sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział VI

Nie przejmowałem się szczeniackim gadaniem jakiegoś dzieciaka do czasu kiedy wszedłem do sklepu i wzrok wszystkich powędrował na mnie. Nagle zrobiło się cicho. Wszystkie szepty, rozmowy, śmiechy ustały. Klienci i pracownicy nagle przestali wykonywać swoje czynności. Skupili swoją uwagę na mnie. Podrapałem się po czole i zamknąłem do końca drzwi.
- Dzień dobry - powiedziałem patrząc w każdą parę oczu po kolei.
Nikt mi nie odpowiedział tylko trochę zestresowany sprzedawca mruknął coś pod nosem, nerwowo drapiąc się po ręce.
Pokiwałem głową i biorąc wdech ruszyłem w stronę regałów, a zszokowani ludzie wrócili do życia. Wyglądało to tak zabawnie. Mimo tego i tak czułem na sobie pojedyncze spojrzenia wyglądające zza półek.
Kiedy już wziąłem to co chciałem podszedłem do kasy.
- Dzień dobry - powiedział sprzedawca nie patrząc na mnie.
- Dzień dobry - mrużyłem oczy próbując dotrzeć co jest nie tak. Może to mój ubiór. - Jak tam dzień? - spytałem z grzeczności.
W zamian za to, mówiąc sarkastycznie dostałem bardzo kulturalną ciszę.
- To wszystko?
- Tak - chwyciłem za moją tylną kieszeń.
- 6 $.
- Proszę bardzo - wyciągnąłem pieniądze na blat i posunąłem w stronę kasjera.
- Dziękuje i do widzenia.
- Hmy - wahałem się czy nie spytać go o co chodzi, ale wiedziałem, ze raczej dużo by mi nie powiedział. - Do widzenia.
Wychodząc ze sklepu zauważyłem staruszka, który stoi naprzeciwko mnie i parzy mi prosto w oczy. Miła odmiana. W końcu ktoś się mnie nie boi. Starszy pan zbliżył się o parę kroków.
- Nie wiem co im zrobiłeś synku, ale lepiej z nimi nie pogrywaj. Dobrze ci z oczu patrzy.
- Słucham? - chyba coś źle usłyszałem.
- Nie graj w to z nimi. Nie odpuszcza ci.
- O kim i o czym pan mówi? - jednak nie była to żadna miła odmiana, on też miał mnie za kogoś kim "chyba" nie jestem.
Nie wiedziałem o co im wszystkim chodzi. Mylili mnie z kimś. Przynajmniej taka była moja teoria.
- Dobrze wiesz o kim mówię. Współczuję ci. Ten gang to nic dobrego.
- Pan też mi współczuję? Zaraz... - chłodne powietrze ożywiło moje myślenie. - Czy pan powiedział gang?
Już wszystko rozumiałem. Wiedziałem o kogo i o co chodzi. Widocznie wieści tutaj szybko się rozchodzą. Pewnie byłem uważany za jednego z nich, który chodzi i napada bezbronnych ludzi. Nie podobało mi się to. Nie byłem taki.
Staruszek poklepał mnie po ramieniu i wszedł do sklepu. Powoli ruszyłem w stronę domu. Męczyło mnie parę pytań.
Czego mi współczują? W co mam z nimi nie grać? I czego mi nie odpuszczą?
Przypomniałem sobie o mamie.
Oczy natychmiastowo mi się powiększyły, kiedy przez moją głowę przebiegła myśl co tam się może dziać. Zacząłem biec tyle ile miałem sił. Szukali mnie, wiedziałem o tym. Niby odpuścili z przeszukiwaniem mojej kamienicy, ale wiedziałem, że wrócą.
Dobiegłem do domu. Energicznie otworzyłem klatkę i wszedłem po schodach. Wyciągając kluczę z kieszeni nerwowo celowałem w zamek. Zajęło mi to parę sekund, ale w końcu mi się udało.
- Mamo? Jesteś tutaj? Wróciłem. - wbiegłem nie zamykając drzwi i położyłem butelkę na podłodze.
- Jestem w łazience! - usłyszałem odzew i odetchnąłem.
Chciałem zamknąć drzwi, ale usłyszałem ich trzask. Zastygłem. Obróciłem się i moje serce przestało bić. Ciężko i głośno przełknąłem silne. Przede mną stał jeden chłopak z gangu. Jak się domyślam ich przywódca. Był lekko posiniaczony i utykał na jedną nogę.
- Co gnoju? Zaskoczony? Nie lubisz niespodzianek?- był coraz bliżej. - Myślałeś, że jak zmienisz ubiór to cię nie znajdziemy? Haha - jego śmiech rozniósł się po mieszkaniu.
Mama właśnie wyszła z łazienki. Dwóch kolesi czekało na nią pod drzwiami, aby móc ją zaraz po wyjściu złapać.
- Nie! Proszę - obróciłem się do chłopaka z przodu. - Weźcie mnie, a ją zostawcie. Ona wam nic nie zrobiła.
- Ona nam nic, ale my zrobimy coś jej - jeden z dupków przyłożył jej nóż do gardła.
Byłem już gotowy. W dupie miałem to, że mogą mnie zabić. Liczyło się życie mamy. Nigdy nie pozwolę, aby byle gówno ją dotykało. Rzuciłem się na jej ratunek, ale nagle ktoś mnie obezwładnił i przyparł do ściany.
- Myślisz, że kim ty kurwa jesteś? Jeśli nie będziesz chciał z nami współpracować to stanie jej się krzywda, a ty bohaterze na pewno jej nie uratujesz. Więc lepiej siedź cicho i słuchaj - nie mogłem znieść jego wyglądu.
Bez zastanowienia oplułem go.
- Tyle ci kurwa powiem co o tym całym gównie i o tobie sądzę.
- Haha - kretyńsko się zaśmiał i wytarł twarz o moją kurtkę.- Waleczny, ale ze mną...- wyciągnął broń i przyłożył mi ją do skroni - Nie wygrasz. Rozumiesz?
Nie odezwałem się.
- Czyli rozumiesz - wziął mnie za szyję i rzucił w stronę sofy chowając broń. - Usiądź sobie wygodnie, porozmawiamy trochę.
