Następny dzień przyszedł szybko. Kiedy się obudziłem mało tego, że leżałem przed drzwiami pokoju, w którym spała mama to na zegarku była już godzina 13:00.
- Już niedługo. Stanę się jednym z nich.
Oczywiście będę próbował to zmienić. Nie zabije nikogo. Nigdy! Moje sumienie nie dałoby mi po czymś takim spokoju. Nie mógłbym już normalnie funkcjonować. Rodzice wychowali mnie na chłopaka, który szanuję wszystkich i wszystko. Bez względu na wiek, kolor skóry, wygląd, czy wagę. Po prostu taki jest tok myślenie normalnego człowieka.
Wstając ścierpnięty z podłogi, przeciągnąłem się i ignorując ból mojego kręgosłupa nacisnąłem klamkę, od pokoju mamy. Gdy tylko wstawiłem do środka nogę, usłyszałem pytanie.
- Denerwujesz się? - mama siedziała na łóżku zawinięta w koc.
- Wystraszyłaś mnie - wszedłem i zamknąłem drzwi.
- Boisz się mnie, a nie ich?
- Boję się o ciebie, a nie ciebie - nacisnąłem głosem na "o", aby zrozumiała co chcę jej przekazać. -Chodziło mi o to,że nawet nie wszedłem do pokoju, a ty już zadałaś mi to pytanie. Myślałem, że śpisz.
- Nie, nie śpię już od dawna. Nie mogłam zasnąć - oparła głowę o kolana i poprawiła bandaż.
- Nie martw się. Wiem, że mówię to setny raz, ale będzie okej. Trzeba wierzyć - usiadłem obok niej.
- Wiara niby czyni cuda, ale w tej sytuacji trudno się tym kierować. A jak coś nie wyjdzie? Jak im się coś w tobie nie spodoba? Jak coś zrobisz źle? Oni cię zabiją. Zostanę sama i wtedy przyjdą po mnie, albo sama się wykończę - zszokowało mnie to co powiedziała.
Uchyliłem usta i podniosłem brwi do góry. Wstałem, aby mieć na nią lepszy widok.
- Co ty wygadujesz? Nic mi się nie stanie, a nawet jeśli to ty musisz żyć dalej.
- Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Myślisz, że śmierć dziecka jest łatwa? Że to uczucie pustki znika z dnia na dzień? Nawet nie wiesz jak jest ciężko... - westchnęła.
- Mamo... - kicnąłem przy niej i chwyciłem ją za bark. -Coś się stało? - jej oczy się zaszkliły.
- Nie, wszystko jest ok - podciągnęła nosem i przetarła oczy.
- Znam cię i widzę, że coś cię męczy - próbowałem się czegoś dowiedzieć.
Jej wyraz twarzy był pusty. Dłonią energicznie drapała się po udzie, przez co zaczerwieniło się. Chwyciłem jej rękę, nakazując, aby przestała. Wtedy spojrzała na mnie, a jej twarz zacisnęła się. Usta były teraz jedną, długą, cienką linią. Brwi zmarszczyły się i zbliżyły do środka, a oczy zmniejszyły. Zacisnęła powieki, a po jej bladych policzkach spłynęły pierwsze łzy.
- Mamo! Co jest nie tak? Powiedz mi - znów usiadłem obok niej, kciukiem ocierając łezki.
- Austin, ja ci czegoś nie powiedziałam. W sumie było to bardzo dawno temu więc nie wiem, czy mam po co do tego wracać, ale chcę żebyś wiedział - spojrzała na mnie i przygryzła dolną, popękaną wargę.
- Tak?
- Jeszcze przed poznaniem twojego ojca, miałam chłopaka. Byliśmy ze sobą naprawdę długo. Kochaliśmy się. Myślałam, że to on będzie tym jedynym - wzięła głęboki wdech, którego odgłos wypełnił cały pokój. - Byliśmy młodzi, robiliśmy różne głupstwa. Mieliśmy po osiemnaście lat. Po paru nocach... - przerwała sprawdzając czy uważnie słucham.
- Powiedz to wreszcie - popędzałem ją kontrolując czas.
