bill. - Jedziemy na akcje, jest do wykończenia kilku typków, jeden jest dla ciebie - uśmiechnął się.<br />
- Al...- nie zdarzyłem powiedzieć.<br />
- Oczywiście to zrobisz bo inaczej twoja mamusia jeszcze dziś wieczorem będzie 3 metry pod ziemią.<br />
Wypuściłem ze świstem powietrze i opuściłem głowę.<br />
- Ja nie dam rady - pokręciłem głową.<br />
- To już twój zasrany problem - podał mi butelkę. - Masz, napij się.<br />
- Co to? - zmarszczyłem czoło.<br />
- Picie a co innego?<br />
Bill? podał mi picie? żebym opanował swoje pragnienie?<br />
Nie nie nie, niemożliwe. Co się dzieje do cholery.<br />
Odkręciłem i powąchałem, pachniało normalnie więc wziąłem łyka. Smak też był taki jak powinien więc uznałem, że to nic takiego, i że naprawdę stał się nagle, w 5 sekund dobroduszny. <br />
Oddałem mu butelkę, oblizałem usta ścierając z nich resztkę napoju. Spojrzałem w szybę. Obserwowałem jaka to dzielnica.<br />
Nie znałem jej, byłem tu chyba pierwszy raz. Albo mi się wydaję. Ciężko było mi stwierdzić po wyrazistych, rażących barwach. Domy nie były zbyt dobra konstrukcją, ponieważ uginały się jakby się nam kłaniały. Z mojego gardła wydobył się cichy, niski rechot. Zasłoniłem nagle usta nie mogąc się opanować od śmiania.Chłopaki spojrzeli na siebie i skinęli głowami. Nick wcisnął mi w dłoń większą broń od mojej. Auto gwałtownie się zatrzymało, a moje bezwładne ciało uderzyło o fotel przede mną. Zaśmiałem się jeszcze głośniej. Przyłożyłem pistolet do skroni Nick'a i wydałem z ust dźwięk pistoletu, zachichotałem, a on tylko odtrącił od siebie moją rękę.<br />
- Możesz mnie tym zabić idioto - warknął.<br />
- Daj mu spokój, wiesz, że nie wie co robi - powiedział Bill z szerokim uśmiechem.<br />
Wysiedliśmy, nogi ugięły się pod moim ciężarem ale dałem rade doczłapać się do małego lasku do którego kierowali się chłopacy. Niezdarnie potykałem się o korzenie. Śmiałem się sam z siebie. W oddali zobaczyłem trójkę ludzi. Podeszliśmy bliżej. Oglądałem swoją broń ze skupieniem.<br />
- Co to za nowa ciota u was? - spytał jeden nieznajomy.<br />
- To nasz niedoświadczony rodzynek - odpowiedział mu Bill.<br />
Śmiech i rozbawienie przejawił się w furie i agresję.<br />
- Coś kurwa powiedział? - doskoczyłem do nie znanego mi chłopaka, ale niestety zdążyli mnie odciągnąć.<br />
Czułem w żyłach taką adrenalinę, taką chęć uderzenia go, że powoli wybuchałem obezwładniony przez gangsterów.<br />
- Masz kasę? - spytał Nick.<br />
- No wiecie, no...miała być na wtorek, a jest środa - podrapał się po karku. - To tylko jeden dzień spóźnienia, może poczekacie do piątku wtedy na pewno uzbieram.<br />
Zaśmiali się wszyscy na raz, a ja z nimi chociaż kompletnie nie wiedziałem z czego.<br />
- Josh...zapomniałem ci powiedzieć, że nasz rodzynek musi na kimś potrenować - pokazał ruchem głowy, że mają mnie puścić, a ja jak groźny pies spuszczony z łańcucha dobiegłem do niego i zacząłem go bić. W końcu upadł, usiadłem na nim i okładałem jego twarz pięściami. Moje kostki robiły się sine, ale ciało nie kazało zwalniać. Uderzałem tyle ile mogłem uśmiechając się przy tym ciemno.<br />
- Jestem ciotą tak? A kto teraz na kim siedzi? - podniosłem go za koszulkę, wypluł krew. - No właśnie - splunąłem.<br />
- Dobra mały, koniec zabawy, konkrety - poganiał mnie Bill<br />
Wstałem radosny i wyciągnąłem broń, przeładowałem.<br />
- Ostatnie słowo? - wymierzyłem.<br />
- Nie spudłuj - wychrypiał ciężko.<br />
Mój gorzki śmiech rozniósł się pomiędzy nami i strzeliłem bez żadnych skrupułów, prosto w jego głowę.<br />
- Bez obaw - mruknąłem pod nosem i schowałem pistolet.<br />
Zaczęliśmy się śmiać z chłopakami.<br />
- Tak jest, o to chodzi stary - poklepał mnie po ramieniu Mike.<br />
- Jesteś nasz - powiedział do mnie Bill.<br />
<br />
___________<br />
Liczę na więcej niż na 10 komentarzy :(Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-56534702914990984352014-04-05T13:38:00.000-07:002014-05-04T05:31:57.179-07:00Rozdział XXXVIIWstałem pełny nadziei na lepszy dzień. Źle się czułem, ale nie chodzi mi o samopoczucie tylko tą psychiczną część człowieka. To było coś takiego jakby ktoś przygniótł mnie kilku tonowym kamieniem i kazał wstać. To było uczucie towarzyszące mi za każdym razem, gdy do nich szedłem. Dziś musiałem się z tym zmierzyć, taki był mój wybór, tak postanowiłem, życie moich bliskich za moje.<br />
Stałem przed lustrem i myłem zęby, patrzyłem sobie w oczy, ale czułem jakby naprzeciwko mnie stała całkiem inna, obca osoba. Oczy nie były te same, nie potrafię wyjaśnić o co dokładnie mi chodzi, ale zgubiły swój blask, kolor. Były wypłowiałe, zmęczone i...gniewne? Nie mogłem na siebie patrzeć, czułem ogromny ból w sercu, ponieważ dochodziło do mnie to, że się zmieniłem. Dostrzegałem to teraz bez problemu.<br />
Do łazienki weszła Demi, objęła mnie od tyłu i pocałowała w ramię. Uśmiechnąłem się do niej w lustrzę i po chwili zobaczyłem jak jej powieki opadają, a po poliku spływa łza. Szybko się odwróciłem i przytuliłem ją. Nie musiałem nic mówić, wiedziałem o co chodzi. Gładziłem uspokajająco jej plecy całując w głowę*<br />
- Nie chcę, nie idź tam - zacisnęła ręce wokół mojego ciała.<br />
- Shh, przecież wiesz, że będzie dobrze - szepnąłem do jej ucha chowając nos w jej piękne, ciemne włosy. - Musi być.<br />
- Austin, błagam - uniosła głowę. - Uważaj na siebie - powiedziała i musnęła moje wargi.<br />
Pokiwałem tylko głową, ubrałem koszulkę i zaczesałem włosy.<br />
- Muszę już iść - powiedziałem, pocałowałem jej czoło i wyszedłem.<br />
Było wcześnie, wszyscy oprócz naszej dwójki spali. Wyszedłem przed dom. Wszystko wyglądało jak polane mlekiem czy maślanką. Wszędzie rozciągała się mgła, a trawa błyszczała od rosy. Powietrze charakterystyczne dla październikowych poranków wskoczyło na moją twarz, wchodząc pod skórę i powodując, że szybko zaczerwieniły mi się poliki i czubek nosa. Wszedłem do auta i skostniałymi rękoma włączyłem ogrzewanie, pocierałem i chuchałem na nie żeby krążąca w nich krew szybciej rozgrzała mi palce. Odpaliłem silnik i nacisnąłem pedał gazu przez co auto wydało z siebie niski warkot, wyciągnąłem ze schowka pistolet, przeładowałem go, włożyłem tam gdzie zawsze i ruszyłem. Zaciskałem mocno palce na kierownicy, w lusterku obok mojej głowy widziałem swoje oczy, zerkałem tam czasem zaniepokojony widokiem, serce mocno obijało mi się o klatkę powodując drżenie ciała, przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem głęboko w swoje źrenicę.<br />
Wszystko się oddaliło, przeniosłem się w inny świat, widziałem siebie śmiejącego się z chłopakami z gangu nad czyimś ciałem, przybiłem piątkę Billowi, mówił coś do mnie ale trudno było zrozumieć co. Wydawało mi się, że powiedział "jesteś nasz", ale nie rozumiałem dlaczego miałby mi tak powiedzieć, to wszystko nie scalało się w jedną część. Uśmiechnąłem się cwano unosząc kącki ust i zapaliłem papierosa, wypuściłem dym....<br />
Ocknąłem się i zobaczyłem bardzo gęstą mgłę przed maską auta, chciałem zwolnić ale uderzyłem w coś przez co straciłem panowanie nad kierownicą, lecz ostatecznie wszystko udało mi się uspokoić. Zatrzymałem się na poboczu głośno oddychając. Czerpałem z powietrza krótkie i szybkie dawki tlenu jakby miało go zaraz zabraknąć, przetarłem twarz, chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi. Powoli i niechętnie wysiadłem. Zadawałem sobie pytanie czy to dalsza część wizji czy już naprawdę stąpam po ziemi. Obawiałem się, że zobaczę ciało człowieka. Trudno było mi to wyimaginować w głowię, a co dopiero w rzeczywistości. Brnąłem przez mgłę, która osiadała mi na twarzy. Zobaczyłem plamę krwi, która jako jedyna odznaczała się pośród tej szarej pogody. Zagryzłem nerwowo wargę i żując ją podszedłem bliżej. Wstrzymałem oddech, a moim oczom ukazał się potrącony jeleń. Wypuściłem zgromadzone powietrze ze świstem.<br />
- Przepraszam mały - szepnąłem, chciałem go zepchnąć z ulicy żeby nikt już go nie najechał, ale on podniósł się w szoku i pogalopował dalej.<br />
Uniosłem głowę i zaczesałem znowu włosy ciągnąc energicznie za ich końce i krzycząc. Mój głos wrócił do mnie wraz z echem. Czułem jak cały drżę i to nie przez chłodny klimat panujący na dworze. Coś się we mnie działo, coś niedobrego i nieokreślonego i bałem się tego jak cholera, ale nie wiedziałem jak temu zapobiec. W co uderzyć żeby zaprzestać wewnętrznej zmianie.<br />
Wróciłem do pojazdu i dojechałem, tym razem wolniej. Z minuty na minute widoczność się poprawiała. Gdy byłem już w mieście wszystko było jak na dłoni. Podjechałem pod siedzibę gangsterów, wysiadłem rozproszony i podszedłem do drzwi. Chwyciłem za rączkę pistoletu sprawdzając czy jest bo przez jego ułożenie już nawet go nie czułem. Spod koszulki wyciągnąłem łańcuszek z krzyżykiem, pocałowałem go i włożyłem z powrotem pod t-shirt.<br />
- Panie czuwaj nade mną - powiedziałem do siebie i zadzwoniłem do drzwi.<br />
Słychać było zbieganie po schodach i przekręcanie zamka, drzwi się otworzyły.<br />
- No trzymajcie mnie - zaśmiał się Bill stojąc przede mną w samych bokserkach. Zauważyłem na jego ciele liczne blizny i znamiona.<br />
- Miałem być to jestem - mruknąłem i włożyłem ręce do kieszeni.<br />
- No i bardzo dobrze, właź - wciągnął mnie za koszulkę do środka, rozejrzał się i zamknął drzwi na dwa spusty.<br />
Poprawiłem bluzkę i rozejrzałem się. Zawsze mnie dziwiło to, że panował tam porządek, a to dość dziwne jak się wie kto tu mieszka.<br />
- No i co chcesz z tym dalej zrobić huh? - spytał Bill siadając na fotelu i zapalając skręta<br />
- A co mam chcieć? - zmarszczyłem czoło. - Będę musiał wlec za wami dupę żebyście się w końcu odjebali od mojej rodziny gnoje.<br />
- Posłuchaj...-wstał.<br />
- Nie, to ty posłuchaj - dotknąłem czubkiem palca jego torsu, a on zaniemówił. - Nie jestem tu dla przyjemności, nawet moja droga do tej waszej chaty nie była przyjemna. Zresztą nic co związane z wami nie jest przyjemne. Ta "praca" czy jak to tam sobie pozywacie również, ja nie mam zamiaru bablać się w tym gównie, nie będę nikogo zabijał. Mogę być w tym jebanym gangu i chodzić za wami na popieprzone akcje, ale nic więcej robić nie będę - syknąłem w jego stronę. - Już to, że muszę patrzeć na każdą waszą mordę po kolei jest dla mnie sporym wyzwaniem więc nie wymagaj ode mnie więcej okej? Bo sorry, ale możesz pomarzyć, że to wykonam...<br />
Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a popiół ze skręta spadł na dywan. Włożył go między wargi i zaczął mi klaskać.<br />
- Brawo brawo brawo! - krzyknął.<br />
- O co ci chodzi? - zmarszczyłem brwi w geście pytania.<br />
- Byłeś przez ten wolny czas na jakimś kursie pod tytułem jak być złym? albo bo ja wiem...um...jak stać się gangsterem? - zaśmiał się i zaciągnął.<br />
- Nie palancie, czasem wystarczy powiedzieć to co się czuję - westchnąłem sfrustrowany.<br />
- Jest rano i nie chcę mi się ciebie teraz zabijać za te wszystkie niewdzięczne słowa padalcu - usiadł znowu. - Powiem tak, moje zadania i tak będziesz spełniał bo wiesz dobrze, że jeśli mi się coś nie spodoba zajebie twoją cudowną i kochającą rodzinkę - zaśmiał się i wypuścił obłok szarego dymu.<br />
Odetchnąłem głośno i usiadłem na kanapie.<br />
- Czego jeszcze ode mnie chcesz? - spytałem zmęczony całą sytuacją.<br />
- Ja chcę ciebie na wyłączność i ty mi to dasz.<br />
Pochyliłem się do przodu opierając łokcie o kolana.<br />
- A jeśli ja w to nie wchodzę? - zmrużyłem oczy.<br />
- To ja wejdę w twoją mamuśkę - zaśmiał się głośno.<br />
Warknąłem na znak zdenerwowania i wstałem energicznie, na dół zeszła reszta chłopaków więc gdybym uderzył Bill'a pewnie zabili by mnie.<br />
- Kogo my tu widzimy, panienka w domku - zagwizdali, a ja policzyłem do 10 i usiadłem z powrotem opanowując się.<br />
- Okej, okej - uniosłem ręce pokazując, że ulegam na jego propozycję. - Co mam robić?<br />
- Mieszkasz tu, słuchasz się i nie gadasz z nikim więcej, szczególnie z psiarnią. Pracujesz dla nas i to jest twoja ostatnia szansa, jeśli ją zjebiesz obiecuję ci, że kulka w twoją głowę wyleci z mojego pistoletu szybciej niż myślisz, a później w resztę twojej rodziny...po kolei - ułożył dłonie w pistolet, zmrużył jedno oko i pokazywał jak to będzie robił wydając dźwięki.<br />
- A my poprawimy - powiedział Nick. - Tęskniłeś? - spytał do mojego ucha, a ja uderzyłem go w tors z łokcia i podniosłem rękę trafiając w jego nos.<br />
Syknął i już we mnie wymierzył kiedy Bill się wtrącił.<br />
- Daj spokój Nick, jeszcze nie raz mu się oberwie, dobrze wiesz - zagasił papierosa. - Jedziesz teraz do swojej nory, rano punkt szósta przywozisz rzeczy i żyjemy sobie pięknie i ślicznie w zgodzie ze sobą i prawem tak Austin? - uśmiechnął się pokazując zęby.<br />
Moje dziurki od nosa szybko i mocno się rozszerzały.<br />
- Tak Austin? - spytał ponownie, a ja patrzyłem na niego z wielką złością, a w myślach widziałem jak okładam go z całych sił leżącego na podłodze.<br />
- Tak Austin? - krzyknął mi w twarz, a ja wstałem i poprawiłem kurtkę taty, którą jak zawsze miałem na sobie.<br />
- Tak - odpowiedziałem łagodnie.<br />
- No, to widzimy się jutro o tej samej porze. I bez żadnych pierdolonych akcji rozumiesz? -syknął jadowicie.<br />
- Tak - powtórzyłem nie zmiennym tonem, skierowałem się do drzwi.<br />
- I kup sobie w końcu jakąś porządną kurtkę, a nie chodzisz a jakiś szmatach.<br />
Zacisnąłem zęby i przejechałem czubkiem języka po górnej szczęce, wyszedłem z domu żeby nie wszcząć awantury.<br />
Wsiadłem do auta i doszło do mnie jak się tam zachowywałem.<br />
- Jezu...co się dzieje? - spytałem załamany samego siebie i spojrzałem w lusterko. - To ty Austin, to ty, ten sam Austin Mahone, kujon z Teksasu - powtarzałem jak mantrę przez kilka minut.<br />
Odjechałem w końcu kierując trzęsącymi rękoma, patrzyłem uważanie na drogę zagryzając policzek i zastanawiając się nad swoim zachowaniem.<br />
_______________<br />
Przepraszam...<br />
Testy...<br />
Nie jestem maszyną...<br />
<br />Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-29923441549326307472014-02-09T12:07:00.000-08:002014-02-09T12:37:11.893-08:00PODZIĘKOWANIA! THANKS! DANK! СПАСИБО! TAKK! <b>Moi drodzy, kochani, najwspanialsi czytelnicy na świecie :) </b><br />
<b>Dobiliśmy prawie do 12 tysięcy wyświetleń i dziękuję Wam za to z całego mojego serca! Jesteście wspaniali. Najlepsze jest to, że czytają mnie ludzie z całego świata, naprawdę nie mam pojęcia jakim cudem, ale im też dziękuję. Dziękuje Wam wszystkim bo dzięki Wam tutaj jestem i mam nadzieję, że nasza wspólna droga dopiero się zaczęła. Kocham Was <3</b><br />
<b>BLOG JEST CZYTANY W:</b><br />
<b>Polsce</b><br />
<b>Stanach Zjednoczonych</b><br />
<b>Niemczech</b><br />
<b>Rosji</b><br />
<b>Ukrainie</b><br />
<b>Wielkiej Brytanii</b><br />
<b>Norwegii</b><br />
<b>Kanadzie</b><br />
<span style="font-weight: bold;">Irlandii</span><br />
<b>Indonezji</b><br />
<br />Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-35083058895053795262014-02-09T11:56:00.001-08:002014-02-13T01:10:17.547-08:00Rozdział XXXVIByliśmy już po kolacji i każdy rozszedł się do swoich pokoi. Leżałem z wtuloną w moje ciało Demi.<br />
<div>
- Więc...ten koleś się obrócił i to byłeś ty? - bawiła się moim medalikiem. </div>
<div>
- Tak - odetchnąłem z trudem przez kłębiące się w mojej głowię wspomnienia po koszmarze. - Zabiłem wszystkich...nawet Ciebie. </div>
<div>
- Ale nigdy byś tego naprawdę nie zrobił - spojrzała na mnie delikatnie zakłopotana.</div>
<div>
- Nie, nie no co ty. Za bardzo cię kocham i jesteś dla mnie zbyt ważna - złożyłem na jej czole kojący pocałunek. - Nie mam pojęcia co mógł znaczyć ten sen...- dodałem po chwili.</div>
<div>
- Może oznacza to wielkie zmiany jakie zaszły albo zajdą w twoim życiu? - przesuwała wierzchem swojej małej dłoni po moim policzku.</div>
<div>
- Nie chcę ich, nie chcę zmian - jęknąłem desperacko i schowałem nos w jej włosach. - Nie lubię ich.</div>
<div>
- A może to będą lepsze zmiany? </div>
<div>
- Sądząc po śnie nie zapowiada się dobrze - szepnąłem.</div>
<div>
- To tylko sen skarbie, nie martw się tyle i odpoczywaj - pocałowała mnie dając minutowe uniesienie dla mej zmęczonej i rozerwanej duszy.</div>
<div>
- Tak strasznie cię kocham i dziękuje Bogu za ciebie każdego dnia - szepnąłem w jej usta mając przymknięte oczy.</div>
<div>
Chciałem pozbyć się z głowy widoku jej postrzelonego ciała wiszącego bezwładnie na krześle, a wraz z tym pozbyć się od razu dobijającej myśli, że sam do tego doprowadziłem.</div>
<div>
- Ja też cię kocham, bardzo bardzo - cmoknęła mnie słodko. - Austin...jutro mija trzeci dzień od spotkania z Redtaised - przygryzła nerwowo wargę.</div>
<div>
- Wiem - szepnąłem.</div>
<div>
- I? Co postanowiłeś? - zaczęła żuć swoje usta.</div>
<div>
- A jak myślisz? Chcę was chronić bo tylko was na tym świecie mam, a wiem, że oni są zdolni do wszystkiego. </div>
<div>
- Czyli...wstąpisz znowu do gangu?</div>
<div>
- Tak, zrobię to dla was żebym nie musiał martwić się każdego dnia o wasze życie.</div>
<div>
- Za to my będziemy się martwić o twoje - mruknęła niezadowolona.</div>
<div>
- Jeśli wszystko pójdzie okej, nie będę ich denerwował i sprawiał problemów to nie będzie potrzeby martwienia się - wzruszyłem lekceważąco ramionami jakbym robił to milion razy. </div>
<div>
W sercu czułem inaczej, ale nie mogłem okazać, że się boję.</div>
<div>
- Jeśli tak będzie. A oboje dobrze wiemy, że nie lubisz się do kogoś dopasowywać i większość rzeczy robisz po swojemu więc prędzej czy później coś się stanie - patrzyła mi w oczy dokładnie tak jakby chciała wyciągnąć z mojego środka strach i przekazać mu, że nie może pozwolić mi tam iść.</div>
<div>
- Nie Demi, będzie dobrze. Obiecuję ci. Będąc wśród nich mamy większe możliwości na zniszczenie ich. Zepsucie od środka, rozumiesz? - zaczesałem jej włosy.</div>
<div>
- T-tak ale ja...ja będę się cholernie martwić rozumiesz? Nie chcę cię tracić - zauważyłem jak jej oczy napełniają się łzami.</div>
<div>
- Hej, skarbie - szybko ją przytuliłem nie pozwalając na wypłynięcie słonej substancji i na bycie jej smutną.- Wiesz dobrze, że nie idzie mnie tak szybko wykończyć. Zawsze będę walczył do końca, między innymi dla ciebie. Nigdy cię nie zostawię - szepnąłem i pocałowałem jej głowę.</div>
<div>
- Ale ich jest 5 a ty sam jeden - spojrzała na mnie z drżącą wargą. Natychmiast znów ją do siebie przytuliłem.</div>
<div>
- I co z tego? Jestem mądrzejszy od nich wszystkich razem wziętych, a pamiętaj, że to nie siła wygrywa, lecz mądrość, a wszystko przychodzi do nas z właściwych powodów we właściwym czasie. Muszę przejść przez ten okres bo wiem, że czegoś mnie nauczy.</div>
<div>
Zdawało mi się jak stopniowo się uspokaja, a jej napięte ciało rozluźnia.</div>
<div>
- Po prostu o tym nie myśl. Przyrzekam być zawsze przy tobie. Nawet po śmierci - uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią.</div>
<div>