- Będę z tobą rozmawiał, jeśli puścisz moją matkę.
- Wiesz, w życiu nigdy nie dostaję się tego co się chcę - skinął głową.
Tamci przycisnęli jeszcze bardzie nóż do gardła mamy. Zerwałem się do wstania, a jeden z gangu wymierzył we mnie swoją pięść. Złapałem ją i wykręciłem.
- Nigdy więcej tego nie rób - powaliłem go na ziemię. - Inaczej złamie ci tą rękę w trzech miejscach.
- Uuu... szybka reakcja. Punkt za refleks. Moja propozycja zrobiła się jeszcze bardziej kusząca, więc usiądź z dupą jeśli chcesz ją usłyszeć - pociągnął mnie na dół.
- Czego chcesz? - nadal obserwowałem sytuacje mamy.
- Chcę ciebie w moim gangu.
Tym razem ja wybuchnąłem śmiechem i to tak mocnym, że prawie płakałem pokładając się na sofie.
- Przepraszam co? Chyba, źle usłyszałem.
- Nie wydaję mi się. Nie lubię się powtarzać. Wiedziałem, że się zgodzisz - wstał ze swojego miejsca, a ja wykonałem jego poprzedni ruch i pociągnąłem go za kurtkę tak mocno, że usiadł.
- W którym momencie powiedziałem, że się zgadzam?
- W tym - kolejny raz skinął głową, a po szyi mamy spłynęła kropla krwi.
- ZOSTAWCIE JĄ SUKINSYNY! TERAZ - tym razem zdążyłem do niej podbiec.
Uwolniłem ją od uścisku tych dupków i przytuliłem zapewniając, że będzie okej. Nie trwało to długo, ponieważ po paru sekundach leżałem już na podłodze. Przy upadku uderzyłem głową o ścianę. Trochę mnie to ogłuszyło.
- Sam widzisz. Nie masz wyjścia.
-W życiu nigdy nie dostaję się tego co się chcę - spojrzałem w górę, trzymając się za głowę.
Ich przywódca kicnął przy mnie i z cwaniackim uśmiechem przyznał mi rację.
- Jednak się czegoś nauczyłeś. Dlatego chcę cię u mnie. Jesteś inteligentny, odważny, szybki i umiesz się bić. Zresztą mam dowód - pokazał palcem na nogę.
Widocznie to ja go tak urządziłem przez co nie ukrywam, strasznie się ucieszyłem.
- Nie chcę być taki jak ty. Nie zabijałem ludzi, nie zabijam i nie będę zabijać.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Jeśli razem z matką chcecie tutaj przeżyć to powinieneś chwycić się takiej okazji i najlepiej mi podziękować, że przyszedłem tutaj z taką propozycją - wyciągnął papierosa z kieszeni i odpalił go.
- Niesamowita propozycja, zawsze o takiej marzyłem, a co będzie jak się nie zgodzę? - kaszlnąłem, dławiąc się dymem.
- Nic nie będzie. Albo my was zabijemy, albo zrobią to za nas inni, ale gwarantuję ci dłużej nic miesiąc tutaj nie przeżyjecie. Jest z tego zysk, trochę kasy, panienki, fury, dragi te sprawy, ale nie jestem pewny czy wiesz co znaczą te trzy od końca - wszyscy równo się zaśmiali. - Jesteś trochę za grzeczny, ale zmienimy to. Dzisiaj już trochę lepiej wyglądasz - chwycił za kurtkę taty.
- Zostaw to i mnie nie dotykaj - wyrwałem rzecz z jego ręki.
- Lepiej uważaj do kogo mówisz, bo wystarczy jeden mój ruch, abyś już nigdy jej nie zobaczył - spojrzał na mamę. - Zastanów się, chociaż wiem, że i tak się zgodzisz bo jakby nie patrzeć innego wyjścia nie ma. Jutro o 14:50 bądź przy sklepie, przy którym się poznaliśmy. - rzucił papierosa na podłogę, zadeptał przy mojej twarzy i wyszedł.
Tamci w końcu puścili moją mamę, a ona upadając próbowała na czworakach dostać się do mnie.
- Do zobaczenia - wyszli i trzaskając drzwiami jeszcze bardziej mnie ogłuszyli.
Wstałem i lekko zakręciło mi się w głowie. Klęknąłem przy mamie i przykładając jej usta do włosów szepnąłem.
- Przepraszam.
- Co teraz będzie? - spojrzała na mnie od dołu.
- Nie wiem mamo, naprawdę. Nie wiem co robić.
- Możemy jeszcze dzisiaj wyjechać, ale nie mamy już za dużo paliwa, a pieniędzy jest za mało, aby zatankować.
- To by nic nie dało. I tak by nas znaleźli.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - odsunęła się ode mnie i teraz patrzyła mi prosto w oczy.
- Chcę przez to powiedzieć, że innego wyjścia nie mamy. Sama słyszałaś - rozdarłem koszulkę i przyłożyłem kawałek mamię do szyi. - Muszę cię zabrać do szpitala - wstałem.
- Nie! Nie możesz tego robić. Słyszysz? - rozpłakała się.
- A chcesz zginąć? Nie mamy innego wyjścia. Trochę tam pobędę i gdy nazbieramy trochę kasy uciekniemy gdzieś daleko. Do tego czasu musimy to jakoś przetrwać.
- Co ty gadasz? Chcesz zabijać ludzi? - zszokowana zasłoniła ręką usta.
- Nie, nie chcę. Nie będę nikogo zabijał, postaram się przynajmniej. Jedynych których chcę w tym momencie zabić to oni.
- Co ja najlepszego narobiłam? Mogłam więcej pracować, a teraz przeze mnie jesteśmy w niebezpieczeństwie - kiedy to usłyszałem moje serce zadrżało.
Podszedłem do mamy.
- Nie mów tak. Nie obwiniaj siebie. To nie twoja wina. Wszystko się jakoś ułoży - przytuliłem ją i obracając głowę w drugą stronę, szepnąłem- Chyba...
______________________
Następny w środę/czwartek ;)