Była 13:25.
- Po paru nocach dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Z nim. - odchyliła głowę do tyłu, patrząc na sufit. Przeszedł mnie dreszcz.- Kiedy się dowiedział, strasznie się zdenerwował. Wykrzykiwał, że nie mamy pieniędzy na "bachora", że nie damy sobie rady, że to była tylko zabawa. Dla niego... ja go kochałam - zacisnęła szczękę.- Któregoś razu przyjechał pod mój dom. Byłam w ósmym tygodniu ciąży. Kazał mi ją usunąć. Nie zgodziłam się. Parę razy jeszcze w miarę grzecznie prosił, a kiedy się domyślił, że na pewno się nie zgodzę i nie zabiję tego dziecka, bez zastanowienia podszedł do mnie i uderzył mnie w brzuch pięścią. Dla pewności poprawił cios nożem. Musiał wiedzieć, że na pewno wszystko jest załatwione i, że dziecko się nie narodzi - powiedziała to z trudem, a po jej policzkach spłynęła nowa fala słonej substancji.
Moja klatka piersiowa szybko unosiła się w dół i w górę. Patrzyłem przed siebie, nie wiedząc co mam zrobić. Spojrzałem na roztrzęsioną mamę i objąłem ją ramieniem, mocno ją do siebie tuląc.
- Uwierz mi, wiem jak to jest stracić dziecko. Śmierć takiego malutkiego maluszka strasznie boli. Nie wiem co by było, gdybym straciła ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim - spojrzałem jej w oczy i najnormalniej w świecie popłakałem się.
Widziałem w nich matczyną miłość. Emocje same malowały się na twarzy. Ból towarzyszący smutkowi, ale zarazem radość, że ma mnie tutaj nadal przy sobie. Nutka niepokoju o to co będzie. Co się z nami/ ze mną stanie.
- Spokojnie, nadal tu z tobą jestem i nigdzie się nie wybieram. Będę chronił i ciebie i mnie. Wiesz dobrze, że tata nauczył mnie paru chwytów. Dam sobie radę.
- Wierze w to synu, ale każdego dnia będę się bała o to czy wrócisz do domu.
- Wrócę, obiecuję ci. Mam dla kogo wracać i mam dla kogo żyć. Tak łatwo się nie poddam -położyła głowę na moim ramieniu.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie też mamo, najmocniej na świecie.
Nie chciałem wracać do tego tematu. Nie chciałem go rozgrzebywać. Wiedziałem, że było to dla mamy okropny okres w jej życiu, o którym chcę zapomnieć. Byłem zszokowany, chociaż to słowo nadal nie opisuję tego jak się w tym momencie czułem.
- Nad czym się zastanawiasz? - zauważyła moją skupioną minę.
Nie wiedziałem czy mogę spytać. Mogło to wywołać u mamy kolejny płacz, a tego nie chciałem. Nie lubiłem jej w takim stanie.
- Nad niczym, tak po prostu - z trudem się uśmiechnąłem.
- Powiedz mi. Możesz mi zadać każde pytanie, spokojnie.
- Zastanawiam się, czy stąd rany na twoim brzuchu? I męczy mnie jeszcze jedno, czy wiesz jakiej było płci? - otarłem twarz.
- Tak, rany są od tego - przejechała ręką po bluzce, pod którą znajdowała się blizna. - A na określenie płci było jeszcze za wcześnie, ale czułam, że to dziewczynka.
- Jak miała mieć na imię? - uważałem na słowa. - Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj.
- Demi - spuściła głowę uśmiechając się.
Demi, piękne imię. Miałbym siostrę. Zawsze marzyłem o rodzeństwie, ale jakiś dupek musiał to zepsuć. Po prostu zawalić całą sprawę. Nie rozumiałem takich nieodpowiedzialnych i nierozważnych ludzi. Jak można być tak bezdusznym? Przecież to było dziecko, istota żywa, człowiek. Jak każdy z nas tylko mniejsze. IJeśli nie chcesz dziecka istnieją przecież sierocińce, okna życia. Po za tym mógłby znaleźć sobie lepszą pracę i wszystko było by ok.