- Dziękuję Austin, dziękuję za wszystko - szybko mnie pocałowała.</div>
<div>
Za każdym razem, gdy tylko mnie dotknęła moje ciało wirowało. Nieważne w jakim stanie bym był, zawsze działała na mnie tak samo dzięki czemu wiedziałem, że to ta właściwa i jedyna.</div>
<div>
- Śpijmy już - powiedziałem po chwili i od razu dopasowaliśmy ciała do siebie.</div>
<div>
[ oczami Demi ]</div>
<div>
Kiedy Austin zasnął spokojnie otworzyłam oczy i patrzyłam na niego. Myślałam jak wiele dla mnie zrobił, poświęcił i jak bardzo się przez niego zmieniłam. Kiedyś byłam głupią ćpunką, a odwyk był bolesną lekcją życiowej pokory. Dzięki Austinowi zauważyłam jak dobrzy ludzie są na świecie i jaka jestem sama. Wiem, że kiedy jesteśmy pogrążeni w jakimś uczuciu mamy wrażenie, że będzie trwało wiecznie. Ile bym dała, żeby to co teraz czuję do chłopaka, który leży obok trwało. Tylko on daję mi taką pozytywną energie, codziennie rano wstaję dla niego. Jest czymś więcej niż zwykłą miłością. Jest moim bohaterem, który uwolnił mnie od tego całego "gorszego" świata. Mogę go w sumie porównać do księcia, który uwolnił mnie z czarnej wieży narkomanii, morderstw i źle wypływających na mnie ludzi. Mimo, że sam tkwi teraz po tej mrocznej stronie wiem, że sobie poradzi. Jest rozważny i mądry, nie to co ja. Mógł mnie zabić, ale wybrał narażenie własnego życia żeby mnie uratować. Boli mnie to, że ja nigdy bym chyba tak mnie potrafiła. Bałabym się o swój egoistyczny tyłek. Oczywiście dla Austina jestem w stanie zrobić wszystko, ale gdybym go nie znała tak jak on mnie wtedy...sama nie wiem. Raczej zrobiłabym swoje i już. </div>
<div>
Skuliłam się przewracając na bok, Austin od razu poczuł zmianę ułożenia mojego ciała i przytulił od tyłu. Splotłam nasze palce patrząc na jego dużą dłoń. Nigdy jeszcze nie czułam się tak jak w jego objęciach. Zawdzięczam mu tyle rzeczy, a na świecie tak mało słów wdzięczności. Przy nim mogę być sobą bez obawy, że mnie zostawi. Zna mnie przecież już tak dobrze, że pewnie nic go nie zaskoczy. Kiedyś usłyszałam cytat <i><b>"Miłość sprawia, że dusza wychodzi ze swojej kryjówki"</b></i> i to jest prawda. Przed nim nie muszę niczego ukrywać, maskować czy udawać. Jestem po prostu sobą, a on mnie za to kocha. </div>
<div>
Poczułam jak do moich oczu wlewa się kolejna dawka słonych, cierpkich łez na myśl o samotności i straceniu go. Jest od dawna częścią mnie i gdyby ktoś przyszedł do mnie z wiadomością, że go już nie ma...nie przeżyłabym. Byłby to mój definitywny koniec i jestem tego pewna w stu procentach. Nie byłoby już przy mnie osoby, która właściwie darowała mi życie, która codziennie mnie wspiera i zachęca nad dalsza pracą nad sobą, która powtarza, że jestem najpiękniejsza tylko po to żeby mi to uświadomić, albo żeby zobaczyć mój uśmiech i rumieńce, które tak doprowadzają mnie do szału. Ale on lubi nawet gdy się złoszczę. Jest moim światem, życiem.</div>
<div>
Szybko zacisnęłam powieki przykładając jego rękę do swych ust. Po moich rozgrzanych policzkach spłynęły łzy. </div>
<div>
- Nie odchodź, proszę. Zostań jak najdłużej możesz - szepnęłam do siebie i musnęłam kilka razy jego rękę. </div>
<div>
Coś cicho mruknął jednak nie obudził się. </div>
<div>
Kiedyś myślałam, że miłość to jedynie zwykła formalność związana z seksem czy pocałunkami. Że jest tylko po to żeby było nam dobrze. Teraz wiem, że to uczucie jest związane ze wszystkim co mamy w sobie. Z każdym naszym elementem, a gdy zakotwicza się w twoim sercu druga, ta właściwa osoba, dopiero to pojmujesz. Wiesz, że nie zawsze jest kolorowo, ale po to macie siebie, po to jesteście razem żeby przejść przez to wspólnie. Zmieniasz widzenie na świat i na ludzi. Stajesz się czulszy na potrzeby miłości, dbasz o nią i o jej samopoczucie. Nie pozwalasz na to, aby czuła się źle, żeby się smuciła czy martwiła. Poświęcasz jej swój wolny czas, każdą jego sekundę. Pozwalasz na realizowanie marzeń i pomagasz jej w tym. Chcesz widzieć na jej twarzy jak największy uśmiech chociaż wiesz, że nie zawsze go dostrzeżesz. Jesteś w stanie wybaczyć wszystko. Tak samo jest z zaakceptowaniem wad i skaz na duszy pisanego ci człowieka. Każdej choćby najmniejszej rysy na charakterze. Możesz wszystko i czujesz to. Chcesz krzyczeć imię twojej połówki, chcesz pisać je na murach, na piasku, na tablicy gdziekolwiek. Chcesz żeby cały świat czuł się tak wspaniale jak ty i radował razem z tobą, a jeśli nigdy tak nie czułeś/łaś to nigdy nie kochałeś/łaś naprawdę. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
__________</div>
<div>
Bam bam bam</div>
<div>
Małe zwrócenie do was, ale oczywiście nie odbieracie tego za bardzo osobiście.</div>
<div>
kw xx</div>
<div>
<br /></div>
Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-54939163210229060462014-01-17T15:34:00.001-08:002014-01-17T15:34:09.528-08:00Rozdział XXXV<div>
~Pociski lecące w moją stronę, zgrabnie omijające moją tętnice ostrza, mrok, ciemna przestrzeń, granica koszmarów...<div>
<div>
Nagle przeraźliwy krzyk. Dobrze znany mi głos nawołuję mnie gdzieś z daleka, gdzieś z ciemnego horyzontu. Biegnę ile mam sił w nogach, parę razy upadam, ale nie poddaję się. Świsty lecących za mną naboi szumią mi w głowię do granic możliwości. Po natężeniu głosu znanej mi kobiety stwierdzam, że jestem już blisko. Widzę ją...widzę mamę przywiązaną do krzesła, a nad nią jakąś postać. Stoi do mnie tyłem, ale idzie zrozumieć jak bardzo niemiłe jest to spotkanie. </div>
<div>
- Zostaw ją - wykrztuszam z siebie i znów chcę biec, ale tym razem nie mogę.</div>
<div>
Nogi odmawiają mi posłuszeństwa, palce drętwieją, a cała kończyna waży grubo ponad tone. Czołgam się do mamy zdzierając przy tym łokcie do kości. Obraz płaczącej i pobitej mamy nie znika z mojego pola widzenia. Obserwuje wszystko co się dzieje, nagle nieznana mi postać podnosi broń, przeładowuję ją i przykłada do głowy mojej rodzicielki. Wrzeszczę tak, że głos odbija się o opuszczone w koło budynki. Chwytam się żelaznej belki i podnoszę napinając swoje mięśnie. </div>
<div>
- Zostaw ją - ponawiam głośną prośbę, ale w odpowiedzi dostaję głuchy strzał prosto w głowę mamy.</div>
</div>
</div>
<div>
Upadam na kolana i wrzeszczę, moje gardło zaczyna piec. Twarz w sekundę staję się mokra przez słoną ciecz wypływającą spod moich mocno zaciśniętych powiek. Wstaję jakby po paru miesiącach trzęsąc się z wciąż tkwiącego wspomnienia w mojej głowie. Nie patrzę na nic, chwytam pierwszy lepszy metalowy pręt i ruszam na zabójcę. Moja górna szczęka mocno trze o dolną, a na szyi widoczne są żyły. Teraz nogi nie kolidują z moim ruchem. Biegnę, rozpędzam się i biorę jak największy zamach. Jęczę przy tym przez ból spowodowany stratą najważniejszej dla mnie osoby. Chcę już uderzać ale osoba odwraca się. Braknie mi tchu i bezwładnie opadam. Upuszczam pręt, który robi duży hałas, ponieważ stuka o pojedyncze cegłówki leżące na ziemi. Łapie się za klatkę i dysząc obserwuję zbliżającego się chłopaka. Na jego twarzy widoczny jest cień uśmiechu. Gdy wyłania się z mroku, a jego twarz oświetla lampa uliczna jestem pewny kim jest. </div>
<div>
To ja...</div>
<div>
Ja zabiłem własną matkę.</div>
<div>
- Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony - charczy duplikat i kuca przy mnie. - Zabiłeś swoją matkę, tą samą co cię urodziła, pokochała, wykarmiła i wychowała - śmieje się gorzko i wyciąga szare, gruchoczące pudełko z zapałkami, a do ust wkłada papierosa. - Widzisz, wszystko w życiu się zmienia. Ludzie też. Najczęściej pod czyimś wpływem - trze rysikiem tak, że zapałka się zapala zostawiając w powietrzu jasną poświatę dymu i lekki, drażniący nos zapach siarki.</div>
<div>
Nie mogę nic powiedzieć. Wciąż próbuję łapać oddech, który gdzieś zaplątał się w płucach i czeka aż zamęczę się na śmierć.</div>
<div>
- Zabiłeś ją Austin, zobacz - wskazuję na mamę. - Widzisz? To ty do tego doprowadziłeś, ale zaraz...to nie wszystko - zmrużyłem oczy przez rozbłyskające światło.</div>
<div>
Ukazały mi się cztery krzesła, a na nich Demi, Nicole, Ax i Dave w takim samym stanie jak mama.</div>
<div>
Zapłakałem jeszcze głośniej przez co oddech urwał się całkowicie. Podtrzymywałem się jedną ręką patrząc na drugiego mnie. Czułem, że to mój koniec. Desperacko zaciągałem powietrze, ale bez żadnych, nawet najmniejszych skutków.</div>
<div>
- Zabiłeś wszystkich Austin, wszystkich swoich bliskich...nie jesteś już tym samym chłopakiem. Zmieniłeś się - buchnął mi w twarz dymem, a ja oślepiony padłem i uderzyłem głową o ziemie.</div>
<div>
- Zabiłem ich, wszystkich. Zabiłem - wyduszałem z siebie razem z łzami spadając bez końca w czarną otchłań"</div>
<div>
Energiczny wdech od razu podniósł mnie do pozycji siedzącej. Patrzyłem przestraszony przed siebie. Ręce nadal drżały, a łzy kapały na tors. Podniosłem się szybko i zacząłem biegać po domu krzycząc po kolei imiona.</div>
<div>
- Alex?! Demi?! Mamo?! - wpadałem do różnych pokoi. - Dave?! Nicole?! - wydobywało się z moich ust.</div>
<div>
Dom był pusty i cichy. Wszystko wydawało się tak spokojne kiedy we mnie szalała burza. </div>
<div>
- Mamo! - jęczałem rozpaczliwie. - Boże proszę, odezwijcie się - ścierałem łzy, aby poprawić sobie widoczność rozmywającego się obrazu. - To tylko sen, to był tylko sen - powtarzałem sam do siebie.</div>
<div>
Oszalałbym gdyby nie karteczka na stolę przygnieciona wazonem.</div>
<div>
<i>"Jesteśmy na zakupach. Niedługo będziemy. Mama"</i></div>
<div>
Opadłem na kanapę i odetchnąłem ciężko. Czytałem podpis na karteczce setki razy, aby się upewnić czy na pewno tam jest i czy to nie są żadne przewidzenia. </div>
<div>
Siedziałem myśląc o głębszym znaczeniu tego snu. Co on miał znaczyć? Co miał sygnalizować? Przestroga dla mnie, czy może wizja przyszłości? </div>
<div>
Nagle do domu weszła cała moja "rodzina". Impulsywnie rzuciłem się im na szyję łącząc wszystkich w wielkim uścisku.</div>
<div>
- Aż tak długo nie spałeś stary - zaśmiał się Alex, a ja razem z nim ciesząc się, że nadal są tu ze mną i nic im nie jest.</div>
<div>
- Austin zaraz mnie udusisz - jęknęła mama trzymając zakupy.</div>
<div>
- Przepraszam, stęskniłem się - uśmiechnąłem się do nich. - Pomogę wam - wziąłem zakupy i poszedłem do kuchni.</div>
<div>
- Ta, stęsknił. Ktoś w to wierzy? - spytał Ax,a wszyscy odpowiedzieli zgodnie "nie".</div>
<div>
- Pewnie czegoś chcę - zachichotał pod nosem Dave.</div>
<div>
- No, dzięki wam - zaśmiałem się.</div>
<div>
Oglądałem każdego jakbym miał zauważyć w nich brak jakiegoś detalu ich rys. Uśmiechałem się szeroko, ale urywki koszmaru i słowa mojej kopii wciąż wracały w myślach i nieustannie mnie męczyły. Zamykałem wtedy oczy, brałem wdech i znów je otwierałem wiedząc, że zobaczę to co chcę zobaczyć. Ich.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
_________________</div>
<div>
A no cześć Wam :) Zaczęłam trochę inaczej, mam nadzieję, że Wam się podoba. Czekam na <span style="color: red;">komentarze</span>.</div>
Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-56924662493171602922013-12-23T11:43:00.001-08:002013-12-27T02:03:34.328-08:00Rozdział XXXIV<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Dzień
minął bardzo miło, ale gdy nadszedł wieczór zrobiło się poważnie. Powietrze od
razu stało się gęstsze przez co z trudem przechodziło przez płuca. Dave zawołał
wszystkich do salonu.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-
Chciałem żeby każdy wiedział co będzie się teraz działo w naszym życiu -
przejechał po nas wzrokiem. Widząc, że słuchamy go uważnie, kontynuował - A
więc droga rodzinko...przez ostatni miesiąc było fajnie, miło, kolorowo ale
musicie wiedzieć, że takie życie nie trwa wiecznie. Jest cisza, ale tą ciszę
nazywamy ciszą przed burzą. Oni już knują jak tu się do nas dobrać, ale my
musimy być szybsi i lepsi, o wiele. Dlatego już dzisiaj, teraz, trzeba
zaplanować wszystko po kolei, musimy się ich pozbyć, chyba każdy z nas chcę
zapłaty za to wszystko co nam zrobili. Naruszyli naszą cielesność, pobili,
odebrali życie kogoś nam bliskiego, wkręcili w niezłe bagno, narażali
niejednokrotnie nas samych, zrobili wiele razy piekło w naszych domach, grozili
i chcieli zabić. - Zgodnie pokiwaliśmy głowami. - Nie wiem czy wymieniłem
wszystko, ale nieważne ile by tego nie było to...musimy ich zniszczyć.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-
Ale..ale szansę na wygraną są dość małe. Ich jest pięciu, a u nas takich
zdolnych do walki z nimi tylko dwóch. Ty i Austin - powiedziała Nicole.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Jestem
jeszcze ja. Trochę się mnie wyćwicz i będę gotów do ataku - zasygnalizował
Alex.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- I ja -
zgłosiła się Demi, a ja zmarszczyłem tylko czoło.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-
Oszalałaś? - spytałem cicho.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Ja ich
przecież znam. Byłam kiedyś gangsterką...- powiedziała niechętnie, a jej słowa
zmroziły wszystkich. - Znam się na tym i raczej nie wyszłam z wprawy.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-
Um..dobra, o-okej to jest już czterech -wydukał zamyślony Dave. - I tak mamy
przewagę, ponieważ nasza inteligencja jest przynajmniej o 50 % większa od nich.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Ja się
nie zgadzam żeby Demi szła z nami - powiedziałem od razu. - Może i była tą
gangsterką, może i się na tym zna ale nawet najlepszych mogą postrzelić, nie
mam zamiaru jej narażać. Po za tym oni nie wiedzą, że ona żyję. W końcu miałem
ją zabić tak?<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- No to
będę w pewnym rodzaju niespodzianką - uśmiechnęła się delikatnie i pogładziła
mój polik. - Nie martw się, nie będę robić tego pierwszy raz. Poradzę sobie -
subtelnie mnie w niego cmoknęła.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Nie nie
nie, to głupi pomysł. Tylko jeszcze bardziej ich rozzłościmy tym faktem i
nakręcimy do jak najszybszego ataku - pokręcił głową Dave. Chwile pocierał
swoją szczękę. - W trzech powinniśmy dać radę - powiedział w końcu trzymając
nas w niepewności.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Czyli
ja, ty i Alex? - spytałem żeby się upewnić, a lekarz tylko kiwnął głową.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Nie
możemy po prostu zwiać? - spytał Ax, chyba dopiero teraz doszła do niego powaga
sytuacji.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- I tak
nas znajdą więc po co? - brwi Dave'a utworzyły jedną linie.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Nikt już
nic nie powiedział. Cisza, która zapadła między nami kuła nasze ciała niczym
laleczkę voodoo. Wżerała się w nasze mózgi pobudzając je do myślenia, ale w
tamtej chwili wszyscy siedzieli spokojnie, tępo wpatrzeni w niebieski wazon
stojący na stoliku. Mrugaliśmy zgodnie z tykaniem zegara jak zahipnotyzowani.
Gdybym wiedział co dzieję się w głowach ludzi w salonie zwariowałbym. Natłok
emocji przygniótłby mnie łamiąc przy tym wszystkie mentalne kości, a tłumione
krzyki rozsadziłyby bębenki. Nagle wziąłem świszczący wdech i trzymając kilka
sekund w płucach wypuściłem go ciężko, a wzrok wszystkich utkwił we mnie.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- To...-
wstałem i podrapałem się po karku.- Chodź Dave, pokażemy wszystko Alexowi.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Wszyscy
zgodnie zeszliśmy na dół, do piwnicy i pokazywaliśmy po kolei mojemu
przyjacielowi jak z czym się obchodzić. Bacznie przyglądał się powierzchni
broni i obracał ją ostrożnie w rękach.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Takie
rzeczy widziałem tylko na filmach albo w grach, nie wiedziałem, że kiedyś sam
będę trzymał broń.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Tylko,
że ta broń jest prawdziwa i jeśli kogoś postrzelisz poleję się prawdziwa krew,
a nie keczup, czerwona farba czy jakiś wytwór grafików - westchnąłem czyszcząc
tłumik.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Wiem,
wiem - pokiwał głową i usiadł na krześle. - A co jeśli spudłuje? <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-
Dostaniesz tą z noktowizorem - odezwał się Dave rozkładający coś na stole.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Co to?
- pochyliliśmy się nad makietą.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Plan
ich posesji - spojrzał na nas i przygniótł kąty bristolu broniami.- Najpierw
wyślemy im wiadomość czy istnieje możliwość pogadania z nimi na spokojnie, bez
wystrzałów i krwi.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-
Myślisz, że się zgodzą? - spytałem z wielką wątpliwością.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Nie
wiem - wzruszył ramionami. - Jeśli nie to załatwimy to ich sposobem.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-
Ale...my chyba...nie..wiecie - było słychać jak wielka gula w gardle Alexa z
trudem przez nie przechodzi. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-
Nie...nie zabijemy, przynajmniej nie planujemy tego. Po prostu to będą
delikatne znaki, że my też tak potrafimy i umiemy się bronić. - spojrzał na
Constancio. - Musisz zapamiętać żeby nie celować w głowę, klatkę ani uda, nie
pokazuj że się boisz bo wtedy zrozumieją, że mają władzę i będzie z nami źle.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Pokiwał
głową i włożył broń za pasek. Przyglądałem się mu, a po chwili zwróciłem się do
Dave'a.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Skąd
tyle wiesz o tym wszystkim? - ciekawość zwyciężyła.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-
Planowałem tą zemstę od wielu lat, w końcu zabili mi syna - mruknął pod nosem,
a na jego szyi wybiły się grube żyły.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Nie
chciałem bardziej go denerwować więc spasowałem i nie pytałem dalej.
Posprzątałem na wielkim drewnianym stole zwijając bristol, a potem poukładałem
wszystkie bronie na swoje miejsce.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- To
wszystko. Idźcie na kolację, ja zaraz dołączę tylko wszystko zabezpieczę -
wskazał ręką.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Ax od
razu się wycofał i ruszył schodami do góry, a ja poklepałem mojego drugiego
przyjaciela po ramieniu. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-
Wszystko będzie dobrze. Pomścimy twojego syna.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
- Austin
- spojrzał na mnie odwracając się. - Tylko nie stawaj się tacy jak oni. Nie
kieruj się się nienawiścią. Myśl za nim zrobisz - poczułem się jakbym gadał z
własnym ojcem.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Moje
serce boleśnie zakuło, a ja wpatrywałem się w niego widząc tatę. Mówił coś do
mnie, ale nie słyszałem. Nawet najgłośniejszy dźwięk został wyciszony przez mój
mózg do maksimum. Przypomniałem sobie jak mówi mi takie same słowa tuż po bójce
z kolegami z dzielnicy. Walczyłem z potokiem łez cisnącym mi się do oczu.