8 komentarzy:

  1. BOSKI ! *-* CHCĘ KOLEJNY ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. omg sdkfgaskfjgasjfd ale się dzieje *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. lkoiuyftrtfeghiklhuiy ZAJBEBISTE *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. (dzisiaj krótko, bo jestem chora...)

    gdy to czytałam widziałam podwójnie, ale i tak czytałam. chciałam się w połowie poddać, bo nie wiedziałam co czytam, ale dotarłam do końca :D
    możesz być ze mnie dumna ! ^^

    jak już mówiłam - dzisiaj krótko.

    NIE WIEM CO PLANUJESZ, ALE OBIECUJE, ŻE JEŚLI ON BĘDZIE ZABIJAŁ LUDZI TO ZADZWONIE DO ALEXA I ROBA I ZROBIĄ Z NIM PORZĄDEK !
    NIE POZWALAM MU ZABIJAĆ !!!
    przecież jak on sie stanie mordercą to Michele sie go wyprze... nie będzie już cudownej, kochającej się rodzinki ;_;
    musimy pogadać o zakończeniu tego opowiadania...

    jak jest jakiś błąd to sory, ale nic nie widze, bo mi oczy łzawią i pisze na czuja :c :p

    WEEENYYY <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ma zrobić? Pozwolisz mu umrzeć? Michelle się go nie wyprze, nadal będą kochającą się rodzinką spokojnie ;)

      Usuń
    2. nie pozwole mu umrzeć :D wręcz przeciwnie :p
      zabiore go do siebie, razem z Michelle i będzie słitaśnie xd

      Usuń
  5. Genialne *.* Biedny Austin :c ... i Michele :c Czekam na następny rozdział ;d

    OdpowiedzUsuń