Szybko i mechanicznie zamknąłem powieki i skinąłem tylko głową, a drażniący
pisk przesuwających się krzeseł nad nami trafił w końcu do uszu wraz z głosem
Dave'a.<o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
-[...] a
teraz idź już na kolacje - usłyszałem. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
To był
koniec jego zdania. Odwróciłem się i szybko starłem jedną łzę z polika. Mimo
tego, że tata nie żyje już parę lat wszystko boli tak samo, tak jakby stało się
to jeszcze dzisiaj. Tęsknota to najgorsze z uczuć człowieczych. Najpierw wypala
cię od środka, potem jakby milknie, ale nadal po cichu cię wykańcza, następnie
przychodzi fala polemizowań i smutku, a wraz z nią wraca ona...najgorsza ze
wszystkich możliwych. I uświadamiasz sobie, że ta osoba już nie wróci. Że teraz
potrzebujesz jej najbardziej, ale na marne bo żadne z twoich próśb, modlitw nic
tutaj nie zdziałają. Choćbyś je wykrzyczał, wyrył na swojej skórze nic się nie
stanie. Wiele razy zaciskałem powieki kuląc się za łóżkiem i w myślach
powtarzałem "jak otworzę oczy tata ma siedzieć w swoim fotelu", potem
liczyłem do 10, uchylałem powieki i widziałem, a raczej nie widziałem bo nigdy
nic się nie stawało. Fotel pozostawał pusty, ale moje serce było pełne, pełne
wspomnień. I tylko one trzymały mnie przy życiu. <o:p></o:p></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">Teraz jestem tutaj, w tym domu, z tymi ludźmi. Nie wiem czy tata
jest ze mnie dumny, pewnie nie. W końcu jestem jak gdyby nie patrzeć
gangsterem. Idę po starych schodach ku górze z prawdziwą bronią za spodniami. W
kieszeni pukają o siebie prawdziwe pociski z prawdziwym prochem, wszystko
dzieję się naprawdę. Można wpleść w tą sytuację jedno powiedzenie z życiowych
lekcji taty, "zawsze walcz o swoje". Tak tato, walczę o swoje. O
swoje życie, o swoją rodzinę i przyjaciół. Może nie do końca w słuszny sposób,
ale walczę, tak jak mnie nauczyłeś.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">Nawet nie zauważyłem jak doszedłem do jadalni, a wszyscy patrzyli na
mnie ze zmarszczonymi czołami.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- Austin dziecko, co się dzieje? - spytała zaniepokojona mama. -
Siadaj bo ci wystygnie.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">Potrząsnąłem głową wybijając się z przemyśleń i wspomnień po czym
przetarłem oczy i zająłem miejsce tuż koło Demi.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- Zamyśliłem się - uśmiechnąłem się lekko, aby wszystkich
uspokoić.<o:p></o:p></span></div>
<br />
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- W porządku, jedzcie już - powiedziała moja rodzicielka i wszyscy
zaczęli zajadać się jej przysmakami.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">______________</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">Gdy Redtaised zgodzili się na spotkanie i pogadanie wypuściliśmy kłębione w nas powietrze z wielkim świstem. Przyszykowaliśmy się nawet na najgorsze scenariusze mimo tego, że miało być to tylko "miłe spotkanie przy kawie i ciasteczkach". O wpół do czwartej pojechaliśmy na stary, żelazny most kolejowy tak jak się umówiliśmy. Po chwili pojawili się tam oni. Stanęliśmy na przeciwko siebie w pełnej gotowości, oraz z zaciętością do walki. Patrzyliśmy na swoje sylwetki jakiś czas, ale w końcu odezwał się Bill.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- Miło mi was znów widzieć - uśmiechnął się cwaniacko i splunął w bok.- Dave, stary przyjacielu - zaśmiał się. - I ciebie młody.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- Nie powiem, że wzajemnie bo nie lubię kłamać - syknął jadowicie Dave.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- No proszę, a głowę dałbym sobie uciąć, że synek miał po tobie te kłamanie.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">Widziałem kątem oka jak zaciska swoje pięści, ale byłem spokojny. To rozważny mężczyzna i wiedział po co tam byliśmy.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- Dobra, do rzeczy...czego od nas chcecie? - papieros wylądował między jego wargami.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- Spokoju - powiedziałem bez wahania i w zamian usłyszałem tylko ich śmiech.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- Z tego co wiem to nie tak się umawialiśmy Austin - przekrzywił głowę i zakrył rękoma zapalniczkę tak żeby wiatr nie zdmuchnął płomienia, którym podpalił papierosa.- Zabij mnie jeśli się mylę - zaciągnął się.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- Zabije cię jeśli w końcu nie dasz nam spokoju. Nam wszystkim - warknąłem nie wytrzymując już.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 11pt;">- Ups, no to strzelaj</span><span style="font-size: 11pt;"> - uśmiechnął się szeroko, z jego ust wyleciał biały dym.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;">Moja szczęka się zacisnęła, przymknąłem oczy żeby się nie zdenerwować i brałem głębokie oddechy.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;">- Wrócisz do nas to twoja rodzinka i cała reszta będzie miała spokój, nie wrócisz wszyscy zginął - wzruszył ramionami.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;">- Ty skurwielu! - warknąłem głośno.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;">- Mów mi dalej - uśmiechnął się i zgasił papierosa. - To jest moja propozycja. Masz trzy dni na zastanowienie się. Pozdrów mamusie - machnął ręką i wsiedli wszyscy do swojego czarnego auta.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;">Dałem upust emocją i krzyknąłem jak najgłośniej potrafiłem.<br />- Czemu to pieprzone życie musi być takie trudne? Czemu? - krzyczałem i schowałem twarz w dłoniach.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;">- Austin...- podszedł do mnie Ax i położył rękę na moim ramieniu. - Będzie dobrze zobaczysz, jeszcze ich jakoś załatwimy - powiedział dla otuchy.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;">Odchyliłem głowę i odetchnąłem z trudem. Spojrzałem na nich i podrapałem się po karku po czym ruszyłem w stronę naszego wozu.</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;">Nie wiedziałem co mam zrobić. Z jednej strony nie chciałem tam wracać, ale z drugiej musiałem bronić moją rodzinę, przyjaciół, dziewczynę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że cieszyłem się na myśl, że mogłem znowu komuś nakopać. Czułem, że się zmieniłem...na gorsze. </span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="font-size: 15px;">____________</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
<span style="color: red; font-size: x-large;">HOŁ HOŁ HOŁ</span></div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Wesołych Świąt kochani, dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia wszystkich marzeń, dobry ocen, miłości, pieniędzy i przede wszystkim wyrozumiałości i cierpliwości dla mnie :) oraz wszystkiego czego sobie zapragniecie. Kocham Was xx</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
+ przepraszam przepraszam przepraszam za tak cholernie długą przerwę :(</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Rozdział to taki prezencik malutki ode mnie.</div>
<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm;">
Udanego sylwestra ♥</div>
Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-91637488636472879792013-11-23T15:02:00.001-08:002013-11-23T15:02:12.681-08:00Rozdział XXXIIIObudziły mnie nieznośne promienie słoneczne próbujące nakłonić mnie do otworzenia powiek co im się niestety udało. Otworzyłem oczy na tyle, że między moimi dolnymi, a górnymi powiekami była mała przerwa. Mrużąc je przez słońce spojrzałem na wtuloną we mnie Demi, śpiącą z delikatnym uśmiechem.<br />
- Jednak to nie był tylko piękny sen - szepnąłem cicho jeżdżąc delikatnie wierzchem dłoni po zarumienionym policzku dziewczyny przez co cicho coś mruknęła śpiąc dalej.<br />
Wyglądała tak niewinnie, gdybym tylko mógł zostałbym przy niej całe wieki, ale postanowiłem, że zrobię dla niej pyszne śniadanie-niespodziankę. Najciszej jak potrafiłem zsunąłem się z łóżka wcześniej całując delikatnie dziewczynę w czoło i przykrywając ją. Wziąłem szybki prysznic, relaksując się przez każdy dotyk kropli, które spokojnie spływały po moim ciele. Założyłem bokserki, spodnie dresowe i białą koszulkę po czym wyszedłem z pokoju.<br />
- Hej stary - przywitał mnie Alexander sącząc sok przy kuchennym blacie.<br />
- Siema - powiedziałem melodycznie i uśmiechnąłem się szerzej niż zwykle, prawie tak samo jak uśmiecham się na widok Demi.<br />
- Austin? - przyjaciel zmarszczył swoje brązowe brwi. - Co ci jest?<br />
- Nic - wzruszyłem ramionami i podszedłem do lodówki tanecznym krokiem wyciągając z niej potrzebne składniki i trykając Alexa biodrem. - Nie mogę być szczęśliwy? - radośnie nuciłem coś pod nosem.<br />
- Możesz, ale ja chcę poznać przyczynę - patrzył na mnie ze zdumieniem. - Cieszysz się jakbyś stracił dziewictwo - zaśmiał się i wziął łyka swojego napoju po czym spojrzał na mnie spotykając mój jednoznaczny wzrok przez co chłopak wypluł szybko sok.<br />
- Sprzątasz - pokazałem palcem i zabrałem się do robienia omletów cicho podśpiewując.<br />
- Zrobiłeś to? - patrzył na mnie dużymi oczami. - Z Demi? Wczoraj? - zrobił przerwę, a niezręczną ciszę między nami uznał jako potwierdzenie. - Tak myślałem...przeczuwałem to. I te jęki to od was - wytknął mnie palcem jak 5 letni chłopiec z przedszkola.<br />
- Może - nie mogłem pozbyć się szerokiego uśmiechu z twarzy.<br />
- Austinie Mahone, ty dupku - klepnął mnie mocno w ramię.<br />
- Co? Miałem czekać na ciebie? - spojrzałem na niego. - Do emerytury? Kiedy już nie będę mógł? - zaśmiałem się, a Alex ze mną po czym pisnął.<br />
- Wcale nie - pokręcił głową i tupnął nogą krzyżując ręce niczym mała rozzłoszczona dziewczynka.<br />
- No zobacz jak ty się zachowujesz. Jak dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki pod choinkę - nadal chichotałem obracając omleta.<br />
- A no tak...bo ty już jesteś mężczyzną bo miałeś swój pierwszy raz, zapomniałem. Sorry - uniósł ręce w geście obronnym.<br />
- Dokładnie tak Constancio, dokładnie tak - klepnąłem go kilka razy w policzek, nie zadając mu tym większego bólu.<br />
- To opowiadaj jak było - potarł dłonie zainteresowany.<br />
- Przestań, lepiej posprzątaj - skinąłem głową w kierunku wyplutego soku.<br />
- Dobra panie dorosły, ale ty mi w tym czasie opowiadaj - nachylił się do dolnej szafki, wyciągnął ścierkę i zaczął ścierać napój z płytek.<br />
- Więc...było super - zaśmiałem się. - To ci powinno wystarczyć - nałożyłem omlet na talerzyk, posoliłem go i popieprzyłem po czym, dałem na wierzch kilka gotowanych szparag i pokruszyłem je parmezanem i orzechami.<br />
- No ej no - jęknął niezadowolony. - A tak na marginesie, mi też mógłbyś zrobić - spojrzał na omleta.<br />
- Z tobą nigdy nie przeżyłem tak wspaniałej nocy i cholernie się cieszę - wzdrygnąłem się przez ciarki, które przeszły przez moje ciało i spowodowały u mnie zniesmaczoną minę i gęsią skórę. - Boże, fu - potrząsałem głową z gorzką mimiką wypisaną na mojej twarzy dokładnie tak jakbym rozgryzł ziarno pieprzu.<br />
- O ja pieprze, ble - spojrzał na mnie z takim samym obrzydzeniem.<br />
- No właśnie, więc nie zasłużyłeś i nie zasłużysz - wzruszyłem ramionami, wziąłem talerz i szklankę świeżo wyciskanego soku z pomarańczy. - Sprzątaj panie ładny - przekroczyłem go. - A i dzięki za sok - uniosłem szklankę uśmiechając się cwaniacko i wyszedłem z kuchni kierując się do pokoju.<br />
Odstawiłem śniadanie na szafkę obok łóżka, uważając na każde stuknięcie i szmer, aby moja księżniczka się nie obudziła. Siedziałem na skraju łóżka i delikatnie gładziłem jej polik, patrząc na nią i zagryzając moją dolną wargę. Była najpiękniejszą istotą na ziemi, nieważne czy spała czy nie, jej piękno promieniowało na kilometr.<br />
Nagle ktoś zapukał do drzwi.<br />
- Proszę - starałem się powiedzieć to dość cicho, ale tak aby nieznajomy usłyszał.<br />
- Cześć Austin słu...- Dave ściszył ton, gdy przyłożyłem palec do swoich ust. - Słuchaj, chodź na moment. I zabierz Alexa po drodze, chcę wam coś pokazać - szeptał.<br />
Skinąłem głową, a gdy wyszedł złożyłem subtelnego całusa na rozchylonych wargach Demi i chciałem już wychodzić kiedy złapała mnie za rękę.<br />
- Hej książę, chcesz mnie zostawić? - spytała cicho, a uśmiech od razu zawitał na jej twarzy.<br />
Gdy tylko usłyszałem jej melodyczną i ponętną barwę głosu ze szczęścia zawirowało mi w głowię. Przyciągnęła mnie do siebie łącząc nasze usta, a z jej gardła wydobył się cichy pomruk zadowolenia.<br />
- Śniadanie masz na stoliku kochanie - szepnąłem i pocałowałem ją jeszcze raz. - Za moment wrócę - tryknąłem jej nos i wyszedłem szybko z pokoju wiedząc, że zaraz znów zacznie mnie uwodzić.<br />
- Alex, chodź musimy iść...-przerwałem, ponieważ zobaczyłem coś co kompletnie mnie zaskoczyło i rozbawiło. - Przepraszam, nie chciałem. Zapomniałem zapukać. - chichotałem widząc skrępowane miny Alexa i Nicole, którzy jeszcze przed chwilą całowali się w najlepsze.<br />
- Powinieneś - mruknął mój rozzłoszczony przyjaciel.<br />
- Szybko się zabrałeś - zaśmiałem się i chwyciłem za mój brzuch, który nagle rozbolał mnie przez rozbawienie.<br />
- Wal się - fuknął. - Czego chcesz?<br />
- Mamy iść do Dave'a - wskazałem za siebie. - Ja będę na korytarzu, macie 5 minut - uśmiechnąłem się szeroko i wyszedłem.<br />
Kiedy już się ogarnął potruchtaliśmy do Dave'a, a ten zaprowadził nas do piwnicy. Gdy zapalił światło rozbłysła blacha pistoletów.<br />
- O słodki Jezu - powiedział Ax patrząc na wszystko z szeroko otwartymi ustami, podobnie do mnie.<br />
- Skąd...skąd ty to wszystko masz? - wydukałem po chwili sunąc delikatnie palcami po jednej z broni powieszonej na ścianie.<br />
- Zbierało się przez lata i planowało zemstę - prychnął z dumą Dave.<br />
- Ale tego są tu miliony - szepnął z niedowierzaniem Alexander patrząc na cały sprzęt.<br />
- Wiem i wszystko jest teraz wasze. Załatwimy ich każdą bronią po kolei...<br />
- N-nasze? - podekscytowanie rozbłysnęło w naszych tęczówkach.<br />
- Tak, ale chłopacy to nie są zabawki, pamiętajcie - spojrzał po nas. - To jest stworzone do zabijania, a nie szpanowania, jasne?<br />
- Jasne - powiedzieliśmy równo i skinęliśmy głową.<br />
- A ja się cieszyłem z tego co mi dali - pokręciłem głową.<br />
- To ty dostałeś jakąś broń? - spytał ze zdziwieniem, po raz kolejny, Ax.<br />
- Tak, ale nie taką dobrą.<br />
- Jest dobra bo jest mała i ma dobry kaliber, więc noś ją ciągle przy sobie bo giwery za pasek nie włożysz<br />
- Tak wiem wiem - potwierdziłem jego słowa. - To co z tym wszystkim robimy? - spytałem po kilku sekundowej przerwie.<br />
- Obgadamy to wieczorem okej? Jeszcze to wszystko przemyślę - potarł czoło. - Wracajcie do siebie i odpoczywajcie. Cieszcie się spokojem - zgasił światło i zamknął pomieszczenie na 4, solidne spusty.<br />
Pokiwaliśmy głowami i posłusznie wróciliśmy do pokoi. Po drodze dałem jeszcze reprymendę Alexowi, że nie ma do niczego zmuszać Nicole dlatego, że on nie chcę być gorszy ode mnie bo nie będę zwracał uwagi na to czy jest moim przyjacielem czy nie kiedy będę w trakcie urywania mu jaj.<br />
- W końcu wróciłeś, cholernie się stęskniłam - od razu po wejściu dobiegł mnie głos mojego anioła.<br />
- Jestem, jestem. Przepraszam - usiadłem obok niej na łóżku i pocałowałem ją. - Smakowało? - zaczesałem jej niesforny kosmyk za ucho.<br />
- Tak, bardzo - energicznie pokiwała głową. - Świetnie gotujesz - uśmiechnęła się uroczo.<br />
- Ma się ten talent po mamie, zresztą ona mnie dużo nauczyła - odwzajemniłem uśmiech i położyłem się kładąc głowę na jej kolanach.<br />
- Dziękuję - dotknęła ustami mojego czoła obdarowując skórę kilkoma, słodkimi pocałunkami.<br />
- Nie ma sprawy, mogę ci robić takie śniadania codziennie - patrzyłem w jej błyszczące od uwielbienia oczy.<br />
- Nie bo ci się roztyję - zachichotała bawiąc się moimi włosami.<br />
- Nawet gdybyś ważyła tonę to kochałbym cię tak samo, bo nic nie jest wstanie tego zmienić - chwyciłem ją za policzki i przyciągnąłem do siebie całując namiętnie i oddając jej przy tym moje całe uczucia, które aż krzyczały z każdym zetknięciem jej ze mną.<br />
- Kocham cię - szepnęła pewnie, opierając jedną dłoń na moim policzku, a drugą na tyle mojej głowy podtrzymując ją.<br />
- A ja ciebie - uśmiechnąłem się ukazując moje zęby i dziąsła po czym po raz setny wpiłem się w jej soczyste wargi.<br />
<br />
__________________________________<br />
Dobry wieczór, na razie spokój, ale nie łudźcie się, że będzie tak cały czas (:<br />
Miłego czytania xx<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-71378835946598895972013-11-20T12:35:00.002-08:002013-11-20T12:35:35.755-08:00DodatekZauważyłam, że są sławne trailery do blogów więc nie chciałam być gorsza i też zrobiłam. Nie jest on może najlepszy jakościowo i pomysł też nie świeci, ale myślę, że wam się podoba :) liczę na waszą opinie i jeśli mogę prosić, przesyłajcie filmik dalej.<br />
<div>
♥</div>
<div>
<a href="http://www.blogger.com/"></a><span id="goog_2094700555"></span><span id="goog_2094700556"></span><a href="https://www.youtube.com/watch?v=cC_H1oM4kpE" target="_blank">Trailer - do not be afraid, i'm stay with you</a></div>
Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-4764259992655280962013-11-10T13:15:00.002-08:002013-11-11T02:54:03.443-08:00Rozdział XXXII<h3>
+18</h3>
Przeżyliśmy miesiąc. Tak, zdziwiliście się co? Cały miesiąc.<br />
Dziwne. Wiem. Sam zastanawiałem się czy nie za dziwne. To było coś w rodzaju ciszy przed burzą. Planowali i knuli, ale w totalnym spokoju. Jak to mieli w zwyczaju. Czułem, że w końcu do nas dotrą i zaatakują. Nie chciałem krakać więc jak najszybciej pozbyłem się tych męczących myśli i usiadłem do stołu razem z resztą. Zmówiliśmy modlitwę z podziękowaniami za dalsze życie i prośbami o opiekę nad nami.<br />
- To smacznego - dumnie powiedziała mama zarzucając włosy do tyłu wiedząc, że na pewno każdemu zasmakuje. Jak co wieczór.<br />
- Teraz jesteśmy taką jakby rodziną no nie? - Alex uśmiechnął się ukazując rząd perlistych zębów.<br />
- Tak jakby - zachichotałem biorąc gryza pieczywa.<br />
- Czyli mam czworo dzieci? - zaśmiał się Dave i spojrzał na mamę. - I piękną żonę - uśmiechnął się szeroko.<br />
A jednak. Nasze podejrzenie, że Dave poczuł coś do mamy dało górę. Ona jednak nic nie powiedziała, zdawało mi się, że delikatnie poczerwieniała i odkaszlnęła ze skrępowania.<br />
- Jedzcie, bo wystygnie - powiedziała po chwili i spuściła wzrok na talerz.<br />
Uśmiechnęliśmy się wszyscy do siebie wiedząc o co chodzi.<br />
- To ja pomogę ci zmywać Michele.- powiedział Dave, gdy wszyscy skończyli jeść.<br />
- Tak właśnie Dave, pomóż mamie - uśmiechnąłem się cwaniacko i szturchnąłem go. - Zostawimy was samych - puściłem mu oczko i poszedłem do pokoju obejmując Demi.<br />
- Chyba mają się ku sobie co? - spojrzała na mnie trzymając rękę na moim biodrze.<br />
- Chyba tak, ale wiesz co? - otworzyłem jej drzwi dając pierwszeństwo. - Cieszę się - wszedłem i zamknąłem je.<br />
- Dlaczego? - spojrzała na mnie stojąc przed łóżkiem.<br />
- No wiesz...Dave to dobry facet, mama zasługuje na kogoś takiego po śmierci taty. Zresztą...każdy zasługuje na miłość - spojrzała na mnie swoimi dużymi, błyszczącymi od lampki oczami. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały wziąłem głęboki oddech.<br />
- Połóżmy się już spać, dziś dużo zrobiliśmy - uśmiechnęła się.<br />
Fakt. Dziś był pracowity dzień. Wiele pomieszczeń zostało dogłębnie wyczyszczonych. Nawet powyrywaliśmy zielsko w ogródku z tyłu domu.<br />
- To dzisiaj rozumiem dzień dziecka? - zachichotałem ściągając koszulkę.<br />
- Dlaczego dzień dziecka? - przekrzywiła głowę patrząc uważnie jak ściągam koszulkę.<br />
- Zawsze tak mówiliśmy z Alex'em kiedy nie chciało nam się myć - położyłem się do łóżka robiąc jej miejsce.<br />
- Ach...- zaśmiała się cicho. - No coś w tym stylu - rozplątała włosy i zaczesała je niezdarnie. Uśmiechnąłem się przez jej czyn.<br />
- C-co? - zrobiła duże oczy zauważając, że patrze na nią. - Jestem brudna? - zaczęła nerwowo pocierać twarz z minuty na minute coraz bardziej się czerwieniąc.<br />
- Nie - zachichotałem. - Jesteś piękna - posłałem jej szeroki uśmiech.<br />
Jej górna szczęka zacisnęła się na dolnej wardze próbując powstrzymać przemianę w słodkiego buraczka. Jej policzki nabierały czerwonego odcieniu, a w końcu wykrztusiła z trudem...<br />
- Dziękuję - i zaczęła wachlować swoją twarz.<br />
- Nie zostaw - chwyciłem ją za nadgarstki. - W czerwonym ci to twarzy - ukryłem mój cichy chichot.<br />
- Austin - pisnęła. - Proszę cię, przestań. Zaraz się spalę ze wstydu - przymknęła oczy, a ja korzystając z okazji delikatnie musnąłem jej usta.<br />
- Przepraszam - uśmiechnąłem się kiedy spojrzała na mnie delikatnie zdekoncentrowana.<br />
- Nic...nic się nie stało - oblizała szybko usta jakby bała się, że ostatni raz poczuję mój smak.<br />
- Dobrze - skinąłem głową. - Chodź spać - nadal trzymałem ją za nadgarstki więc delikatnie ja pociągnąłem tak, że upadła na mnie.<br />
Nie chodziło mi dokładnie o to, ale nie żałowałem, gdy uśmiechnęła się uroczo rozbawiona trochę tą sytuacją, a odległość między nami po raz kolejny zmniejszyła się do maksimum.<br />
Nasze nosy słodko o siebie tarły, a usta po długiej, wyczekującej drodze w końcu się ze sobą zetknęły. Nagle fala emocji i pożądania buchnęła nam rozżarzona prosto w ciała. Pocałunki stały się zachłanniejsze i pewniejsze. Z każdą chwilą coraz bardziej pogłębialiśmy słodki raj dla uniesienia naszych dusz jeszcze bardziej. Zaczesała ręką moje włosy i położyła moją dłoń na swoim zapięciu od stanika.<br />
- Myślę, że... że jestem już gotowa. A ty? - spytała delikatnie dysząc nawet nie podnosząc się o milimetr.<br />
- J-ja, ja chyba też tylko Demi...bo..no wiesz...- oblizałem nerwowo usta przejeżdżając koniuszkiem języka po jej wargach.<br />
- Wiem skarbie, ale spokojnie. Pomogę ci - uśmiechnęła się i pocałowała mnie ponownie, a ja rozpiąłem jej stanik. - Ale chyba dasz rade sam z tego co widzę - zachichotała. - Nie martw się niczym, jestem tylko twoja - pogładziła mój polik, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.<br />
Demi podniosła się i usiadła na mnie okrakiem, po czym chwyciłem za jej bluzkę na dolę i ściągnąłem ją przez jej głowę. Dziewczyna chwyciła za swoje ramiączka od stanika i zsunęła je. Chwilę zastanawiała się trzymając wciąż miseczki od bielizny na swoich piersiach po czym zrzuciła go na podłogę i widząc moje zadowolenie uśmiechnęła się ponownie zawstydzona.<br />
To wszystko działo się tak szybko. Po kilku minutach, albo sekundach...sam nie wiem, byliśmy już rozebrani. Delikatnie pieściłem jej nagie ciało, masując przy tym rozgrzaną skórę. Zapach Demi działał na mnie jak afrodyzjak. Z każdą nową chwilą i z każdym nowym przypływem dreszczu pożądania pragnąłem jej bardziej i bardziej. Ciche jęki i mruczenie dziewczyny działało na mnie odpowiednio. Chciałem ucałować jej każdy centymetr ciała. Czuć jej pięknie pachnącą skórę. Nie wiem jak długo o tym marzyłem. Chciałem zrobić to z dziewczyną, którą naprawdę kocham. Czułem, że to ona. Moje serce za równo jak i umysł podpowiadały mi to na każdym kroku. Kiedy ją widziałem mój żołądek wariował ze szczęścia, a ramiona chciały zacisnąć się w okół jej drobnego ciała i już nigdy nie puścić. To przez nią na mojej często zmęczonej i zdenerwowanej twarzy pojawiał się uśmiech.<br />
- Jesteś gotowy? - spytała po chwili patrząc na mnie. W tym świetle wyglądała nieziemsko seksownie.<br />
- Tak, jestem...tak myślę - skinąłem głową, a ona odpowiedziała mi tym samym.<br />
Po krótkim czasie dawałem już jej przyjemność. Czując ciepło moja krew pulsowała coraz to szybciej i szybciej. Zgodnie z naszymi ruchami. Nasze ciała przypominały dwa elementy. Puzzle pasujące do siebie idealnie. Nie chcąc się rozłączać ciągle się całowaliśmy. W tej ciszy nocnej słyszałem tylko ciche jęki zadowolenia i szumiący za oknem wiatr. Tak jak planowałem. Spokojnie, bez jakichkolwiek obaw. Przynajmniej wtedy o wszystkim zapomniałem wiedząc, że chwila która trwa należy tylko do nas i nikt, ani nic jej nam nie odbierze. Mruczałem trzymając w dłoniach jej gołe biodra, pozwalając na każdy ruch miednicy. Obserwowałem jak na ciepłym ciele mojej partnerki skrapla się pot. Nie robiła tego pierwszy raz, ja tak. Ale wiedziałem, że ona była tą właściwą. Żadnych zastanowień ani wątpliwości, czyste płynne ruchy i nasze złączone ciała.<br />
- Kocham cię - wysapałem czekając na jej reakcje.<br />
Zrobiłem to. W końcu jej to powiedziałem. Nie zliczę nawet razów, w których chciałem krzyczeć te słowa na cały świat.<br />
Demi spojrzała na mnie delikatnie zwalniając, a z jej twarzy można było wyczytać wzruszenie.<br />
- Ja ciebie też Austin - odetchnąłem z ulgą i przyciągnąłem ją za kark całując tak jak na początku i oddając jej przy tym całą moją miłość i szczęście, które czułem.<br />
Po wielu minutach dziewczyna wygięła swój kręgosłup i zacisnęła swoje oczy, tłumiąc zadowolenie dając mi tym samym znak, że osiągnęła szczyt. Idealnie się zgraliśmy. Opadła na mnie, a nasze ciężkie oddechy scaliły się dokładnie tak samo jak nasze ciała przed chwilą. Pocałowałem ją w głowę i przykryłem.<br />
- Teraz jesteś już na sto procent moja - uśmiech malował mi się na twarzy i to tak szeroki, że jeśli ktoś chciałby go namalować zabrakłoby płótna.<br />
- Zawsze byłam, ale teraz masz potwierdzenie - podniosła głowę i pocałowała mój nos.<br />
- Zawsze byłaś, ale czy na zawsze będziesz? - spytałem jak gdyby z nutą wątpliwości.<br />
- Od zawsze na zawsze, obiecuję - słodki pocałunek wypełnił nas iskierkami.<br />
- Dobranoc - szepnąłem, gdy ponownie ułożyła policzek na moim torsie.<br />
- Dobranoc - poczułem subtelne muśniecie jej ust na moim obojczyku i po dłuższej chwili, razem z nią zasnąłem ciągle się uśmiechając.<br />
<br />
<br />
______________<br />
Dobry wieczór :) A na pewno dobry bo trochę seksu. Mam nadzieję, że nikogo to nie odepchnie. Starałam się być delikatna i subtelna w tym co piszę. Chciałam ich jeszcze bardziej zbliżyć, trwam w nadziei, że mi się udało :)<br />
Taka mała informacja :<br />
Strasznie chciałabym dobić do 9 tysięcy wyświetleń i jeszcze dalej. Obecnie mam 8984. Stąd moja prośba : czy moglibyście rozsyłać ten blog znajomym, albo udostępniać go? Byłabym strasznie wdzięczna, ponieważ dużo to dla mnie znaczy. Dziękuję bardzo :)<br />
xx<br />
<br />
<br />Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-59507221823201581492013-11-02T17:44:00.000-07:002013-11-02T17:44:56.650-07:00Rozdział XXXI~ 5 dni później ~<br />
Wszystko w koło było tak spokojne. Leżałem obejmując Demi i rozmyślałem relaksując się przy dotyku jej skóry, kiedy przejeżdżałem opuszkami po jej gładkim, delikatnie zarumienionym przez ciepło policzku.<br />
Myślałem ile ten spokój będzie jeszcze trwał. Ile czasu zdołamy być tutaj bezpieczni. Podejrzewam, że w tamtej chwili każdy z nas trzymał kciuki za to, aby jak najdłużej.<br />
<br />
Chciałem wymknąć się nie zauważony po jakieś zakupy żebyśmy mieli co jeść, ale przy Demi, która widzi i słyszy wszystko nie jest to możliwe.<br />
- Gdzie idziesz? - spytała przeciągając się na łóżku, a ja podskoczyłem nie spodziewając się żadnego głosu.<br />
- Mój Boże - złapałem się za klatkę próbując uspokoić mocne bicie serca, które stłumionym hukiem obijało się o moje żebra.<br />
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć - zachichotała cicho i zeszła subtelnie z łóżka, po czym podeszła bliżej mnie, a moje serce radośnie zadzwoniło. W brzuchu pojawiły się przysłowiowe motylki.<br />
- Nic się nie stało - uśmiechnąłem się uspokajająco. - Jadę na jakieś zakupy bo przecież musimy jeść - złapałem ją za rękę i splotłem nasze palce.<br />
- Hej...chciałeś mi uciec bez porannego buziaka? - wysunęła dolną wargę niczym niezadowolone pięcioletnie dziecko.<br />
Moje oczy zamigotały od uwielbienia na jej nieśmiały uśmiech i słowa, które przed chwilą wypowiedziała. Przyciągnąłem ją za rękę do siebie, a drugą dłoń oparłem na jej biodrze.<br />
- Przepraszam - tym razem ja. - Wybaczysz? - spytałem będąc blisko jej ust.<br />
- Postaraj się, a wybaczę - uśmiechnęła się zaczepnie, a ja uznałem to za ponowne potwierdzenie, że tego chcę, a wręcz oczekuję.<br />
Musnąłem jej usta w słodkim, lecz krótkim pocałunku i uśmiechnąłem się do niej.<br />
- I jak? Może być? - przekrzywiłem głowę i oblizałem wargi wracając ponownie do jej smaku.<br />
- Umm...- pokiwała głową na boki mrużąc oczy. - Dobrze, ale słabo. Tak wyglądają całusy po których się wybacza - objęła moją szyję i pocałowała mnie namiętnie kończąc całusa z uśmiechem na ustach.<br />
- Tak? - oddałem jej podobny pocałunek przez co dziewczyna cicho się zaśmiała.<br />
- Tak - skinęła głową z wielkim uśmiechem.<br />
- Więc? - podniosłem brwi.<br />
- Już za pierwszym razem wybaczyłam - pokazała mi język i pobiegła w stronę łazienki. - Poczekaj na mnie, pojadę z tobą.<br />
- Nie nie - potruchtałem za nią i złapałem ją za rękę. - Nie ma mowy, nie jedziesz ze mną.<br />
- Co? Dlaczego? - jęknęła niezadowolona biorąc nadgarstek z mojego delikatnego uścisku i krzyżując ręce na piersi.<br />
- A wyobrażasz sobie co by było, gdyby te dupki nas zobaczyły? - zrobiłem to samo i przekrzywiłem głowę.<br />
- Ale szansa, że nas zobaczą jest, jest...o! taka - pokazała na palcach.<br />
- Nie skarbie, szansa, że nas zobaczą jest ogromna.<br />
- No, ale...przecież będziemy uważać - namawiała mnie dalej skacząc z nogi na nogę.<br />
- Ich jest pięciu, a nas dwójka. Wchodzimy do wielkiego marketu i co? Jesteś zdolna obserwować wszystkie strony na raz? - podniosłem brwi wiedząc, że zaskoczyłem ją tą wizją. - No właśnie - nie czekałem na jej odpowiedź.<br />
- A ty może dasz radę obserwować wszystkie strony na raz tak? Jeszcze sam - wydęła usta. - No właśnie - powtórzyła mój czyn. - Lepiej w dwójkę nie sądzisz?<br />
- Oczywiście, że lepiej. Zawsze jest lepiej we dwójkę robić cokolwiek...- przerwałem patrząc na nią z głupkowatym uśmiechem. - Ale nie zapominaj, że te dupki myślą nadal, że nie żyjesz - odetchnąłem cicho przyciągając ją do siebie za biodra. - Nie chcę cię narażać, znowu - wzruszyłem ramionami.<br />
- Będziemy ostrożni obiecuje - położyła rękę na sercu, a do góry uniosła dwa palce. - Proszę cię, zgódź się. Przy tobie zawsze będę bezpieczna - przytuliła się do mnie.<br />
- Nie łaś się teraz do mnie. Wiem, ze robisz to specjalnie - położyłem ręce na dole jej pleców.<br />
- Zgódź się. Choć raz to ja chcę ci pomóc. Nie ty mi.<br />
- Pomagasz mi. Pomagasz mojej mamie...<br />
- To drobna pomoc. Proszę - przeciągnęła. - Chcę w końcu wyjść z tego domu. Ja tu wariuje - spojrzała na mnie dużymi oczami przez co zaśmiałem się bo wtedy akurat naprawdę wyglądała jak wariatka.<br />
- Dobra, już dobra - pokręciłem rozbawiony głową. - Masz 5 minut mała, jak nie zdążysz jadę sam. Odliczam - wyciągnąłem rękę z zegarkiem i włączyłem stoper. - Star...- podniosłem głowę i usłyszałem trzask drzwi. - Serio wariatka - uśmiech malował mi się na twarzy.<br />
- Słyszałam - jej głos dobiegł mnie z łazienki.<br />
- 3 minuty! - pospieszałem ją mimo tego, że nawet nie odliczałem.<br />
Po minucie wybiegła z łazienki prawie się potykając.<br />
- Już - wydyszała zapinając guzik spodni.<br />
- Sorry, spóźniłaś się o jedną setną. Do zobaczenia - skierowałem się do drzwi ledwo powstrzymując śmiech.<br />
- Co? To niemożliwe. Nigdy się tak szybko nie ubierałam - podbiegła do mnie i złapała za zegarek po czym spojrzała na niego. - Moment...a gdzie odliczony czas - spojrzała na mnie ze zmrużonymi oczami.<br />
- Oj no patrz, wyzerował mi się - spojrzałem na zegarek i rozłożyłem ręce. - W każdym razie spóźniłaś się. Ciao - pomachałem ręką i gdy chciałem wyjść nagle skoczyła mi na plecy.<br />
- Oszukałeś mnie, nie liczyłeś nawet czasu - obejmowała moja szyję. - A ja tam sobie nogi prawie połamałam. Och, jesteś okropny - mówiła udając oburzenie i rozgniewanie co było jeszcze zabawniejsze.<br />
- Brzmisz teraz jak mała, rozzłoszczona muszka - zaśmiałem się i objąłem jej uda, aby nie spadła.<br />
- Nienawidzę cię - żart rozbrzmiał w pokoju.<br />
Nie odzywałem się chcąc, aby myślała, że jestem zły.<br />
- Powtórz to - mruknąłem i zacisnąłem uścisk w okół jej ud wiedząc co szykuję.<br />
- Ja...nie chcia...<br />
- Powtórz - przerwałem jej.<br />
- Austin... - w tym momencie zacząłem kręcić się w kółko. - Austin, zaraz spadnę - chwyciła się mnie kurczowo.<br />
- Powtórzysz? - zatrzymałem się po kilku obrotach.<br />
- Mi nie chodziło o...- ponownie zacząłem obracać się w koło z Demi na plecach. - Powtórzę, powtórzę. Tylko proszę, nie obracaj się już bo zaraz spadnę - spojrzałem na nią odwracając głowę i zauważyłem, że zaciska powieki.<br />
- Słucham - stanąłem na środku pokoju.<br />
- Powiedziałam, że cię nienawidzę...- szepnęła ze wstydem i opuściła głowę.<br />
- Nie wolno kłamać - obróciłem się raz jeszcze.<br />
- Przepraszam, przepraszam no - zacisnęła pięści na mojej koszulce, a po obrocie pozwoliłem jej zejść.<br />
- Masz nauczkę - zaśmiałem się patrząc jak szybko oddycha.<br />
- Jesteś szalony - spojrzała na mnie poprawiając sobie włosy.<br />
- Jestem - wzruszyłem ramionami. - I głodny więc jedźmy już - otworzyłem jej drzwi.<br />
Skinęła głową i wyszła łapiąc większa ilość tlenu do płuc.<br />
_______________________<br />
- Jak mnie tak będziesz trzymała za tą rękę, to raczej nic nie wezmę - spojrzałem na nią chcąc wziąć paletę z mlekiem.<br />
- C-co? - odnalazła mój rozbawiony wzrok. - Przepraszam. Obserwuje - szepnęła i puściła moją dłoń rozglądając się.<br />
Wziąłem paletę do wózka i odjechałem nim trochę po czym odwróciłem się i zauważyłem, że dziewczyna nawet nie ruszyła się z miejsca myśląc, że nadal tam stoję.<br />
- Kiepska z ciebie obserwatorka bo nawet nie zauważyłaś, że już dawno odjechałem - szepnąłem jej do ucha przez co wzdrygnęła się i zasłoniła energicznie usta ręką tłumiąc krzyk. - Obserwuj też co dzieję się z przodu kochanie - zachichotałem. - Chodź już, chodź - prowadziłem ją zdrętwiałą ze strachu do naszego wózka z zakupami.<br />
- Teraz to ja prawie miałam zawał - spojrzała na mnie i odetchnęła. - Ale dobrze, że masz dobry humor - uśmiechnęła się do mnie.<br />
- Zobaczymy kto pierwszy go zniszczy. Wyścig szczurów - powiedziałem cicho pchając wózek.<br />
- Może ja...- spuściła wzrok.<br />
- Nie, to akurat niemożliwe. Ty mi go nigdy nie zepsujesz - pocałowałem ją szybko w skroń i podjechałem pod kasę.<br />
Wyciągałem wszystko z wózka kiedy poczułem ciągnięcie za rękaw mojej kurtki.<br />
- Austin - cicho zaalarmowała mnie dziewczyna.<br />
- Hm? - spojrzałem na Demi i na miejsce, w które się wpatrywała. - Cholera. Pięknie - mruknąłem widząc gang. - Schyl się - nakazałem.<br />
- Już wiemy kto zepsuje twój humor - szepnęła kucając koło wózka.<br />
- Nie ma mowy, nie pozwolę im na to - ostrożnie obserwowałem ich ruchy i stukałem palcami o taśmę.<br />
Usłyszałem "to wszystko" ekspedientki i dopiero wtedy wróciłem na ziemię.<br />
- Tak, wszystko. Dziękuję - skinąłem głową, zapłaciłem i wziąłem większe zakupy.<br />
Demi szła przy mnie niosąc jakieś drobniejsze rzeczy.<br />
Gdy wsiedliśmy do auta w równym tępię odetchnęliśmy z ulgą.<br />
- O tym właśnie mówiłem - spojrzałem na nią i odpaliłem auto.<br />
- Nie wiedziałam, że tu będą. Przepraszam.<br />
- Nie twoja wina, nie martw się - wjechałem z parkingu kierując się na główną drogę wiodącą za miasto.<br />
Po chwili spojrzałem przelotnie na zawiedzioną Demi i położyłem rękę na jej dłoń, którą trzymała na kolanie.<br />
- Już się nie martw. Wszystko za nami - gładziłem ją pocieszająco.<br />
- Jesteś zły? - w końcu na mnie spojrzała.<br />
- Nie, oczywiście, że nie - pokręciłem głową. - Mówiłem, że ty nigdy nie zepsujesz mojego humoru. Możesz go jedynie naprawić - splotłem nasze palce.<br />
- Austin...może zabrzmi to strasznie serialowo, ale cieszę się, że przy mnie jesteś.<br />
- Ja cieszę się, że ty przy mnie jesteś - przyciągnąłem jej głowę i cmoknąłem ją we włosy.<br />
Wydawało mi się, że chcę powiedzieć coś jeszcze, ale nie ma na tyle odwagi, aby przeszło jej to przez gardło.<br />
Kocham Cię?<br />
Może.<br />
Nie wiem.<br />
Sam chciałbym jej to teraz powiedzieć. Ba, chciałbym krzyczeć to na całe miasto, ale wszystko według mnie toczyło się za szybko. Nie chciałem jej tym wszystkim wystraszyć.<br />
_________<br />
Podoba wam się?<br />
Czekam na komentarze i dziękuję wam, za miłe słowa, które piszecie na ask'u i pod rozdziałami. Jesteście cudowni. Kocham Was ♥<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-26960376151507643542013-10-15T05:27:00.001-07:002013-10-15T05:27:32.661-07:00Rozdział XXXNasze miłe spotkanie i powitanie przerwał krzyk mamy informujący nas, że zrobiła kolacje.<br />
<div>
Skierowaliśmy się więc do kuchni. Na stole czekało na nas spaghetti.</div>
<div>
- Ło, mamo...skąd miałaś składniki? - zdziwiłem się i odsunąłem krzesło Demi. Chciałem zrobić to samo z Nicole, ale Alex podrywacz mnie uprzedził.</div>
<div>
- Sam mówiłeś, że jest tylko makaron, a ja zeszłam na dół i znalazłam w spiżarni resztę składników. Może nie jest tego najwięcej, ale myślę, że jakoś się najemy - uśmiechnęła się nakładając nam po kolei danie na talerze.</div>
<div>
- Jak zawsze wspaniałomyślna - zachichotałem i usiadłem.</div>
<div>
Gdy wszyscy mieli już nałożone jedzenie i siedzieli przy stole zmówiliśmy modlitwę i życzyliśmy sobie nawzajem smacznego. Potem już każdy zajadał się ze smakiem. Mama zawsze potrafiła zrobić coś z niczego. Nieważne czy makaron miałby pół roku, rok czy 5 lat i tak w wykonaniu mojej mamy smakowałby nieziemsko.</div>
<div>
- Oh, ale się najadłem - przyznałem po chwili odsuwając krzesło od stołu i klepiąc się po brzuchu.</div>
<div>
- Na zdrowie synku - na twarzy mamy znów pojawił się uśmiech, który bardzo mnie cieszył.</div>
<div>
- Dziękuję - skinąłem głową. - To może ja poskładam talerze do zmywarki? - spytałem szykując się do wstania.</div>
<div>
- Nie nie, ty siedź. Dość dzisiaj zrobiłeś. Ja to zrobię - powiedziała Demi ściągając mnie za rękę na dół, tak że znowu usiadłem.</div>
<div>
- Pomogę ci - powiedziała Nicole i zaczęła zbierać talerze. </div>
<div>
- Dziękuję wam za pomoc kochane - słyszalne było uznanie mojej mamy, która sprzątała z blatu.</div>
<div>
- Nie ma sprawy pani Mahone - odparła Demi wkładając talerze do zmywarki.</div>
<div>
Patrząc na Alex próbowałem pokazać mu wzrokiem, że chcę z nim pogadać na osobności, ale ten marszczył tylko brwi nie rozumiejąc.</div>
<div>
- Ty. Ja. Teraz. Sami - ruszałem wargami tak, aby mógł zrozumieć, ale żeby nie wydobył się z nich żaden dźwięk.</div>
<div>
Uniósł do góry swojego kciuka i po chwili odszedł od stołu.</div>
<div>
- To ja pójdę się przewietrzyć - wstałem i ruszyłem za nim.</div>
<div>
Nie chciałem mówić przy dziewczynach, że chcę z nim pogadać na osobności bo wtedy mogłyby poczuć się głupio i wynikły by jeszcze z tego głupie sprawy. </div>
<div>
- Chodź na dwór - wyszedłem czekając na tarasie na Alexa.</div>
<div>
- O czym chcesz pogadać? - spojrzał na mnie pytająco opierając się o drewnianą barierkę od tarasu. </div>
<div>
- Słuchaj, zauważyłem, że podoba ci się Nicole - odwróciłem się tak, aby moje plecy opierały się na filarze.</div>
<div>
- Nie...wydaje ci się - zaprzeczył ruchami głowy. </div>
<div>
- Oj Alex, Alex..znam cię kilka lat i mnie nie oszukasz. Wiem na twój temat i twojego zachowania w danych sytuacjach wszystko. </div>
<div>
- Może trochę - wymierzył skalę na palcach.</div>
<div>
- Chyba trochę bardzo - wziąłem jego ręce i rozszerzyłem tak bardzo jak tylko mogłem. - Teraz jest dobrze.</div>
<div>
- Eh - westchnął i skrzyżował ręce na piersi. - Może i masz rację. </div>
<div>
- Co, miłość od pierwszego wejrzenia? - zachichotałem, a przyjaciel odpłacił mi się uderzeniem w ramię.</div>
<div>
- Przestań, wiesz, że nie wierze w takie rzeczy.</div>
<div>
- Oczywiście, ale może teraz uwierzysz.</div>
<div>
- Okej, muszę przyznać fajna z niej dziewczyna i w ogóle... - przeczesał paznokciami swoją skórę na karku.</div>
<div>
- I w ogóle? - prychnąłem. - Przyznaj się, że lecisz na nią od czasu, gdy tylko ją zobaczyłeś.</div>
<div>
- Może - próbował unikać mojego wzroku.</div>
<div>
- Rozumiem - pokiwałem powoli głową. - Czyli tak - wzruszyłem ramionami. - I w sumie dobrze, bardzo fajna z niej dziewczyna. Nie wiem czy to czasem nie za szybko żeby myśleć o związku na poważnie, ale jeśli już po jakimś czasie się na to zdecydujesz i ona również to błagam cię, nie zrań jej. Ona dużo w życiu przeszła, naprawdę. Zasługuje na dobre traktowanie i ja jako jej przyjaciel i twój, skopie tobie tyłek, jeśli jej coś zrobisz za frajerskie zachowanie bo teraz leży w moim interesie ochrona jej i ogólnie nas wszystkich - odetchnąłem przygotowując się na pytanie Alexandra. </div>
<div>
- Co to znaczy? - zmarszczył brwi.</div>
<div>
No właśnie. Wiedziałem, że o to zapyta, a ja nie byłem do końca pewny czy mogę mu o tym powiedzieć. Czy w ogóle powinienem mu powiedzieć. W końcu był moim przyjacielem, ale nie chciałem mieszać w to wszystko kolejnej ważnej dla mnie osoby.</div>
<div>
- Słuchaj...na razie ci nie powiem. Ale zrobię to, tylko po prostu kiedy indziej w porządku? - nerwowo zwilżyłem usta moim językiem.</div>
<div>
- Ale...a-le niby dlaczego nie teraz? Jak już gadamy? - przekrzywił głowę. - O co chodzi Austin? </div>
<div>
- Nie, teraz nie. Muszę jeszcze wszystko przemyśleć, zastanowić się nad paroma sprawami i wtedy ci wszystko opowiem, zgoda?</div>
<div>
Mój przyjaciel wzdychnął bezsilnie przez co z jego ust ulotnił się biaława mgiełka przez zimno.</div>
<div>
- Zgoda - skinął głową w moją stronę i włożył ręce do kieszeni.</div>
<div>
- Dzięki stary, dzięki też, że do mnie przyjechałeś - objąłem go. - A teraz chodź do domu bo zimno już się robi - oparłem rękę na jego ramieniu.</div>
<div>
- Wiesz, mamy teraz trochę wolnego w szkole i postanowiłem przyjechać - wzruszył ramionami i uśmiechnął się sam do siebie wchodząc do domu.</div>
<div>
- Dobrze postanowiłeś. Chociaż raz - zaczepiałem go prowokująco delikatnie popychając jego ramię.</div>
<div>
- Uważaj Mahone, grabisz sobie - zmrużył zabawnie oczy.</div>
<div>
- No chodź, dalej. Wiem, że się boisz Constancio - zamknąłem drzwi i przyjąłem pozę boksera.</div>
<div>
- Ooo, Ciebie? - zaśmiał się i zrzucił się na mnie delikatnie mnie uderzając chichocząc przy tym.</div>
<div>
"Biliśmy" się jak za dawnych czasów. Jak jeszcze mieszkałem w Teksasie. Moje dzieciństwo wróciło. Mój przyjaciel był teraz przy mnie. Śmiałem się mierzwiąc mu włosy przez co nic nie widział i na oślep wymierzał ciosy w moje ramię obejmując moją szyję.</div>
<div>
- Jak dzieci - usłyszeliśmy po chwili, a gdy podnieśliśmy wzrok ujrzeliśmy trzy kobiety. Mamę, Demi i Nicole, które stały i chichotały przez nasze zachowanie.</div>
<div>
- Ekhem - odkaszlnąłem i stanąłem prosto, podobnie jak Alex, który poprawiał swoją bluzkę.</div>
<div>
- No co? - zdziwił się. - Dawno się nie widzieliśmy.</div>
<div>
- W porządku, w porządku - rozbawiony głos mamy, za którym tak tęskniłem przywrócił nas do życia.</div>
<div>
- Okej...-przeciągnąłem przerywając krępującą ciszę. - Dave, ile tu jest pokoi? - wychyliłem się, aby móc go zobaczyć.</div>
<div>
- W sumie trzy, ale jeden jest w ciągłym remoncie...od pięciu lat - zaśmiał się. - Ale da się tam spać.<br />
- Trzy? Cholera - mruknąłem.</div>
<div>
- Austin - skarciła mnie mama.</div>
<div>
- No to nie jest przekleństwo - spojrzałem na nią próbując się usprawiedliwić.</div>
<div>
- Ale nie masz tak mówi, ponieważ brzydko to brzmi.</div>
<div>
- Dobra już dobra - westchnąłem. - O kurza stopka - podniosłem brwi. - Lepiej?</div>
<div>
Wszyscy w koło, razem ze mną się zaśmiali, a mama pokiwała głową.</div>
<div>
- To musimy się jakoś rozdzielić - dodałem po chwili. - Hm, może...dziewczyny z dziewczynami, a chłopcy z chłopakami? - zaproponowałem.</div>
<div>
- Beznadziejnie - burknął pod nosem Ax*</div>
<div>
- Och no tak, zapomniałem, że ktoś tu się komuś podoba - ponownie mu dogryzałem tym razem ciszej, aby nikt tego nie usłyszał. - Jest jeszcze taka opcja, Alex z Nicole, Demi ze mną, a mama...- spojrzałem na Dave'a i na nią. </div>
<div>
- Spokojnie, ja będę spał w salonie - wskazał na zakurzoną kanapę, która wołała o pomstę do nieba. - Co prawda ma ona już chyba 100 lat, ale jeszcze da się na niej spać i siedzieć. Dam radę.</div>
<div>
- Nie ma mowy - oburzenie matki dało się we znaki.</div>
<div>
- Ocho...i się wkopałeś stary - pokręciłem głową ostrzegając go.</div>
<div>
- Nie będzie pan spał na tej niewygodnej kanapie kiedy jest pan taki poobijany - kręciła głową z dezaprobatą.</div>
<div>
- Ale obrażenia nie są takie poważne...</div>
<div>
- Nie nie nie i jeszcze raz nie. Może i pan jest lekarzem, ale ja te obrażenia widziałam i też troszkę się na tym znam bo skończyłam kurs pielęgniarski. Śpi pan w pokoju z najbardziej wygodnym łóżkiem i nie dyskutuje na ten temat.<br />
Zdążyła go nawet opatrzyć. Nawet nie wiem kiedy. </div>
<div>
Lekarz spojrzał na mnie ze zdziwieniem szybkości argumentów mojej mamy, które jak najbardziej były słuszne. </div>
<div>
- Matczyny instynkt, nic nie poradzisz - odetchnąłem i klepnąłem go w ramię, gdy stał obok mnie. - No to co, wszyscy zadowoleni? Komuś coś nie pasuję? - spojrzałem na Demi i Nicole.</div>
<div>
- Nie, jest wszystko w porządku - pokiwała głową Demi.</div>
<div>
- No to kto chcę to idzie spać - objechałem ich wzrokiem.</div>
<div>
- Dobranoc - powiedziała rodzicielka i skierowała się na kanapę.</div>
<div>
- O nie, nie ma tak. Pani również nie będzie tutaj spała. Cóż byłby ze mnie za dżentelmen, gdybym na to pozwolił. - tym razem odezwało się sumienie Dave'a.</div>
<div>
- Ale...no to gdzie mam spać? - rozłożyła ręce.</div>
<div>
- Ze mną...znaczy się - skrępował się i było to widoczne. - Ze mną w pokoju. Poradzimy sobie, łóżko jest duże i mam dość dużo koców i kołder - uśmiechnął się szeroko próbując zatuszować jak niezręcznie się teraz czuł.<br />
- Dobrze, w porządku - powiedziała po chwili machając rękoma, a lekarz odetchnął z ulgą.<br />
- Wspaniale. Wszystko wiadomo? - spytałem jeszcze dla upewnienia.<br />
- Tak - skinął głową Dave. - To my z twoją mamą mamy pokój tu na dole, a piętro jest wasze. Koce i te sprawy są w szafach w pokojach. Jakbyście czegoś potrzebowali to przyjdźcie do mnie.<br />
- Okej, no to dobranoc - powiedziałem i poszedłem na górę trzymając Demi za rękę.<br />
- Który wybieracie? - spytał Ax patrząc na dwie pary drzwi.<br />
- A co to za różnica? - zmarszczyłem czoło. - Może być ten - wskazałem na jeden pokój.<br />
- No dobra, to miłych snów misiaczki - posłał nam żartobliwego całusa.<br />
- Wam też i pamiętaj - szepnąłem trzymając go za ramię.<br />
Pokiwał tylko głową i wszedł do ich pokoju, a my od razu skierowaliśmy się do swojego.<br />
<br />
______________________<br />
Wszystko było już gotowe. Każdy z nas wziął prysznic. Zmieniliśmy pościel, poduszki i wzięliśmy jeden koc i kołdrę.<br />
- Śpimy razem pod kołdrą czy mam spać osobno? - spytała dziewczyna siadając na łóżku.<br />
- Sam nie wiem - przebiegłem po moim czole palcami. - Jak będzie ci lepiej - uśmiechnąłem się czując zakłopotanie.<br />
- Chyba będzie nam cieplej, gdy będziemy spali..no..razem - wybełkotała delikatnie zawstydzona.<br />
- Też tak uważam - skinąłem głową i rzuciłem się na łóżko. - Wygodne - odparłem, gdy łóżko odbiło moje ciało i wylądowałem bliżej niej.<br />
- Dobry materac - zachichotała.<br />
- Nawet bardzo. Przynajmniej będziemy wyspani, tak sądzę - westchnąłem i położyłem głowę na poduszkach, a ręką zapaliłem lampkę.<br />
Demi opadła na poduszki obok zachowując jednak pewien dystans. Wyciągnąłem moje ramię w jej stronę pokazując jej w ten sposób, że może się na nim położyć.<br />
Spojrzała na mnie i na moją rękę i po chwili zastanowienia czy byłby to dobry krok z jej strony przysunęła się kładąc lekko głowę na miejscu zgięcia mojej ręki. Przyciągnąłem ją bliżej, tak, że jej policzek oparł się o mój obojczyk.<br />
- Żeby było cieplej musisz być bliżej mnie - szepnąłem.<br />
- Racja - uśmiechnęła się delikatnie w moją skórę.<br />
- Ale jeśli nie chcesz, jest ci nie wygodnie czy po prostu uważasz, że nie powinno być takiego zbliżenia to rozumiem - rozprostowałem rękę, żeby w każdym momencie mogła zsunąć głowę na miejsce obok.<br />
- Nie, nie...jest okej - ponownie zgięła mi ją i założyła na swoje ramię. - Tylko głupio mi po tej całej akcji w szpitalu - westchnęła. - Przepraszam jeszcze raz.<br />
- Nie ma problemu. Nie byłaś świadoma. Nie wracamy do tego - chciałem cmoknąć ją w czubek głowy, ale pojawiła się niepewność. Po chwili jednak przełamałem się i zrobiłem to przez co Dems bardziej się we mnie wtuliła, wplatając nogi między moje.<br />
- Dziękuję za wszystko Austin - szepnęła wypełniając nocną ciszę.<br />
- Nie masz za co dziękować, to dla mnie przyjemność, pomagać ludziom - spojrzała na mnie, a ja na nią i znów powietrze stało się gęstsze, a wszystko w koło radośnie zawirowało.<br />
Nasz usta wymieniały się oddechami, aż w końcu przyciągnęły się do siebie jak dwa magnesy i rozpłynęły się w namiętnym, pełnym uniesień pocałunku. Zaczesałem wolną ręką jej włosy, a ona przewróciła się na brzuch nie kończąc tej cudownej chwili tylko wręcz przeciwnie pogłębiając ją. Jej rozgrzana skóra na dłoni dotknęła mój zarumieniony polik dając mu przy tym ukojenie, o które tak długo się domagał. Druga dłoń dziewczyny spoczęła na moim biodrze, a mój język zaczął walczyć z jej jak na bitwie.. Mimo tego, że nie chciałem za nic w świecie tego kończyć wiedziałem, że zaraz może stać się coś czego byśmy żałowali. Oparłem czoło jej cicho dysząc przez to, że dłuższy czas nie mogłem wziąć głębszego oddechu.<br />
- Demi - wyszeptałem oblizując usta.<br />
- Wiem Austin, spokojnie. Do niczego nie dojdzie, to za wcześnie - pogładziła mój polik i jeszcze raz mnie cmoknęła po czym jej głowa po raz kolejny opadła na mój tors.<br />
Uśmiechnąłem się sam do siebie ciesząc się, że mnie rozumie.<br />
Teraz była inna.<br />
Zmieniona.<br />
Lepsza.<br />
Ważniejsza - dla mnie.<br />
- Dobranoc mała - szepnąłem przymykając oczy.<br />
- Dobranoc - usłyszałem po chwili i nie podnosząc powiek przykryłem nas kołdrą.<br />
Po kilku minutach zasnąłem.<br />
<br />
_____________________<br />
Ax* - skrót od Alexa/ Alexandra. Austin nie używa go w realnym świecie. Wymyśliłam go na potrzeby bloga.<br />
Napisałam dzisiaj dla was trochę dłuższy rozdział, który mam nadzieję, że niej gorszy od pozostałych. Ponownie, nie wiem już który raz przepraszam za tak wielkie odstępy od dodawania rozdziałów i proszę o zrozumienie.<br />
<br /></div>
Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-73057843773676379462013-10-04T13:54:00.000-07:002013-10-04T13:54:42.125-07:00Rozdział XXIXPo chwili nasze wargi rozłączyły się, a nasze usta słodko mlasnęły.<br />
Spojrzałem na nią totalnie zszokowany tym co przed chwilą zrobiliśmy, a ona oblizała tylko szybko usta i zaczerwieniła się.<br />
- Umm...- wymruczała skrepowana. - Przepraszam, chciałam tylko coś sprawdzić. - szepnęła i zaczesała swój blond kosmyk za ucho.<br />
- Co? - spytałem cicho.<br />
- Czy między nami coś iskrzy i ...wydawało mi się, że tylko w ten sposób się przekonam - spuściła głowę. - Przepraszam, nie powinnam.<br />
Iskrzy? Raczej nie, przecież całowałem się już z Demi. To z nią poczułem to coś, te przysłowiowe "motylki w brzuchu". To przy jej pocałunku cały świat się zatrzymał, a ja uniosłem się ponad ziemie. W myślach prosiłem...Ba! ja błagałem na kolanach przed Jezusem żeby ona tego nie poczuła. No bo przecież jak miałbym z nią być? Nie chciałbym tego, jest dla mnie raczej jak siostra, przyjaciółka. Teraz myślicie sobie "całował się z siostrą, niezłe kazirodztwo. Skoro jest dla niego tak bliska, jak rodzeństwo to czemu pozwolił na to zbliżenie?" Otóż ja sam byłem tego ciekawy. Myśli bywały złudne. Dopiero teraz zrozumiałem, że to nie to.<br />
- I...? - wydukałem po chwili, odmawiając różaniec w myślach.<br />
- Nie - pokręciła głową, a całe zalegające w moich płucach powietrze zeszło z wielką ulgą.<br />
Popatrzyliśmy chwilę na siebie i oboje wybuchliśmy śmiechem.<br />
- Traktuje cię jak brata...<br />
- Jesteś dla mnie jak siostra...<br />
Powiedzieliśmy równo i ponownie popatrzyliśmy na siebie i roześmialiśmy się. Dave spojrzał na nas w lusterku.<br />
- Miło, że jest wam do śmiechu - uśmiechnął się delikatnie. - Ale wiecie, że to nie koniec naszych problemów i prędzej czy później będzie powtórka z rozrywki?<br />
- Wiemy, o tym nie idzie tak łatwo i szybko zapomnieć - mój ton był niski, ale łagodny.<br />
- Racja - powiedziała Nicole i przytuliła się do mnie, a ja "przyjacielsko" ją objąłem.<br />
- Ale będzie dobrze, poradzimy sobie - starałem się ich pocieszyć.<br />
- Oczywiście, że tak. Musimy - głos Dave rozbrzmiał bo dłuższej, krępującej ciszy, a na mojej twarzy i blondynki siedzącej obok pojawiły się delikatnie zarysowane uśmiechy.<br />
Po kilkunastu minutach patrzenia na drogę spojrzałem na nią, miała zamknięte oczy, a ja zauważyłem na jej twarzy grymas przez niewygodne ułożenie ciała.<br />
- Połóż głowę na moich kolanach. Będzie ci się lepiej spało - troska, to było to coś słyszalne w moim głosie.<br />
Otworzyła oczy i spojrzała na mnie, po czym delikatnie się uśmiechnęła i zrobiła to co jej zaproponowałem.<br />
Zaczesałem jej włosy i ściągnąłem kurtkę nakrywając ją.<br />
- Dziękuję - szepnąłem zachrypłym głosem, a ona zmarszczyła czoło nie otwierając oczu. Wiedziałem, że w podświadomości pyta "za co?". - Za to, że mnie obroniłaś - dopowiedziałem aby sprostować, a jej zmarszczki widoczne na czole się wygładziły.<br />
- To było odwdzięczenie się za to, że zawsze to ty mnie broniłeś. Nastała...- ochota ziewnięcia przerwała jej wypowiedź.- moja kolej - dokończyła i mlasnęła parę razy szybko zasypiając pod moim dotykiem.<br />
<br />
Poczułem, że moje ciało relaksuję się i jestem gdzieś daleko od tego wszystkiego. Zamknąłem oczy.<br />
Znowu byłem w Teksasie, widziałem ogród mamy i nasz stary dom.<br />
Ktoś siedział na hamaku, na tarasie. Podszedłem bliżej i ujrzałem tatę. Spojrzał na mnie z nad książki, a po chwili ukazał rząd swoich równych zębów. Usiadłem obok niego przez co hamak delikatnie się zakołysał. Wszystko było tak realne, a zarazem niemożliwe. Ciężko odetchnąłem i oparłem czoło o zimną szybę. Nie chciałem tracić tej wizji dlatego po prostu nie otwierałem oczu. Cały czas gładziłem policzek Nicole moim kciukiem. Dotyk jej skóry uspokoił mnie to na tyle, że po paru minutach sam zasnąłem.<br />
<br />
~~~~~~~~~~~~~~<br />
- Austin! Jesteśmy na miejscu - jakiś niedobry głos chciał wybudzić mnie z tego cudownego snu i stanu.<br />
- Jeszcze chwilkę - jęknąłem kręcąc się.<br />
Poczułem, że moje nogi nie są już obciążone żadnym ciężarem. Uchyliłem powieki i spojrzałem na siedzącą obok dziewczynę.<br />
- Wstawaj leniu, dalej - klepała mnie delikatnie po policzku.<br />
- 5 minutek - wyjęczałem ze zaspanym wzrokiem.<br />
- No dalej Austin, masz 5 metrów do domu. Wejdziesz do niego, położysz się i będziesz mógł spać dalej - wyszła z samochodu i otworzyła drzwi z mojej strony, a zimne powietrze z dworu dostało się do środka i nieprzyjemnie pobudziło moją twarz.<br />
- Zimno - zacisnąłem powieki.<br />
- Wstań albo będę cię tym zimnem katowała - zaszantażowała mnie uchylając i zamykając drzwi, aby wleciało więcej powietrza.<br />
- Dobra już, już wstaję - przetarłem czoło i oczy, a po chwili chcąc czy nie chcąc ospale wyciągnąłem dwie nogi z auta opierając policzek o fotel i ponownie zamykając oczy.<br />
- Jezuuuu, chłopaku - przeciągnęła i chwyciła mnie za ręce ciągnąc do siebie, przez co się podniosłem.<br />
- Już nie śpię, już się budzę - poklepałem swoją twarz tak jak wcześniej zrobiła to Nicole tylko mocniej i spojrzałem na nią szeroko otwartymi oczami.<br />
- Dzień dobry królewiczu - zachichotała.<br />
- Witaj księżniczko - uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło.<br />
- Aw, dokładnie jak brat - uśmiechnęła się uroczo.<br />
- No widzisz - zaczesałem włosy. - Chodź do środka bo pewnie marzniesz.<br />
- Nie, twoja kurtka jest dość ciepła - wskazała na nią poprawiając sobie kołnierzyk,<br />
Uśmiechnąłem się i skinąłem głową zgadzając się po czym poszedłem w stronę domu i otworzyłem jej drzwi. Już z dala słyszałem czyjeś głosy i wydawało mi się, że był wśród nich także męski, a przecież w domu była tylko mama i Demi, Dave sprawdzał coś przy samochodzie. Poszedłem w głąb salonu, omijając Nicole i moje przypuszczenia się potwierdziły. Ogarnął mnie wielki szok, a zarazem szczęście. W jednym z zakurzonych foteli siedział nie kto inny, jak mój przyjaciel, Alex.<br />
- Constancio! - krzyknąłem i podszedłem do niego szybko obejmując go.<br />
- Mahone! - oddał mi przyjacielski, ciepły uścisk i spojrzał na mnie. - Stary, nie przypuszczałem, że kiedykolwiek zabrzmię jak ciota, ale...stęskniłem się - klepnął mnie w ramię.<br />
- Moment, coś mi się tu nie zgadza - zmarszczyłem brwi unosząc palec.<br />
- Co? - przyglądał mi się. - Ach no tak, Rob'a nie ma bo rodzice go nie chcieli puścić - skrzywił się. - Dość kiepsko, ale jestem ja.<br />
- Nie to nie to, znaczy to też...<br />
- To co? - rozłożył ręce i rozejrzał się.<br />
- Hm, już wiem - uderzyłem się w czoło. - Ty zawsze brzmisz jak ciota - zaśmiałem się, a Alexander razem ze mną po czym podobnie do niego, uderzyłem go w ramię. - Żartuję, też się stęskniłem - ponownie go przytuliłem.<br />
- Wiedziałem - zachichotał i po chwili szepnął mi do ucha. - O cholera, kto to?<br />
Odwracając się zobaczyłem stojącą w progu, zawstydzoną Nicole.<br />
- O, chodzi ci o nią? - uśmiechnąłem się do Alexa widząc, że mu się podoba. - To Nicole, poznajcie się.<br />
- Alex - wyciągnął do niej rękę.<br />
Ona spojrzała na niego badawczo i podała mu swoją łącząc je w miłym uścisku.<br />
- Nicole - potrząsała ręką.<br />
<br />
<br />
_______________________<br />
Hej. No to tyle :)<br />
Nie wiem co napisać.<br />
Jak myślicie, co będzie dalej?Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-62251915847221943382013-09-20T05:07:00.000-07:002013-09-20T05:07:29.036-07:00Rozdział XXVIIIByłem już na miejscu.<br />
Wszystko rozsadzało mnie wewnętrznie. Nie wiedziałem na co mam być gotowy, czy zdążyłem. Zanim wysiadłem naładowałem broń i schowałem ją za pasek po czym wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę bazy. Nie zwracałem na nic uwagi. Moim najostrzejszym wtedy punktem były drzwi. Drzwi do gorszego życia. Gdy się tam wchodziło to pierwsze wrażenie było dobre. "Wow, jak tu ładnie" ale gdy potem patrzyło się na domowników przeklinało się w duszy swoją własną osobę i to, że się tutaj weszło. Nie było odwrotu. Albo wchodzisz i wychodzisz zmieniony, całkiem podobny do dupków w środku, albo wyjeżdżasz...we worku. Najczęściej.<br />
Wyciągnąłem pistolet i wymierzyłem w stronę drzwi po czym drugą, wolną ręką otworzyłem je i wycelowałem. Ku mojemu zdziwieniu salon i przedsionek był pusty. Wszedłem więc i zamknąłem za sobą ostrożnie drzwi uważając na jakikolwiek hałas. Skierowałem się na górę i postanowiłem zajrzeć do wszystkich pokoi. Wchodziłem, celowałem i wychodziłem. I tak cały czas. Najwidoczniej nikogo nie było. Został mi tylko pokój Nicole. Podszedłem do niego i powoli i najciszej jak tylko mogłem wszedłem do niego. Gdy mnie tylko zobaczyła rzuciła mi się na szyję.<br />
- Austin - powiedziała radośnie, a po jej policzkach spłynęły łzy.<br />
- Hej mała - spojrzałem na nią i kciukiem przetarłem jej skórę pod oczami i policzki. - Nie płacz, jestem tutaj. Jesteś bezpieczna - przytuliłem ją jeszcze raz.<br />
- Myślałam, że zostawiłeś mnie na pastwę losu u tych łajdaków - schowała twarz w mojej koszulce.<br />
- Nigdy - powiedziałem pewnie i pogładziłem jej włosy.<br />
- Zamknęli kogoś w piwnicy. Słyszałam stamtąd jego krzyki bo jest bezpośrednio pod moim pokojem - spojrzała na podłogę.<br />
- Dave - moje oczy się rozszerzyły. - Dobra, słuchaj - ująłem jej ręce. - Zabiorę cię stąd dobrze?<br />
- Dobrze - powiedziała cicho i pokiwała głową. - Ale...ale oni nas skrzywdzą.<br />
- Nie, nie pozwolę na to. Ciebie już za bardzo skrzywdzili - podałem jej sweter, który leżał na łóżku i pociągnąłem ją za sobą.<br />
Wyszliśmy na korytarz. Jedną dłoń trzymałem cały czas uniesioną w górze będąc gotowym na strzał.<br />
- Wiesz gdzie oni są? - spytałem cicho rozglądając się.<br />
- Pojechali gdzieś jakieś 10 minut przed twoim przyjściem - jej ręką była kurczowa zaciśnięta na mojej.<br />
Pokiwałem głową i zatrzymałem się przed drzwiami do piwnicy i odwróciłem do Nicole.<br />
- Słuchaj, zostaniesz tutaj na straży okej? - włożyłem w jej ręce pistolet. - Jakbyś usłyszała, że podjechali pod dom od razu mnie zawołaj, a jeśli nie zdążysz to po prostu strzelaj. W środku masz 10 naboi, powinno starczyć. Staraj się celować w głowę, klatkę piersiową albo uda - pogładziłem jej polik i otworzyłem drzwi.<br />
- Au...Austin - spojrzała na mnie i na broń z wielkim przerażeniem. - Ja...ja nie umiem, boję się - mówiła roztrzęsiona.<br />
- Spokojnie Nicole. Jest naładowany - opuściłem jej broń i skierowałem lufą do przodu. - Nie celuj na siebie bo jeszcze wystrzeli. Wystarczy, że naciśniesz tutaj - pokazałem jej jak pociągnąć za spust.<br />
- Nie dam...- nie dałem jej skończyć.<br />
- Dasz, oczywiście, że dasz. Po za tym pewnie nie będziesz miała powodu do strzelenia. Od razu tutaj przybiegnę. Spokojnie - pogładziłem jej ramię w celu uspokojenia jej i skierowałem się do piwnicy.<br />
Wiedziałem, że tak będzie lepiej bo wszystko mogło się stać. Nie chciałem o tym myśleć, ale zobaczyć trupa to naprawdę wielki szok i wielka trauma. Nie chciałbym żeby Nicole musiała przez to przechodzić. Oczywiście wierzyłem, wierzyłem z całego serca, ze Dave'a żyję i, że nic mu nie jest, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże. Wolałem nie ryzykować.<br />
Szedłem ciemnymi schodami święcąc sobie telefonem do czasu, gdy zobaczyłem na środku, wielkiego jak myślę pomieszczenia, żarówkę zwisając tuż nad czyjąś głową. Mrużyłem oczy chcąc dowidzieć postać, która siedziała przywiązana do krzesła z opuszczoną głową.<br />
- Dave? - spytałem cicho podchodząc ostrożnie coraz bliżej do rozświetlonej i zakrwawionej postaci.<br />
Mężczyzna uniósł głowę i ukazał swoją zakrwawioną i obitą twarz. Na jego ustach spoczywał kawałek szmatki, który miał na celu ucieszenie go.<br />
- Matko Boska - zakryłem ręką usta i od razu zabrałem się do ściągnięcia przepaski z jego ust.<br />
Muszę przyznać, że ten widok przeraził mnie na tyle, że czułem jak moje serce bezwładnie kołaczę.<br />
Kicnąłem przy krześle i zacząłem rozplątywać sznury, które szczelnie trzymały jego ciało przytwierdzając go do krzesła.<br />
- Dave, przepraszam...to wszystko przeze mnie - rzuciłem liny w kąt pomieszczenia.<br />
- N-nie mów tak. Nie twoja wina - wychrypiał i potarł swoje sine nadgarstki.<br />
- Więc dlaczego ci to zrobili? - patrzyłem na nie krzywiąc się na świeżą krew nieustannie wypływającą z jego rany na głowię.<br />
- Fakt, dowiedzieli się, że pracujemy razem - wziął szmatkę, którą mu podałem i przyłożył do rany.- Ale myślę, że to raczej przez to, że mnie poznali. Wiesz, opowiadałem ci o tym. Zabili mojego syna, a ja chciałem ich przez to wykurzyć za pomocą policji. Nieźle sobie wtedy u nich nagrabiłem, ale i tak te skurwysyny się z tego otrząśli. Wyszli cało. Ja w sumie też, pod względem fizycznym, ale psychicznym...- przerwał i pokręcił głową. - Poniosłem największą stratę mojego życia. Straciłem przez nich syna. Oni się teraz zemścili za to, że narobiłem im takiego gnoju z ta całą policją. To po prostu zemsta i myślę, że to jest główny powód.<br />
- Jezu - jęknąłem sfrustrowany i przetarłem swoją twarz. - Nieważne co było Dave, ważne co będzie. Poradzimy sobie z nimi - chwyciłem go i zarzuciłem sobie jego ramię na moją szyję próbując go ponieść.<br />
- W cuda już dawno przestałem wierzyć - szepnął i oparł delikatnie ciężar swojego ciała na moim.<br />
- Uda nam się. Jestem tego pewny - starałem się być przekonywującym, aby nie zwątpił w naszą siłę nawet przez sekundę.<br />
- Austin, nas jest dwóch, a ich czterech. Są silniejsi i bardziej doświadczeni. Nie poradzimy sobie z nimi. Zabiją nas wszystkich - mówił cicho, ale ja słyszałem bardzo dobrze każde jego słowo, które było przesiąknięte niechęcią do wszystkiego.<br />
- Nie mów takich rzeczy - skarciłem go prowadząc do schodów. - Oczywiście, że sobie poradzimy. Wyjdziemy z tego cali, zobaczysz. Nawet nie ma ich w domu.<br />
Spojrzał na mnie zdumiony i wszedł powoli na pierwszy stopień.<br />
- Ile mamy czasu? - spytał po chwili.<br />
- Niewiele, zaraz powinni wrócić - złapałem się poręczy, aby zapewnić mu stabilne wsparcie.<br />
- Pośpieszcie się - doszedł nas spanikowany głos z góry.<br />
- Kto to? - zmrużył oczy, a na jego czole pojawiły się zmarszczki niezrozumienia.<br />
- Nicole, dziewczyna, którą tutaj przetrzymują i...gwałcą - dopowiedziałem po chwili, a moje mięśnie się spięły ze wzrastającą ilością nerwów i agresji w moim organizmie.<br />
- U nich to już mnie nic nie zdziwi - pokręcił delikatnie głową i wszedł na ostatni schodek wychodząc przy tym z piwnicy razem ze mną.<br />
Spojrzałem na dziewczynę i dałem jej znak, że ma ruszyć za nami.<br />
Szliśmy małymi kroczkami do drzwi, tak aby nie nadwyrężać obolałego ciała Dave'a.<br />
Nagle do domu wpadli oni. W pełni zadowoleni. Przypuszczałem, że znowu kogoś zabili dlatego się tak cieszą, ale zanim zdążyłem coś powiedzieć oni zrobili to pierwsi.<br />
- No no no, kogo ja tutaj widzę - powiedział Bill stojąc w drzwiach, a za nim cała reszta nastawiona bojowo do walki, będąc cały czas gotowymi do ataku.<br />
- Myśleliście, że nie przyjadę co? - zmrużyłem oczy mierząc ich wszystkich po kolei.<br />
- Szczerze? Tak, myśleliśmy, że stchórzysz - powiedział Mike i zaciągnął się papierosem wyrzucając go za plecy tak, że wyleciał na zewnątrz przez otwarte drzwi, w których stali.<br />
- Oni tak myśleli - odezwał się Bill. - Ja w głębi serca nadal w ciebie wierzyłem młody, wiedziałem, że się pojawisz bo masz sporę jaja.<br />
- Dzięki za wiarę - posłałem mu szeroki, ironiczny uśmiech.<br />
- Widzę, że nie masz zamiaru wyjść stąd z pustymi rękoma. Nawet zabierasz sobie zabaweczkę - wychylił się, aby spojrzeć na Nicole stojąca za moimi plecami.<br />
- Zabaweczką to jest dla was, a dla mnie to dziewczyna, która potrzebuję pomocy, aby uwolnić się od zabrudzonych krwią łap, które należą do was skurwiele - syknąłem i zacisnąłem pięści.<br />
Każda wzmianka o Nicole przyprawiała mnie o dreszcze. Nienawidziłem jak nazywali ją zabaweczką, suką, dziwką. To było niedorzeczne. Nie zgodne z prawdą.<br />
- Dobra, w dupie to mam kim dla ciebie jest. Przyjechałeś tutaj po swojego przyjaciela co? - uśmiechnął się szyderczo. - Ale skoro już tutaj jesteś postanowiłeś zabrać też ją bo myślisz mały dupku, że zbawisz cały świat przed złem - zaśmiał się cicho i krótko. - Typowe myślenie niedojrzałego małolata, ale co się dziwić - objechał mnie wzrokiem od góry do dołu i odwrotnie.<br />
- Skoro tu już jest to...- Nick spojrzał na Billa z cwaniackim uśmiechem i pokiwali głową rozumiejąc się bez słów.<br />
Szkoda tylko, że ja nie rozumiałem tych ich gangsterskich szyfrów. Nie wiedziałem co chcieli zrobić.<br />
- Skoro tu już jest to...- Bill powtórzył słowa Nicka' a, a jego ręką kierowała się powoli na tył jego pleców za których wyciągnął broń i wycelował nią we mnie.- To zabawmy się - powiedział z szerokim uśmiechem i głośny strzał rozniósł się po całym domu.<br />
<br />
<br />
Dziwne uczucie ogarnęło moje ciało.<br />
A właściwie brak uczucia.<br />
Czy postrzelony nie powinienem czuć bólu?<br />
Może tak szybko umarłem, że zdążyłem tylko zacisnąć powieki.<br />
Możliwe, że to moje ciało tak zareagowało. Szok.<br />
Pewnie zaraz wszystko do mnie dojdzie.<br />
Piszczało mi w uszach i głowię.<br />
Byłem ogłuszony.<br />
Zupełnie jakby strzał padał gdzieś bliżej mnie.<br />
Nie z naprzeciwka.<br />
Gdzieś...z tyłu.<br />
<br />
Zdecydowałem się uchylić powieki, a spod nich zobaczyłem zakrwawionego Bill'a trzymającego się za ramię. Zmarszczyłem czoło, a moja buzia otworzyła się ze zdziwienia.<br />
Jak to się stało? - zadałem sobie sam to pytanie i odwróciłem się do tyłu.<br />
Zobaczyłem zszokowaną Nicole trzymającą nadal wyciągniętą rękę razem z pistoletem. To ona strzeliła. Obroniła mnie. Szybko pokręciłem głową chcąc się otrząsnąć, ponieważ wiedziałem, że nie zostaną na długo w amoku. Postanowiłem działać. Spojrzałem przelotnie na Dave'a, który też był gotowy do uderzenia. Ściągnąłem z siebie ramię mężczyzna i razem z nim ruszyliśmy do przodu zadając po kolei ciosy każdy, który się nawiną. Próbując przebić się przez głodny krwi tłum ciągnąłem za sobą Nicole. Gdy byłem już przy drzwiach Nick złapał mnie za ramię, a ja uderzyłem go z wolnej pięści w nos.<br />
Po paru minutach bijatyki uciekliśmy. Szybko wsiedliśmy do samochodu.<br />
- Jedź ! - nakazałem Dave'owi, który sam dobrowolnie wsiadł za kierownice.<br />
Ten od razu ruszył, a ja przytuliłem do siebie drżącą Nicole.<br />
- Spokojnie mała, już okej. Już dobrze - wziąłem od niej pistolet i rzuciłem go na siedzenie obok.<br />
- Ja...ja postrzeliłam człowieka - spojrzała na mnie ze łzami w oczach.<br />
- I uratowałaś mnie przy tym - pogładziłem jej polik. - Po za tym, należało mu się.- patrzyłem w jej oczy, które błyszczały od łez.<br />
Widziałem jak przestrzeń między nami stopniowo się zmniejsza, a jej oddech owija moją twarz. Chwyciła za bok mojej szyi i delikatnie przyciągnęła mnie do siebie łącząc subtelnie nasze usta w miłym i lekkim pocałunku.<br />
<br />
__________________________<br />Boom!<br />
Dzień dobry :)<br />
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba.<br />
Kc xx<br />
<br />
<br />Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-33541552603093606732013-09-13T13:38:00.000-07:002013-09-13T13:38:36.882-07:00Rozdział XXVIIDojechaliśmy na miejsce, a ja otworzyłem mały domek i zaprowadziłem kobiety do środka.<br />
- No więc od dzisiaj będziemy tutaj spali, nie wiem ile, ale to jest jak na razie najbardziej bezpieczne miejsce - zamknąłem drzwi i spojrzałem przez małe okienko, sprawdzając czy nikt za nami nie jechał.<br />
- Kogo to dom? - spytała Demi chodząc po salonie i rozglądając się.<br />
- Tego lekarza, Dave'a - odparłem i wszedłem do kuchni otwierając lodówkę. - Będę musiał coś kupić - otwierałem wszystkie szafki po kolei. - Bo mamy tylko makaron.<br />
- Chcesz nas tutaj zostawić? - panika matki ciągle dawała się we znaki.<br />
- Mamo, tutaj jesteśmy bezpieczni. Przysięgam Ci - spojrzałem na nią, a ona opadła na sofę i ciężko odetchnęła.<br />
Zawiesiłem na niej na chwile wzrok po czym przeniosłem go na Demi, która oglądała rodzinne fotografie Dave'a, które wisiały na beżowych ścianach. Podszedłem do niej od tyłu zachowując między nami pewien dystans.<br />
- To jego syn - powiedziałem zauważając, że jej oczy wpatrują się w jedno ze zdjęć, na którym widać Dave'a i jakiegoś chłopca.<br />
- Skąd wiesz? - szepnęła nie odwracając się do mnie. Nadal badała każde rysy widocznych na ilustracji ludzi.<br />
- Podejrzewam. Miał tylko jedno dziecko.<br />
- Są tacy szczęśliwi. Widać, że go kocha - przetarła delikatnie kciukiem zdjęcie w celu ściągnięcia z niego kurzu.- Co się z nim stało? - odwróciła się do mnie.<br />
- Ten gang, w którym jestem go zabił - pokręciłem głową i wbiłem wzrok w pamiątkę. - Bezduszni skurwiele - mruknąłem, a każde moje wypowiedziane słowo syczało między zaciśniętymi zębami.<br />
- Co? - zrobiła duże oczy i dotknęła swojego czoła ręką, nie do końca rozumiejąc o co w tym wszystkim chodzi. - Czyli, wszyscy jesteśmy w to zamieszani?<br />
- Tak jakby - przejechałem paznokciami po swoim odkrytym karku. - Błędne koło czy coś w tym stylu.<br />
- Oni są wszędzie i chyba każdy na świecie jest z nimi związany - skrzywiła się i usiadła na fotel, z którego delikatnie uniósł się kurz.<br />
- My już niedługo nie będziemy mieli z nimi nic wspólnego - patrzyłem na połyskujące między promieniami słońca, drobinki kurzu.<br />
Usiadłem obok mamy i pochyliłem się do przodu opierając łokcie o kolana. Moja głowa bezwładnie zwisała w dół. Trzymałem zaciśnięte powieki próbując stworzyć plan ucieczki i pozbycia się tych morderców.<br />
Nie mogłem stać się taki jak oni. Nie chciałem tego, a czułem, że powoli moja skorupa miłego i kulturalnego chłopaka odpada ze mnie małymi kawałkami, a spod spodu widać czarnego Austina z tatuażami, bronią w ręce i papierosem między wargami. Sam nie wiem czy ta wizja była tak niewyraźna przez dym palącego się w niej papierosa czy może przez to, że nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli.<br />
Wibracja telefonu Dave'a wybiła mnie z tego męczącego wyobrażenia. Wyciągnąłem go z kieszeni. Bez żadnych obaw czy podejrzeń po prostu otworzyłem wiadomość. Myślałem, że będzie ona od zaprzyjaźnionego lekarza, ale treść nie brzmiała jakby on to pisał..<br />
<i>" Mamy twojego doktorka, a ty masz godzinę, aby go uratować ~RT"</i><br />
- Cholera - zrobiłem duże oczy, a telefon wypadł mi z ręki. Mój puls najpierw totalnie się zatrzymał, a potem ruszył ze zwiększoną siłą uderzeń serca. Dobrze znany mi podpis. - Jak? - zmarszczyłem brwi i energicznie pokręciłem głową.- To niemożliwe, nie mogli no bo...skąd? - zadawałem sobie sam pytania zapominając, że w pomieszczeniu jest mama i Demi.<br />
- Co się stało Austin? - spytała z troską mama kładąc swoją rękę na moim ramieniu. Natychmiastowo jednak wstałem, a jej dłoń opadła na kanapę.<br />
- Znaleźli nas prawda? - głos Demi zabrzęczał mi w głowie przez dłuższą ciszę, którą miedzy nami wszystkimi trwała.<br />
- Znaleźli Dave'a, mają go - widziałem jak moja klatka szybko unosi się i po sekundzie opada.- Muszę go uratować - wyciągnąłem kluczę z kieszeni i ruszyłem w stronę drzwi.<br />
- Synku - za nim pociągnąłem za klamkę usłyszałem za sobą krzyk mamy.<br />
- Nie mamo, nie teraz - starałem się zabrzmieć jak najłagodniej po czym po prostu wyszedłem zastanawiając się czy mi wyszło.<br />
Ostatnie czego potrzebuję to kłótnia z mamą.<br />
Wsiadłem do samochodu i zaciskając obydwie pięści na kierownicy ruszyłem spod domku i dając upust emocją dodawałem stopniowo coraz więcej gazu.<br />
- Nikt przeze mnie nie umrze - powtarzałem.<br />
<br />
____________<br />
Miśki, wybaczcie mi, ale naprawdę mam mnóstwo obowiązków i szkolnych i domowych, ponieważ przygotowuje się w tym roku do testu trzecioklasisty [PRZYPOMINAM!]<br />
Nie jestem wstanie pisać na bieżąco, po prostu rozdziały będą się pojawiać co jakiś czas. Przepraszam Was i mam nadzieję, że to nie problem. Proszę o cierpliwość i zrozumienie :))Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-66327966241499932622013-09-01T13:33:00.000-07:002013-09-01T13:33:12.135-07:00Rozdział XXVIWiecie jak to jest kiedy masz blisko siebie osobę, która jest dla Ciebie ważna i musisz o nią dbać bo chcesz jej bezpieczeństwa?<br />
Ja wiedziałem.<br />
Kiedy wędrowaliśmy korytarzem mój telefon zabrzęczał na znak przychodzącego połączenia. Wzdrygnąłem się i wyciągnąłem telefon, po czym odblokowałem go i zauważyłem 55 nieodebranych i jeden sms. Teraz dzwonił Dave, ale nie zdążyłem odebrać, więc wszedłem w listę kontaktów i oddzwoniłem.<br />
- Jesteśmy w moim gabinecie - rzucił na powitanie.<br />
- A dokładniej? - nie wiedziałem gdzie to było.<br />
- Ostatnie piętro, drzwi na samym końcu po prawej stronie - rozłączył się.<br />
- Kto to był? - spytała Demi patrząc na mnie z zakłopotaniem i zaciekawieniem.<br />
- Dave, ten lekarz. Musimy iść do jego gabinetu bo jest tam moja mama - skierowaliśmy się do windy.<br />
- Ich już nie ma? - rozglądała się nerwowo ściskając przy tym moją dłoń.<br />
- Nie, raczej nie. Nie obawiaj się tak bo mi zaraz złamiesz palce - spojrzałem na nasze dłonie i zaśmiałem się cicho.<br />
- Och, przepraszam - zawstydziła się i od razu poluźniła uścisk.<br />
Winda zjechała, a my do niej weszliśmy. Postanowiłem sprawdzić od kogo była ta wiadomość i wszystkie nieodebrane połączenia.<br />
Ktoś dzwonił z ukrytego numeru, a sms brzmiał następująco:<br />
<i>" Nie myśl mała suko, że nam zwiejesz. Nie zapominaj kim jesteśmy i jakim sprzętem dysponujemy. Znajdziemy Cię wszędzie, a wtedy pożałujesz, że zwiałeś.- RT"</i><br />
Anonimowy numer, ta wiadomość, RT? Jedyne co nasuwało mi się do rozszyfrowania skrótu to -Redtaised. I byłem pewny, że to byli oni. Wszystko idealnie pasowało. Martwiła mnie jedna rzecz. Mieli w domu lokalizator osób, wystarczyło, że wklepią mój numer i wszystko pokaże się im jak na dłoni. Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Nie mogłem zostać długo w tym szpitalu, ale nie mogłem się też przed nimi ukrywać bo w końcu mnie znajdą. Musiałem jedynie wyzdrowieć, aby w razie potrzeby mieć siły walczyć. Niewiele myśląc wyciągnąłem kartę z telefonu. razem z baterią.<br />
- Co robisz? - przyglądała mi się.<br />
- Oni mnie po tym odnajdą. Mają lokalizator osób w bazie i to przez niego właściwie Cię znalazłem - spojrzałem jej w oczy. - Wystarczy, że wpiszą mój numer i pokazuję im się moja lokalizacja.<br />
- Jezu - jej rozmiar oczy uległ zmianie. - To teraz musisz wyrzucić telefon?<br />
- Myślę, że wystarczy jak zmienię numer - wzruszyłem ramionami, a sygnał windy zasygnalizował nam, że jesteśmy już na ostatnim, trzecim piętrze i mamy wysiąść.<br />
Zrobiliśmy to, wyszliśmy i skierowaliśmy się do ostatnich drzwi po prawej stronie. Po drodze wziąłem ze stojącego na korytarzu wózka, nożyczki i przeciąłem kartę.<br />
- Może to jakoś pomoże -spojrzałem na Demi, która tylko skinęła głową.<br />
Wrzuciłem resztki karty do worka na śmieci, który własnie miał zostać wyniesiony do kontenerów przed szpitalem, a stamtąd zabrany przez śmieciarkę gdzieś z dala od tego miejsca. Weszliśmy z wskazane przez Dave'a drzwi i zastaliśmy tam moją mamę i jego.<br />
- Matko Boska, synku - rzuciła mi się na szyję rozłączając nasze dłonie z Demi.<br />
- Mamo, mówiłem, że przyjdę i nic mi się nie stanie - objąłem ją i zacząłem gładzić jej plecy w geście uspokojenia.<br />
- Za każdym razem tak bardzo się o Ciebie boję - szeptała cała zdenerwowana.<br />
Trzęsła się tak, że przez to, że ją tuliłem trząsłem się z nią.<br />
- Mamo, proszę Cię. Uspokój się - pocałowałem ją w skroń. - Chcę Cię komuś przedstawić.<br />
Oderwała się ode mnie i spojrzała na zawstydzoną dziewczynę, przyglądającą się nam.<br />
- Wyszedłeś bez dziewczyny, a wracasz już z dziewczyną - spojrzała na mnie i cicho zachichotała ocierając łzy. - Kim jest ta młoda dama?<br />
- Mamo, to jest Demi, uratowałem jej życie, kiedy te dupki kazały mi ją zabić. Nie zrobiłem tego i po prostu dałem jej wolność bo oni więzili ją w magazynie - pokręciłem głową z dezaprobatą. - Co prawda skazałem siebie i ją na śmierć z ich rąk, ale nie damy się.<br />
Moja rodzicielka patrzyła na mnie z dumą, podziwem i ze strachem, który wyczuwałem w jej wolnym, drżącym i urywającym się oddechu.<br />
- Mi...miło mi, mama Austina - podała jej rękę. - Michele Mahone - przedstawiła się, a Demi ujęła jej dłoń i ścisnęła ją.<br />
- Mi również bardzo miło pani Mahone - uśmiechnęła się. - Demi Collins.<br />
Stały tak chwilę, po czym rozerwały swoje uściski i spojrzały na mnie.<br />
- Synku, to bardzo szlachetne co zrobiłeś. Dobrze Cię jednak z tatą wychowaliśmy - mama pogłaskała mnie po poliku.<br />
- Oczywiście, że tak - powiedziałem dumny.<br />
- Ale...teraz Demi jest w strasznym niebezpieczeństwie. Nie myślałaś skarbie żeby gdzieś wyjechać, do jakiejś rodziny - usiadła na sofie i wskazała Demi miejsce obok siebie.<br />
Zaczęło się. Wywiad środowiskowy co, gdzie i jak. Jak z każdą dziewczyną, którą jej przedstawiłem. Uderzyłem się instynktownie w czoło i podszedłem do Demi.<br />
- Pamiętaj, nie musisz odpowiadać na jej pytania - wskazałem palcem mamę, a dziewczyna zachichotała.<br />
- Daj spokój Austin, chcę tylko pomóc.<br />
Machnąłem ręką i podszedłem do Dave'a.<br />
- Dzięki stary - klepnąłem go w ramię. - Gdyby nie ty...- przetarłem twarz rękoma.<br />
- Nie masz za co. Od tego są przyjaciele - spojrzałem na niego, a uśmiech sam malował mi się na twarzy.<br />
- Masz rację - skinąłem głową i spojrzałem w okno.- Widziałeś jak odjeżdżali?<br />
- Tak. Zaraz po tym od razu do Ciebie zadzwoniłem - oparł się o biurko, a ja odwróciłem się do niego.<br />
- Ona nie może tutaj zostać - wskazałem głową na gadającą z moją mamą Demi.- My też nie. W ogóle co z nią? Jest już okej?<br />
- Tak, wszystko się unormowało - pokiwał głową. - I możecie jechać do mnie. W końcu nie wiedzą, że się znamy.<br />
- Nick wie - mruknąłem drapiąc się po karku.<br />
- Cholera jasna, masz racje - odchylił głowę do tyłu i odetchnął.<br />
Po chwili spojrzał na mnie, a ja wiedziałem, że ma pomysł.<br />
- Co wymyśliłeś? - zmarszczyłem czoło i oparłem biodra o parapet.<br />
- Mam taki mały domek za miastem, tam Cię nie znajdą. Tam nawet nie ma zasięgu. Totalne odcięcie.<br />
- Ale ja nie wiem czy...<br />
- Możesz, uwierz mi. Skoro chcesz je ratować - kiwnął głową w stronę kobiet.- To możesz, a wręcz musisz.<br />
- No dobrze - odetchnąłem po chwili. - Ale musisz mi powiedzieć jak tam się dostać -odbiłem się od parapetu.<br />
- Dam ci mój samochód - pomachał mi kluczykami przed nosem. - Masz w nim nawigacje i wystarczy, że wybierzesz numerek 2, wtedy poprowadzi Cię na miejsce.<br />
- Dzięki Dave, naprawdę wielkie dzięki - wziąłem kluczę i przytuliłem go przyjacielsko.<br />
- Nie ma sprawy, już mówiłem - posłał mi pocieszający uśmiech. - Jedźcie już i najlepiej nigdzie się nie zatrzymujcie.<br />
- Tylko jest problem bo...musiałem wyrzucić moją kartę bo by mnie przez nią namierzyli - westchnąłem.<br />
Dave usłyszawszy to sięgnął po swój telefon i wyciągnął swoją kartę.<br />
- Trzymaj, to jest mój prywatny telefon. I tak nikt na niego nie dzwoni.<br />
- Jesteś niezawodny - wziąłem kartę i włożyłem ją do swojego telefonu.- Dobra, to my jedziemy.<br />
- Okej, pamiętaj 2 - wyciągnął palec w moją stronę.<br />
Skinąłem głową i podszedłem do gadających kobiet.<br />
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale musimy już jechać.<br />
- Gdzie? - obydwie powiedziały to w równym czasie na co cicho się zaśmiałem.<br />
- W bezpieczne miejsce, opowiem Wam wszystko po drodze. Chodźcie już, nie ma czasu - poganiałem je.<br />
W końcu wstały i posłusznie ze mną wyszły. Przy wyjściu jeszcze raz podziękowałem Dave'owi. Skierowaliśmy się do jego samochodu i gdy byliśmy w środku zrobiłem to co mi kazał. Włączyłem nawigację i wcisnąłem 2, po czym ruszyłem.<br />
<br />
______________<br />
A więc koteczki, zbliżyliśmy się do końca wakacji i kończymy je właśnie o to tym rozdziałem. Niestety jak wiadomo, szkoła wiążę, się z mnóstwem obowiązków, nauką itp itd, tym bardziej, ze idę teraz do trzeciej klasy gimnazjum i muszę postarać się o jak najlepsze stopnie od początku. Będę próbowała pisać dla Was tak często jak tylko będę mogła. Kocham Was moim całym sercem i życzę powodzenia <3<br />
<br />Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-30860178636357774062013-08-30T14:33:00.001-07:002013-08-30T14:33:32.241-07:00Rozdział XXVDoznałem ogromnego szoku. Jedna myśl, która nagle do mnie dotarła i sparaliżowała moje całe ciało. Zatrzymała we mnie jakiekolwiek czynności życiowe. Nie oddychałem przez kilka sekund, ledwo trzymałem się na nogach, a moje usta i oczy były bardzo szeroko otwarte. Byłem popychany przez ludzi, którzy obok mnie przechodzi. Zastawiałem im drogę dlatego ciągle mnie szturchali. Po chwili odzyskałem świadomość tego gdzie jestem i jak mało czasu mam. Zamknąłem usta uderzając przy tym mocno górną szczęką o dolną i opuściłem delikatnie powieki.<br />
- Demi. Demi jest w tym szpitalu. Jeśli ją znajdą zabiją ją. Najpierw ją, a potem mnie o ile już tego nie zrobili - odezwało się moje sumienie.<br />
Mojego nogi naglę porwały się do biegu, a cała reszta ciała posłusznie za nimi potruchtała. Obawiałem się, że jej sala będzie już pusta kiedy do niej wejdę. Wtedy znajdą mnie, ukarzą za niewykonanie zadania i nieposłuszeństwo, a potem pójdą do mojej mamy i zrobią jej to samo przez syna, który myśli, że może pomóc wszystkim. Wiadomo, że nie mogę, ale staram się wyciągnąć z problemów wszystkich napotkanych mi ludzi. Taki już jestem.<br />
Biegłem korytarzem prowadzącym do sali Demi, a na jego końcu zobaczyłem ICH. Tuż przy sali dziewczyny. Moje serce ponownie w tym dniu zatrzymało się, a szczęka opadła do samych obojczyków. Przełknąłem głośno ślinę i prosiłem Pana na kolanach, aby tylko nie weszli do jej sali, żeby tylko nie odwrócili się w stronę jej drzwi. Stękałem w głowie, a skóra zaczęła mnie swędzieć przez natłok nerwów. Pan nie posłuchał, a ja przekląłem w duszy. Ich ciała skierowały się do sali Demi. Wziąłem głęboki oddech będąc gotowy na biegnięcie i krzyczenie, ale gdy ruszyłem tylko stopą coś pociągnęło mnie za rękaw i wepchnęło do jednej ze sal. Nie wiele myśląc i nie wiele widząc przez zgaszone światło zacząłem się szamotać i krzyczeć. Ręka osoby, która to zrobiła automatycznie powędrowała na moje wargi zaciskając ją na szczęce.<br />
- Co do cholery - mamrotałem przez zaciśniętą na mojej twarzy dłoń po czym ująłem nadgarstek anonima i ścisnąłem go.<br />
W ciemności wydobył się cichy stłumiony pisk i syknięcie przez to, że ciągle naciskałem na rękę nie widząc osoby.<br />
- Co ty robisz debilu? - mała struga światła idąca od telefonu otuliła twarz dobrze znanej mi dziewczyny. - Boli - jęknęła.<br />
- Demi? - mruknąłem przez palce, a moje czoło się zmarszczyło. Od razu puściłem jej rękę<br />
- Przepraszam, ale krzyczałeś - wzięła ją z moich ust i pocierała nadgarstek drugą dłonią.<br />
- Ja też przepraszam...bo...ja...- podrapałem się po karku czując skrępowanie. - Myślałem, że to któryś z nich.<br />
- Żaden z nich nie ma takiego małego nadgarstka - szepnęła pokazując czerwoną rękę.<br />
- No tak, nie pomyślałem - pokręciłem głową. - Przepraszam, nie chciałem tak mocno. Broniłem się.<br />
- Nieważne - mruknęła cicho, a wyświetlacz jej telefonu zgasł. - Te dupki tam są prawda? - powiedziała cicho.<br />
- Tak, są. Właśnie po Ciebie biegłem -w okół panowała egipska ciemność, nawet nie wiedziałem czy mówiłem do niej czy byłem skierowany w inną stronę.<br />
- Po mnie? Przecież...wtedy...jak byłam po prochach no, wiesz - jąkała się cicho.<br />
- Wiem, nie chciałem Cię znać, ale byłaś w niebezpieczeństwie i chciałem Ci pomóc. Nadal zresztą jesteś<br />
- Nie, już nie. Z Tobą jestem bezpieczna - wymacała moją rękę po ciemku i delikatnie za nią złapała, po czym od razu ją puściła - Przepraszam, nie powinnam.<br />
Uśmiechnąłem się wiedząc, że tego nie widzi i złapałem za jej dłoń splatając nasze palce. Skoro tak czuła się bezpieczniej.<br />
Całe zło na nią przeszło, gdy ją tylko usłyszałem. Nie wiem co ona ze mną robiła. Wcześniej nie miałem takich reakcji, gdy widziałem i słyszałem dziewczyny, które mi się podobają.<br />
- Przepraszam, że wtedy się tak zachowałam. Nie wiele pamiętam, ale wiem, że to było cholernie głupie - powiedziała o ton głośniej z głosem przepełnionym skruchą i żalem.- Już nigdy tego nie zrobię dlatego, że...skończyłam z tym gównem. Koniec brania. Przez to rujnuje sobie tylko życie.<br />
- Cieszę się, że to zrozumiałaś - gładziłem kciukiem jej skórę dłoni. - I przyjmuje przeprosiny - przyciągnąłem ją bliżej, aby móc ją objąć.<br />
Czułem, że muszę to zrobić, że oboje tego potrzebujemy. I zrobiłem to. Nie opierała się kiedy moje ręce spoczęły na jej talii, a następnie przycisnęły ją do mojego torsu. Subtelnie i delikatnie oparła policzek o moją klatkę i również mnie objęła. Chciałem zobaczyć jej twarz. Czułem, że była zrelaksowana i zadowolona. Jedną ręką wślizgnąłem się do kieszeni moich spodni i wyciągnąłem telefon. Poświeciłem na nią pękniętym wyświetlaczem. Spojrzała do góry mrużąc oczy.<br />
- Co ci się stało z telefonem? - spytała cicho.<br />
- To przez zamartwianie się o Ciebie - zachichotałem cicho, a jej oczy powiększyły się. - Kiedy dzwoniłem do Ciebie, a ty nie odbierałaś. Wtedy się wkurzyłem i rzuciłem telefonem.<br />
- Prze...przepraszam - była najwyraźniej zaskoczona.<br />
- Nic się nie stało, zresztą i tak prędzej czy później by się rozwalił bo to stary telefon.<br />
Uśmiechnęła się tylko, a jej usta wygięły się w taki sposób, że walczyłem z chęcią wpicia się w nie i pocałowania jej. Zaciskałem swoje wargi, a kiedy ona uchyliła swoje, aby coś odpowiedzieć nie wytrzymałem. Przegrałem z samym z sobą. Zbliżyłem się i złożyłem na jej ustach namiętnego buziaka. Była zszokowana, ale nie mówiąc nic oddała mi pocałunek z większa zachłannością. Mój telefon zgasł, ponownie spowiła nas ciemność. Wplątała rękę w moje włosy z tylu głowy, a ja położyłem rękę na jej policzku pogłębiając tą cudowną chwilę. Nie wiedziałem co się ze mną działo. Nigdy nie byłem taki odważny i zaskakujący. Nigdy jeszcze nikogo tak nie pragnąłem co było bardzo śmieszne bo nie znałem jej za dobrze mimo to, coś nas do siebie zbliżyło.<br />
[ oczami Demi ]<br />
- Jezu, co to ma znaczyć? - mówił głos w mojej głowie, a ja kazałam mu się zamknąć.<br />
Ta chwila była cudowna. Marzyłam o tym od momentu kiedy zobaczyłam go pierwszy raz w magazynie. Wszystko w koło wirowało. Nie chciałam żeby to się kończyło. Jego delikatne wargi muskały moje, a ja bawiłam się jego włosami plątając je sobie w okół palców. Czułam jego strasznie męski i podniecający zapach. Drażnił mój nos, który czasami ocierał o Austina. Wszystko było idealne, on i ten pocałunek. Może nie chciałam tego robić w takim miejscu i w takim czasie, ale i tak, było nieziemsko. Przeszkadzała mi jedynie ciemność bo nie mogłam zobaczyć czy mu się podoba, ale czułam, że tak.<br />
[ oczami Austina ]<br />
Trwaliśmy w tym rajskim uniesieniu parę chwil kiedy przypomniałem sobie, że podobna więź łączy mnie z Nicole. To głupie, zakochać się w dwóch dziewczynach na raz. Ciężko było określić z którą mnie więcej łączyło, i która była lepsza. Nie chciałem pomiędzy nimi wybierać, ale teraz czułem, że to była Demi. Może to przez ten pocałunek bo fakt, zbliżyło to nas do siebie jeszcze bardziej.<br />
W końcu ją od siebie oderwałem cicho dysząc.<br />
- Przepraszam, nie wiem dlaczego to zrobiłem - sapałem pomiędzy wyrazami.<br />
- Nie...nie przepraszaj, to było - słyszałem jak oblizuje usta, aby jeszcze raz poczuć mój smak. - Cudowne. - szepnęła.<br />
- Serio? - moje policzki zaczęły piec i w tym momencie dziękowałem za brak oświetlenia, ponieważ pewnie wyglądałem jak burak przez ogarniający moją twarz, kolor czerwony. - Zawsze sądziłem, że nie umiem się całować.<br />
- Co ty gadasz? Było naprawdę nieźle.<br />
- No to...dziękuje - stało się dość niezręcznie.<br />
- A co powiesz o mnie?- spytała po chwili.<br />
- O Tobie? Hm... było naprawdę nieźle - zachichotałem cicho drocząc się z nią.<br />
- Bardzo śmieszne - zachichotała i uderzyła mnie delikatnie w ramie.<br />
- Myślisz, że już poszli? - spytałem po chwili.<br />
- Nie wiem. Wole nie sprawdzać.<br />
- I tak bym Cię nie puścił, ja to zrobię - chwyciłem za klamkę, a moją drugą dłoń Demi splotła ze swoją.<br />
- Bądź ostrożny - szepnęła za moimi plecami.<br />
Skinąłem głową i otworzyłem drzwi po czym wychyliłem się i powoli i uważnie się rozejrzałem.<br />
- Teren jest chyba czysty. Możemy iść - wyszedłem ostrożnie uważając na każdy krok i pociągnąłem za sobą dziewczynę.<br />
Przeraziła się na mój widok.<br />
- Austin, Matko Boska co Ci się stało? - przyglądała się mojemu posiniaczonemu ciału.<br />
- Co? - spytałem zdezorientowany bo przez to wszystko już o tym zapomniałem mimo, że nadal bolało. - A, to. Drobne nieporozumienie.<br />
- Jasne - prychnęła. - Każdy tak mówi.<br />
- Proszę Cię, możemy porozmawiać o tym później? - spojrzałem na nią przelotnie i obserwowałem otoczenie.<br />
- Dobrze, ale wrócimy do tej rozmowy - wystawiła palec i zaczęła powoli iść.<br />
Szliśmy korytarzem trzymając się za ręce. Oboje nerwowo obracaliśmy się co 2 minuty i rozglądaliśmy się. Nie mogłem pozwolić, aby ci frajerzy wyskoczyli zaraz z jakiegoś pokoju i zrobili nam coś, a zrobiliby. Na pewno.<br />
<br />
__________________<br />
Już teraz wiecie co jest dalej. Myślę, że do końca wakacji pojawi się jeszcze jeden rozdział, albo może dwa. Zobaczymy, zależy od czasu i możliwości. Mam nadzieję, że się podoba :))Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-6224571209165686152013-08-27T14:41:00.001-07:002013-08-27T14:41:50.346-07:00Rozdział XXIVObudziłem się na następny dzień, a obok zobaczyłem mamę.<br />
- Mamo? - zmarszczyłem czoło i przetarłem oczy.- Co ty tutaj robisz?<br />
Wiedziałem, że mam przesrane i zaraz się zacznie. Już przygotowywałem się na to psychicznie. Siedziała wyraźnie zawiedziona ze skrzyżowanymi rękoma.<br />
- Nie spodziewałeś się co? - przekrzywiła głowę. - Ja też się nie spodziewałam, że będę musiała Cię tutaj odwiedzać w takim stanie. "Jestem cały i zdrowy" - powtórzyła moje słowa z sms'a, którego jej wysłałem po czym zmierzyła mnie wzrokiem.<br />
- Ja wiem, wiem, że to źle wygląda, ale nie chciałem...<br />
- Nie chciałeś mnie martwić, jak zawsze - dokończyła za mnie będąc bardzo zdenerwowana. - A myślisz, że teraz się nie martwię? Teraz martwię się jeszcze bardziej. Te gnojki niedługo Cię zabiją.<br />
- Mamo, jak widzisz żyję i...<br />
- I nie wiadomo jak długo to wszystko wytrzymasz - znowu mi przerwała.<br />
- Przestań mi przerywać, niedawno sama mnie o to upominałaś.<br />
- To przestań mnie ciągle okłamywać Austin. Nie możesz tak robić. Nie możesz pisać, że jest wszystko dobrze i czujesz się świetnie kiedy leżysz cały poobijany w szpitalu - powiedziała z nutką żalu w głosie.- Wiesz jak cierpię kiedy teraz na Ciebie patrzę, serce mi pęka - ujęła moją dłoń delikatnym, matczynym ruchem gładząc ją.<br />
- Wiem mamo, wszystko wiem i...przepraszam - szepnąłem. -W ogóle skąd wiedziałaś, że tu jestem? - przyglądałem się jej zaciekawiony tym co mi powie.<br />
- Dzwoniłam do Ciebie na rano, ale odebrał pan Dave no i mi o wszystkim powiedział.<br />
- Dave? Dlaczego on odebrał? - zmarszczyłem czoło, a moje brwi zeszły się do środka twarzy.<br />
- Bo był u Ciebie sprawdzając twój stan i wtedy zadzwoniłam, więc odebrał bo nie chciał Cię budzić. Wiedział, że jesteś bardzo zmęczony.<br />
- Czyli już wszystko wiesz? - spytałem zdenerwowany, na co ona tylko kiwnęła głową. - To nie ja strzeliłem mamo, naprawdę.<br />
- Wiem synku, ale oni nie wiedzieli dlatego tak wyglądasz - jej głos zadrżał, a do oczu napłynęły momentalnie łzy - Tak bardzo się martwię - otarła jedną kropelkę słonej substancji spływającej mimowolnie po jej policzku.<br />
- Chodź mamo i nie martw się - rozłożyłem ręce czekając aż zbliży się, a ja będę mógł ją mocno przytulić. I tak zrobiłem. - Wszystko będzie dobrze, tyle razy Ci to obiecałem i obietnicy dotrzymam. Wiem, że to teraz źle wygląda, ale wszystko się ułoży. W końcu uwolnię się od tych dupków i będziemy mieli to z głowy. Wyjdziemy stąd i wrócimy do naszego starego domu - gładziłem jej plecy w celu uspokojenia.<br />
- Tak bardzo Cię kocham synu, nie chcę Cię tracić - wyszeptała przez łzy i mocno mnie ścisnęła przez co syknąłem z bólu. - Przepraszam, Jezu nie chciałam - zakryła ręką usta.<br />
- Nie przejmuj się i nie stracisz mnie, nigdy - dalej ją tuliłem. Wiedziałem jak strasznie jest przestraszona zaistniałą sytuacją. - Jak widzisz, bardzo ciężko mnie zabić - zaśmiałem się cicho wiedząc, że to kiepski żart.<br />
- Nawet tak nie mów - puściłem mamę, a ona usiadła przy łóżku. - Wystarczą, że strzelą Austin, nie możesz udawać kuloodpornego.<br />
- Nie udaję, po prostu...<br />
- Po prostu się im stawiasz, a to nie jest najmądrzejsze - kolejny raz mi przerwała, a ja odetchnąłem zaczynając się irytować.<br />
- Mamo...- jęknąłem przeciągle. - Przestaniesz?<br />
- Przepraszam, ale strasznie mnie ten fakt denerwuje. Ich jest 5, nie dasz rady synku, jeśli wszyscy się zmówią i na Ciebie napadną - mówiła z wielką troską.<br />
- Przecież wiem, nie stawiam się...po prostu to było nieporozumienie - powiedziałem szybko, aby nie zdążyła mi przerwać.<br />
- Mam nadzieję, że więcej tych nieporozumień nie będzie - ściszyła głos i przejechała swoją ciepłą dłonią po moim policzku.<br />
- Nie mogę Ci tego przysięgać - odparłem patrząc na nią.<br />
- Austin...- do sali wpadł Dave wyraźnie zdenerwowany.<br />
- Co się stało? - spytałem podnosząc się na łokciach, aby lepiej go widzieć.<br />
- Oni...oni...- dyszał opierając swoje ręce na kolanach. - Tu są - wykrztusił w końcu mówiąc przerażony.<br />
- Co proszę? - podniosłem się do pozycji siedzącej i szybko tego pożałowałem. Czując ból wygiąłem się delikatnie zaciskając zęby.<br />
- Są już na dole, szukają Cię - wskazał ręką i podparł się nią o framugę drzwi.<br />
- Jezu Chryste, co teraz zrobimy? - panika mamy dała o sobie znać.<br />
- My? Nic. Za to ty pójdziesz z Davem - spojrzałem na niego. - Dasz radę ją gdzieś ukryć? - spytałem wychodząc z pod kołdry i stawiając z trudem nogi na płytkach.<br />
- Jasne - pokiwał energicznie głową i podszedł do niej. - Pani pójdzie ze mną - wystawił w jej stronę swoją drżącą dłoń.<br />
- Synku...- spojrzała na mnie zdezorientowana i przeniosła wzrok na rękę Dave'a.<br />
- Idź z nim mamo i nie martw się - ubrałem buty i wstałem. - Już mówiłem, będzie okej - cmoknąłem ją w polik.<br />
- Musimy już iść, nie mamy dużo czasu. Zaraz pewnie będą przeszukiwać drugie piętro - skrzywił się, a mama ujęła jego dłoń i wstała z krzesła.<br />
- Uważaj na siebie, błagam - załkała.<br />
- Będę - przytuliłem ją i wziąłem kurtkę z krzesła. - Już, idź - poklepałem ją w ramie. - Dzięki Dave - narzuciłem na siebie kurtkę i patrząc na nich ostatni raz wyszedłem z sali ignorując ból.<br />
Szedłem korytarzem kierując się do windy. Obawiałem się, że zaraz wyjdą za zakrętu i będę miał spore problemy. Gdy byłem już w środku znacznie mi ulżyło, ale nie wiedziałem kogo zobaczę po zjechaniu i otworzeniu się windy. Patrzyłem nerwowo na zmieniające się numerki i kiedy pokazał się poziom 0 - parter, zacisnąłem pięści w obawie.<br />
Drzwi rozsunęły się, a ja odetchnąłem i szybko wybiegłem mijając wszystkie wózki i osoby. Nagle zatrzymałem się z przerażeniem, a pojedyncze osoby uderzały we mnie, trącając ramionami. Wszystko w koło zwolniło.<br />
____________________<br />
Ha! Gnijcie w niepewności.<br />
Tak wiem, nienawidzicie mnie za to, że urwałam w takim momencie, ale lubię Was troszkę pomęczyć. Haha. Poczekam aż ciekawość wzrośnie i wtedy dowiecie się co będzie dalej :)<br />
Kocham Was xxMarciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-36944825108350527072013-08-21T14:11:00.000-07:002013-08-21T14:11:36.822-07:00Rozdział XXIII<br />
"Jezu, co za cholerny ból" to właśnie mówił mózg i całe ciało, gdy ja wzmagałem się z otworzeniem oczu. Wszystko bolało tak jakby przejechał po mnie czołg...15 razy. Wiem, że musiałem wstać. Musiałem się stąd wydostać póki jeszcze żyje. Póki mam resztkę siły.<br />
Wszystko dobrze pamiętam, szczegół po szczególe aż do czasu, gdy nie straciłem przytomności. Nie wiem co się ze mną działo. Nic nie słyszałem, nie czułem, nie widziałem. Mogli mnie nadal okładać zadając wszędzie ciosy. Byłem bezbronny, cały czas. Straciłem wszystkie, jakiekolwiek siły. Nie dałem rady siebie bronić, zawiodłem się na sobie. Teraz leżałem tam, zakrwawiony, spuchnięty, obolały. Wszystko we mnie pulsowało. Chciałem tam zejść i odegrać się, ale wiedziałem, że w tym stanie raczej nie mam szans. Poddałem się, ale wiedziałem, że tak tego nie zostawie.<br />
Po dłuższej chwili odważyłem się wstać i od razu tego pożałowałem. Nogi ledwo utrzymywały ciężar ciała współpracując z kręgosłupem, który teraz smacznie spał sobie na poduszcze. W ogóle go nie czułem. Uginałem się krok za krokiem, ale wiedziałem, że nie mogę się teraz zatrzymać i tak po prostu usiąść, albo się położyć bo wrócimy do punktu wyjścia. Usłyszałem jakieś zamieszanie na dole, trzask drzwi, a potem pisk opon.<br />
- Wyjechali - odetchnąłem z ulgą, ale zaraz po tym pomyślałem czy, aby na pewno wszyscy.<br />
Otworzyłem drzwi i niepewnie zacząłem iść korytarzem, a potem schodami w dół. Wydawało się naprawdę cicho i bezpiecznie. Uważałem na każdy mój ruch, obserwowałem każdy centymetr pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Krzywiłem się kiedy podłoga skrzypiała, albo przypadkowo coś ruszyłem. Ignorowałem ból, chciałem jak najszybciej się stamtąd wydostać.<br />
Kiedy już wyszedłem z tego przeklętego domu tortur i bólu, najszybciej jak tylko mogłem ruszyłem w stronę zaułka. Gdy tylko poczułem, że to bezpieczne miejsce wyciągnąłem o dziwo, sprawny telefon i wybrałem numer Dave'a.<br />
- Tak? - odebrał po kilku sygnałach.<br />
- Dave? Słuchaj stary to ja, Austin. Mógłbyś po mnie przyjechać w pewne miejsce? - powiedziałem cicho opierając się o mur i trzymając za bolące żebra.<br />
- Jasne, ale...Co się dzieje? Coś nie tak Austin? - dopytywał. Pewnie poznał po głosie.<br />
- Potrzebuję Cię po prostu, potrzebuję lekarza i samochodu - rozglądałem się.<br />
- Dobrze, będę jak najszybciej potrafię. Namiary wyślij mi sms'em.<br />
Rozłączył się, a ja od razu wysłałem mu sms'a z moją lokalizacją. Zjawił się natychmiastowo.<br />
- Jezu, młody - wyszedł z auta i chwycił się za głowę. - Coś ty zrobił?<br />
- O tak, masz rację. Zrobiłem sobie to sam, tak z nudy - wzruszyłem ramionami, a potok ironi lał się z moich ust.<br />
- Pierdolone dupki - syknął i podszedł do mnie pomagając mi iść.<br />
Usadził mnie w samochodzie i sam usiadł obok. Cały czas widziałem kontem oka jak Dave chcę coś powiedzieć, ale się rozmyśla. Otwiera i zamyka usta, i tak parę razy.<br />
- Co? - spytałem po chwili.<br />
- Huh? - spojrzał na mnie zdezorientowany - Co, co?<br />
- O co chcesz zapytać? - oblizałem suchę usta.<br />
- Ja wcale nie....<br />
- Chcesz, widzę - przerwałem mu.<br />
Wziął energiczny oddech i potrzymał go w płucach, po czym spokojnie i lekko go wypuścił.<br />
- Za co? - spytał niepewnie i przelotnie na mnie spojrzał.<br />
- Za nic - cicho się zaśmiałem i nerwowo przeczasałem włosy.<br />
- Co? - zmarszczył czoło. - Nie rozumiem.<br />
- Ja też nie -wzruszyłem ramionami. - Myśleli, że to ja postrzeliłem Nicka, zresztą ty na początku też.<br />
- Ale potem mi wszystko wyjaśniłeś i im też powinieneś.<br />
- Zrobiłem to, inaczej by mnie tu teraz nie było.<br />
- Okej...- przeciągnął zaalarmowany. - Przepraszam, że to mówie, ale okropnie wyglądasz.<br />
- A czego się spodziewałeś? Otarłem się o śmierć, myślisz że po tym wygląda się jak model ze sesji z magazynu dla pań?<br />
Cicho się zaśmiał kręcąc głową.<br />
- Ale humor Ci nadal dopisuje.<br />
- Próbuje jakoś nie zwariować.<br />
- Rozumiem - skinął ponownie głową i po chwili podjechaliśmy pod szpital, w którym pracował Dave i, w którym znajdowała się Demi.<br />
Dave posadził mnie na wózku i pojechał do sali zabiegowej.<br />
- Musimy Ci zszyć te rany - zamknął za sobą drzwi i ubrał się odpowiednio.<br />
____________<br />
-Nie mogę tak wrócić do domu - syknąłem kiedy oczyszczał mi ostatnią ranę.<br />
- Przepraszam - wyrzucił wacik i chwycił moją twarz w dłonie dokładnie ją oglądając. - Wiem, że nie możesz dlatego zabiorę Cię do siebie, ale zadzwoń do mamy bo pewnie odchodzi od zmysłów.<br />
Pokiwałem szybo głową zgadzając się z nim i napisałem sms'a do mamy bo wiedziałem, że jeśli Dave wyczuł po głosie, że coś jest nie tak, to mama tym bardziej to zrobi. Sms był najbezpieczniejszy.<br />
<i><br /></i>
<i>"Hej mamo, jestem cały i zdrowy. Przepraszam, że się nie odzywałem i nie ma mnie w domu, ale muszę być z chłopakami. Spokojnie, nic mi nie jest. Kocham Cię, niedługo wrócę"</i><br />
<br />
- Myślę, że to powinno ją uspokoić - powiedziałem do Dave'a i pokazałem mu telefon.<br />
- Też tak myślę - uśmiechnął się delikatnie i ściągnął rękawiczki.<br />
- Dave, bo ja...ja nie chce robić Ci kłopotu i narażać Cię. Powinienem zostać w szpitalu, miałbym dodatkową ochronę i opiekę.<br />
- Austin, myślę, że...<br />
- Nalegam - ponownie mu przerwałem przez co on wziął głeboki oddech i pokręcił głową.<br />
- Nie rob...<br />
- Przestań. Dość ludzi muszę chronić. Chcę zostać w szpitalu - powiedziałem stanowczo.<br />
- Dobrze, zostaniesz - uniósł ręce w obronnym geście. - Ale...co jeśli Cię tu znajdą?<br />
- Szpital, dodatkowo ten - rozłożyłem ręce - To ostatnie miejsce, w którym będą mnie szukali, a jak już na niego wpadną to zdążę uciec.<br />
- Oby tylko - mruknął i chwycił za rączki wózka, po czym wyjechał ze mną na korytarz mijając sale Demi.<br />
Spojrzałem na nią smutno zza uchylonych drzwi. Starałem się dostrzec twarz, ale leżała tyłem do mnie.<br />
Dojechaliśmy do sali numer 132 na drugim piętrze. Rozłożyłem się wygodnie na łóżku i patrzyłem w biały, szpitalniany sufit.<br />
- Czekasz do kolacji czy coś ci przynieść? - spytał Dave ustawiając wózek w kącie.<br />
- Czekam do kolacji, ale wątpię czy coś przełknę - powiedziałem nie spuszczając wzroku z sufitu.<br />
- Musisz jeść Austin.<br />
- Spróbuje - mruknąłem i spojrzałem na niego.- Dzięki za wszystko - posłałem mu trochę naciągany, ale szczery uśmiech.<br />
- Nie ma sprawy młody - odwzajemnił uśmiech. - Jak coś będziesz potrzebował to albo dzwoń, albo naciśnij ten guzik za tobą, na ścianie.<br />
Odwróciłem się badawczo i skinąłem głową.<br />
- Jeszcze raz dzięki - powiedziałem głośno kiedy wychodził, na co on tylko machnął ręką.<br />
Co teraz? Co dalej? Znowu te pieprzone pytania. Z dnia na dzień było ich coraz więcej.<br />
Dużo pytań, żadnej odpowiedzi. Musiałem walczyć i tyle. Do samego końca. Dla mamy, dla taty, dla siebie.<br />
Pokazać wszystkim, że umiem. Bałem się i to jak cholera, nawet o Demi, ale to jeszcze bardziej mnie nakręcało do tego żeby coś z tym wszystkim zrobić.<br />
__________________<br />
Nie wiem kiedy następny rozdział, mam nadzieję, że ten się wam podoba i przepraszam, że tak długo na niego czekaliście.Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-13241924150501039572013-07-31T06:11:00.001-07:002013-07-31T06:23:48.379-07:00Rozdział XXIIOtwierając z wielkim trudem oczy czułem jak głowa pulsuje, a ból promieniuje na całe ciało. Światło zawieszonej pod sufitem lampy drażniło moje gałki oczne przez co zatopiły się w słonej substancji. Walczyłem z łzami, które próbowały wydostać się na zewnątrz i móc spłynąć po moim obolałym policzku. Nagle, z wielkim zaskoczeniem zostałem podniesiony do góry za mój t-shirt.<br />
- Śpiąca królewna wstała - powiedział ciemny i ponury głos, w którym wyczuwalna była nutka sarkazmu.- Pomogę Ci się obudzić co? - nie czekając na moją zgodę, której zresztą i tak by nie dostał uderzył moją zranioną głową w ścianę, powtarzając czynność parę razy, aż nie otworzyłem oczu.<br />
- Dzień dobry, czas wstawać skurwielu - rzekł Bill i kopnął w mój brzuch przez co wypadłem z łóżka i stoczyłem się na podłogę, zwijając się bezradnie przez ból i nacisk w klatce piersiowej.<br />
- Nienienie - powiedział szybko.- Nie śpimy Austin, czas wstać i porozmawiać - złapał mnie za włosy i zmusił mnie do podniesienia mojego bezwładnego ciała z zakrwawionego parkietu.<br />
Usadził mnie w fotelu i uderzył w twarz tak, że obróciła się ona profilem do niego.<br />
- To tak na rozbudzenie mięśni twarzy bo nie wiadomo ile się nimi nacieszysz bo dzisiejszej rozmowie - uderzył mnie ponownie kończąc cios strzałem w nos, z którego polała się struga krwi.<br />
Otarłem go i jego okolice knykciami patrząc złowrogo na tego popieprzonego człowieka, który zaraz po tym usiadł na oparciu fotela patrząc na mnie.<br />
- A teraz coś Ci powiem...- zacisnął swoją umięśnioną dłoń na moim gardle.- A raczej przypomnę bo chyba zapomniałeś o najważniejszej zasadzie. Nie.tykamy.swoich - mówił między ściśnięciami.<br />
Czułem jak z twarzy upływa mi resztka krwi, a oczy tracą ostrość. Obraz przede mną rozmazywał się coraz bardziej, dodatkowo rósł strach przez chęć wzięcia głębokiego oddechu, który był niemożliwy.<br />
- Dobra Bill zostaw go. Musimy się dowiedzieć o co chodzi w tym gównie - usłyszałem głos z niebios, jakby anioł przeleciał mi nad głową. Nie chodzi tu wcale o jego ton czy barwę bo był to głos Travisa, po prostu o to co kazał zrobić Bill'owi. Ten na szczęście, po dłuższej chwili posłuchał go i rozluźnił uścisk nie uwalniając do końca mojej szyi. Korzystając z okazji wziąłem wielki wdech i przymknąłem oczy, wypuszczając go radośnie, ze swoich świszczących płuc.<br />
- A teraz pierdol, byle szybko - powiedział idiota do, którego należała ręką na mojej szyi. - Dlaczego do niego strzeliłeś chuju?<br />
- A jak powiem, że to nie ja to mi uwierzycie? - powiedziałem po paru minutach od zadania przez niego pytania.<br />
- Tak kurwa, uwierzymy w to tak samo jak w krasnoludki i czarownice - prychnął, a jego ręką znacznie wpięła się w moją szyję.<br />
- To nie ja kurwa - warknąłem zmęczony i obolały.<br />
- To kto? Może Mike w niego wycelował i strzelił? - zacisną dłoń znów zatrzymując dopływ mojej krwi do głowy.<br />
Kiwnąłem nią parę razy zatwierdzając jego zdanie, ale on tylko zaśmiał się niskim, szyderczym głosem i jednym ruchem powalił mnie oszołomionego na ziemie. Gdybym tylko teraz miał siłę, gdybym mógł trzymać się na nogach rozniósłbym go w tym pokoju. Wierzcie albo nie. Nie jestem jakimś śmieciem żeby mnie tak traktować, a to wszystko nie jest moją winą. Zadał parę ciosów w brzuch, a z moich ust wypływała ciągle świeża fala krwi, którą czasem się dławiłem.<br />
- Powinienem już na początku Cię zabić - warknął przez zaciśnięte zęby. - Chcesz ostatni raz usłyszeć mamusie? Chociaż wasza rozłąką nie będzie trwała długo bo zabije ją od razu po Tobie - wyciągnął pistolet i przeładował magazynek celując mi w środek czoła.<br />
Jego palec spoczywał niecierpliwie na spuście, czekając tylko kiedy może za niego pociągnąć. Mrużyłem oczy czekając na mój koniec tracąc powoli świadomość. Mój oddech był szybszy i płytszy. Byłem gotowy na śmierć, ale Nick postanowił mnie uratować co bardzo mnie zdziwiło.<br />
- Zostaw go, mówi prawdę - wtargnął do pokoju cały blady, kulejąc.<br />
Bill odwrócił się zdezorientowany do niego nadal będąc gotowy na strzał.<br />
- Co ty tutaj robisz? - zdziwił się patrząc jak chłopak się podpiera o framugę drzwi.<br />
- Dobrze wiesz, że nienawidzę szpitali. Strasznie tam jebie, po za tym nienawidzę tych ludzi - powiedział ocierając czoło. - Młody ma rację, to Mike strzelił.<br />
- Co kurwa?! - wreszcie po dłuższej chwili, która jak dla mnie trwała wieczność, opuścił broń. - Chcesz powiedzieć, że strzelił ci w nogę bo....- podrapał się po głowię.- Bo co?<br />
- Nie pamiętasz co? Nadal się mści - opadł na jedną ze sof.<br />
- Przecież to było z 5 lat temu - oburzył się wymachując bronią.<br />
- Po pierwsze to 3 tak dokładnie, a po drugie schowaj tą broń stary bo zaraz ty kogoś postrzelisz.<br />
Zrobił co mu kazał co było wielkim zaskoczeniem bo zazwyczaj Bill słuchał się tylko swojego popieprzonego rozumu. Uważał, że on sam wie co zrobić i jak żeby wyszło jak najlepiej. Największa pierdoła jaką słyszałem. Może i był perfekcjonistą, ale brakowało mu trzeźwego umysłu w kilku kryzysowych sytuacjach. Najczęściej myślał bronią bo to uważał za stosowne. Zabić i po kłopocie.<br />
- Myślałem, że to już załatwione - chodził nerwowo po pokoju.<br />
- Ja też tak myślałem no, ale ten skurwiel mnie zaskoczył - Nick kręcił głową siedząc z jedną wyprostowaną nogą.<br />
Dlaczego mnie uratował? On? Na mojej liście 10 osób, które by mnie nie uratowały on zajmował by wszystkie pozycję. Od początku był na mnie cięty, a teraz wchodzi i ratuję mi życie. Nie będę się łudził, że się zmienił czy coś chodź był jakoś dziwnie milszy. Może to jedna z jego typowych gierek. Nie wiem, nadal nie ufam tej mordzie. Coś mi tu po prostu nie gra.<br />
- Moment przeanalizujmy to wszystko po kolei...- odetchnął Bill i już miał zamiar mówić, lecz Nick pośpiesznie mu przerwał.<br />
- Nie przy nim co? - wskazał podbródkiem na mnie.<br />
- Racja, Travis pomóż mi - złapali mnie za ramiona i podciągnęli do góry przez co syknąłem z bólu zaciskając powieki i pięści jednocześnie.<br />
"Zanieśli", a raczej zaciągnęli mnie do mojego pokoju, hacząc moim ciałem o wszystko co napotkaliśmy po drodze i rzucili mnie na łóżko.<br />
- Masz więcej szczęścia niż rozumu skurwielu - syknął Bill odwracając sobie moją głowę w swoją stronę.<br />
- I tak jest wykończony. Jak przeżyję tą noc to wtedy będziemy mogli pierdolić o szczęściu - zaśmiał się cicho Travis przyglądając mi się.<br />
Mrużyłem oczy przez zapalone światło i ból, który był wszędzie. Nawet zwykłe skinienie palcem bolało jak cholera.<br />
- Pierdolić go - puścił moją szczękę przez co głowa opadła bezwładnie na poduszkę.<br />
Zamknęli drzwi z wielkim hukiem przez co moje ciało delikatnie podskoczyło, cierpiąc. Starałem się ściągnąć z siebie kurtkę, która była do mnie przyklejona przez krew i pot. Gdy po wielkich bólach w końcu mi się to udało wyciągnąłem z niej telefon i nie wiele widząc wybrałem numer mamy i napisałem sms'a.<br />
<i>" Mamo, dziś nie wrócę na noc. Nie martw się, wszystko jest w porządku. Kocham Cię, pamiętaj o tym "</i><br />
Pożegnałem się nie wiedząc ile dam radę jeszcze wytrzymać, ani co później ze mną będzie. Z każdy moim ruchem słabłem, przymykałem czasami oczy widząc rozdwojony obraz, który kręcił się wokół mojego łóżka. Traciłem powoli czucie w kończynach. Oddech był coraz cichszy, starałem się z tym walczyć, ale moje ciało potrzebowało pilnego odpoczynku. Wiedziałem, że nie mogę zasnąć, nie mogę pozwolić, aby moje powieki opadły, ale nic z tego. Tym razem nie miałem siły na walkę, tym razem się poddałem.<br />
______________________<br />
Witam Was bo naprawdę długiej przerwie za, którą strasznie mocno Was przepraszam, ale jak pewnie wiecie z informacji pod postami nie miałam komputera, a dodatkowo wróciłam właśnie z 2 tygodniowych wakacji. Teraz postaram się jakoś nabrać tępa z blogiem. Mam nadzieję, że żaden czytelnik mnie nie zostawił i nie zawiódł się na mnie.<br />
- Czekam na komentarze -Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-3866548869094888151.post-8543311450157843242013-07-01T06:55:00.000-07:002013-07-01T06:56:39.964-07:00Rozdział XXIUsłyszałem pisk opon. Zaraz potem Dave wbiegł do budynku.<br />
<div>
- Tutaj - zawołałem.</div>
<div>
Szybko nas znalazł i od razu zaczął wyciągać opatrunki z apteczki, którą miał ze sobą. Kleknął przy Nick'u i przystąpił do opatrywania jego rany.</div>
<div>
- Bandaż elastyczny powinien pomóc - szepnął do pół przytomnego chłopaka. - Trzeba będzie go przenieść do łóżka - zwrócił się do mnie.</div>
<div>
- Może do jego pokoju? - spytałem.</div>
<div>
- Okej, a gdzie jest? </div>
<div>
- Na pierwszym piętrze - wskazałem ręką. - Pomogę ci go przenieść.</div>
<div>
Skinął tylko głową i kazał mi objąć jego klatkę piersiową. Natomiast on chwycił delikatnie jego nogi i uniósł je do góry. Z rany zaczęła sączyć się ciemnoczerwona krew. Zanieśliśmy go do góry uważając na każdy nasz ruch i ułożyliśmy go na łóżku. Nick od razu zasnął, a ja ujrzałem oskarżycielski wzrok Dave'a.</div>
<div>
- Co ci odbiło? - spytał marszcząc czoło.</div>
<div>
- To...to nie ja - próbowałem mu wytłumaczyć.</div>
<div>
- Jak nie ty to kto? - oparł ręce na swoich biodrach ciągle patrząc na mnie takim samym wzrokiem.</div>
<div>
- Ten dupek, Mike - syknął przez zaciśnięte zęby. </div>
<div>
- Chyba nawet nie chcę wiedzieć kim on jest...</div>
<div>
- Dobra, wyjdźmy stąd. Nie chcę patrzeć na jego szpetną mordę - przymrużyłem oczy i pokiwałem głową na boki i szybko opuściłem pokój czekając na Dave'a, który wyszedł stamtąd chwile po mnie. </div>
<div>
Szybko wybiegliśmy przed dom, pośpieszenie zatrzymałem go.</div>
<div>
- O co chodzi Austin? - spytał zdziwiony.</div>
<div>
- Nie jesteśmy tutaj bezpieczni, szczególnie ty. Jedźmy stąd - podbiegłem do samochodu. - Zawieziesz mnie do szpitala? - spytałem wsiadając.</div>
<div>
- Jasne - zatrząsnął za sobie drzwi i odpalił silnik, po czym szybko ruszył z podjazdu. - Teraz mi powiedz co się stało. </div>
<div>
- Ten pojebany chuj ją zgwałcił, rozumiesz? I to brutalnie. Pobił ją - zapiąłem pasy. </div>
<div>
- Kto? i kogo? Spokojnie Austin - patrzył na moje roztrzęsione ręce.</div>
<div>
- Nick, Nicole - oparłem głowę o zagłówek zaciskając powieki.- Miałem to tak zostawić? </div>
<div>
- Od takich spraw jest policja Austin, dlaczego działasz na własną rękę? </div>
<div>
- I co? Myślisz, że policja by sobie z nimi poradziła? - zaśmiałem się szyderczo. - To gangsterzy Dave, oni się ich nie boją. Wręcz przeciwnie. </div>
<div>
- A może ciebie się boją co? - spojrzał na mnie przelotnie. </div>
<div>
- Nie chciałem tego zrobić i nie zrobiłem. Już przecież mówiłem, to Mike.</div>
<div>
- Teraz to wszystko odwróci się przeciwko tobie. Dobrze wiesz jacy są. Sam powiedziałeś, to gangsterzy. </div>
<div>
Nie widząc co odpowiedzieć miałem nadal zaciśnięte powieki. Oparłem skroń o szybę, a w mojej głowie pojawił się obraz zranionej, niewinnej i zapłakanej Nicole. Mimo wszystko była nadal piękną, drobną blondynką z zielonymi oczami, które na zawsze zostały splamione przez krzywdy, które wyrządziły jej te potwory. </div>
<div>
Podjechaliśmy pod szpital, a ja poczułem szturchnięcie.</div>
<div>
- Jesteśmy na miejscu - powiedział Dave i wyszedł z samochodu.</div>
<div>
Otworzyłem niepewnie oczy czując jak światło słoneczne przedziera się przez moje powieki. Wyszedłem z auta i poszedłem w stronę szpitala. Po chwili wszedłem do sali Demi i opierając się o framugę skrzyżowałem ręce.</div>
<div>
- Hej - powiedziałem zachrypniętym głosem.</div>
<div>
- Austin! - ucieszyła się i wyciągnęła ręce w moją stronę, aby mnie przytulić.</div>
<div>
- Cudowna zmiana? - podniosłem brew nie ruszając się z miejsca.</div>
<div>
- Co? O co ci chodzi? - jej ramiona nagle opadły.</div>
<div>
- Już nie pamiętasz? - zmarszczyłem czoło patrząc na jej zagubione oczy.</div>
<div>
- Austin, ja naprawdę nie wiem o co chodzi.</div>
<div>
- Wiesz, chyba mnie z kimś pomyliłaś bo ja nie jestem taki jaki myślisz.</div>
<div>
- Co? Wytłumaczysz mi w końcu o co chodzi? - jej ton nie był już tak miły jak wcześniej. </div>
<div>
- O to, że przychodzę tutaj w odwiedziny i w zamian za to dostaję jakieś propozycje seksualne - wszedłem w głąb pokoju. - Nie jestem jakimś pieprzonym dziwkarzem - patrzyłem na jej zdezorientowaną twarz.</div>
<div>
- Nazwałeś mnie dziwką - szepnęła spuszczając głowę.</div>
<div>
- Co? Mów głośniej - nachyliłem się w jej stronę.</div>
<div>
- Mówiłam, że nazwałeś mnie dziwką! - w tym momencie ogłuszyło mnie uderzenie. </div>
<div>
Moja głowa odwróciła się w prawą stronę pod wpływem ciosu, który wymierzyła Demi. Z jej rękawa w tym samym momencie wyleciał mały woreczek z białym proszkiem.</div>
<div>
- Wszystko jasne - podniosłem woreczek i ścisnąłem go w swojej pięści.- Niemożliwe. Co za popieprzona sytuacja - zaśmiałem się nerwowo.</div>
<div>
- Austin, nie...to nie tak jak myślisz - próbowała mi to wszystko wytłumaczyć, ale nie słuchałem jej wyjaśnień.</div>
<div>
- Nie wiesz co myślę - kręciłem głową.- Za to ja wiem co ty myślisz. Nic. Dlatego, że jesteś zaćmiona tym gównem - podszedłem do okna, otwierając opakowanie i wyrzucając proszek.- Ludzie w takim stanie nie potrafią myśleć, a na pewno nie trzeźwo.</div>
<div>
- Co ty kurwa robisz? Wiesz ile to kosztuje? - warknęła próbując wstać z łóżka.</div>
<div>
- Gówno mnie to obchodzi - zamknąłem okno.- Aż tak bardzo chcesz zostać z tym wszystkim sama? Proszę bardzo, na twoje życzenie usuwam się z twojego życia - przeczesałem włosy i zjechałem opuszkami na swój policzek po czym wyszedłem z sali.</div>
<div>
Ignorowałem jej krzyki kiedy odchodziłem. Mój policzek pulsował, a w moją twarz uderzył zimny podmuch wiatru kiedy tylko otworzyłem szklane, wejściowe drzwi od szpitala. </div>
<div>
- Gdzie idziesz? - usłyszałem męski głos za mną. Po tonie poznałem, że to Dave.</div>
<div>
- Do domu - mruknąłem nie odwracając się.</div>
<div>
- Czekaj, może cię podwiozę - złapał za moje ramię.</div>
<div>
- Nie do tego domu - spojrzałem na niego.- Po za tym chcę się przejść. Muszę nad tym wszystkim pomyśleć. </div>
<div>
-Jak chcesz - puścił moją rękę i pozwolił mi odejść.</div>
<div>
Po długim, dość wyczerpującym "spacerze" doszedłem do bazy. Chwyciłem za klamkę i pchnąłem drzwi wchodząc do budynku. Zdążyłem poczuć tylko kolejny, mocny cios wymierzony w moją głowę, a następnie w twarz. Potem nie czułem już nic. Wszystko zachodziło mrokiem, słyszalne było tylko echo. Straciłem przytomność.</div>
<div>
__________________</div>
<div>
Dzień dobry :)</div>
<div>
Tutaj Marta. Rozdział został napisany nie na moim kompie ( u Natalci- dziękuję ), z pomocną Manuelki (dziękuję) i Beatki (dziękuję).</div>
<div>
Nie jest jakiś super długi bo nie miałam czasu. Przepraszam. Swój komputer odzyskam za jakieś dwa tygodnie, albo niestety trzy ;/ do tego czasu postaram się pisać u przyjaciółek, albo one będą dla was pisały.</div>
<div>
Przepraszam jeszcze raz i mam nadzieję, że się podoba :)</div>
<div>
<br /></div>
Marciahttp://www.blogger.com/profile/03524240654998348803noreply@blogger.com9