- Demi Maria Dowell - dodała.
- A więc ten skurwiel ma nazwisko Dowell? - przymrużyłem oczy.
Planowałem coś, ale musiałem wszystko obmyślić. Nie mogłem odwalić fuszery.
- Tak - cicho sapnęła dając mi odpowiedź na pytanie.
Zegar wybił godzinę 14:20, musiałem się pospieszyć.
- Mamo, przepraszam ale wiesz co na mnie czeka. Musze jeszcze się umyć. - patrzyła w podłogę. - Spójrz na mnie, proszę - z wielkim trudem podniosła głowę - Nie martw się. Żyjemy dla siebie i nikt nam tego nie zepsuje - dałem jej całusa w czoło i wyszedłem.
Wychodząc z pod prysznica, przetarłem zaparowane lustro. Parzyłem na swoją przemęczoną twarz. Jeszcze raz opłukałem ją zimną wodą, sprawiając, że moją skóra nabrała żywszego koloru. Ubrałem się w przetarte jeansy, szarą bluzkę, kurtkę taty i wyszedłem z łazienki.
Szukając kluczy od mieszkania, pospiesznie wciskałem buty na nogi.
- Zakluczę cię. Nikomu nie otwieraj! Słyszysz? Nawet jakby ci grozili, że wyważą drzwi. Pamiętasz nasz poprzedni plan działania? Zamykasz się w pokoju i...? - siedziała na parapecie patrząc w dal.
Cierpiała.
- I w razie potrzeby biegnę schodami na dół i uciekam jak najdalej.
Skinąłem głową i żegnając się, wyszedłem zakluczając drzwi.
Była już 14: 35.
- Nie zdążę - syknąłem i zbiegłem po schodach.
10 minut drogi biegłem w stronę umówionego miejsca. Gdy dotarłem do niego oparłem się o mur, próbując zaczerpnąć powierza.
- A jednak jesteś. Wiedziałem, że się namyślisz - usłyszałem zza rogu.
Z ciemności wyłoniło się, tym razem pięciu chłopaków.
- Jestem i zgadzam się - od razu przeszedłem do konkretów.
- Dobra decyzja - szepnął jeden, klepiąc mnie po ramieniu.
Spojrzałem na jego rękę i jadąc po niej wzrokiem dotarłem do twarzy i posłałem mu znaczące spojrzenie. Otrzepałem ramię.
- Się okaże.
- Okaże się i to szybko. Może niedługo nawinie się jakaś akcja. Mówię ci spodoba ci się to - powiedział "wódz", wyciągając papierosa z paczki.
- Ale ja nie chcę niko.... - przerwał mi jeden z nich.
- Czas, abyś poznał chłopaków.
Stanęli przede mną w półkole.
- Zacznijmy od prawej : Chad, Nick - pokazywał po kolei ręką. - Mike, Travis i ja, czyli Bill.
- Skoro już wszystkich poznałeś to czas, abyś ty się nam przedstawił i poznał zasady - powiedział Nick, z tego co pamiętam.
- Taki gang i jeszcze nie wie jak mam na imię? Nie ma cię tych swoich sprzętów?
- Mamy, ale żal na ciebie ich włączać - rzucił Mike.
Był zadziorny i chamski. Wiedziałem, że się z nim nie dogadam. Najbardziej miłym (jeśli to możliwe) z twarzy wydawał mi się Chad. Parzył w dół, czasami kontrolując tyły.
- Dobrze, więc jestem Austin.
- Austin, może być. Najwyżej ci je później zmienimy.
- Nie chcę go zmieniać. Jest dobrze tak jak jest - poprawiłem kurtkę.
- Za dziewczęco i za mało groźnie.
- I powiedział to koleś o imieniu Nick, a może Nicki? - podszedł i chwycił mnie za koszulkę.
- Słuchaj bo nie będę powtarzał, lepiej nie podskakuj bo któregoś razu wbiję cię własnoręcznie w ziemie.
- Teraz ty słuchaj - chwyciłem jego nadgarstek i wykręciłem. - Umiem siebie obronić, więc gadanie byle kogo o byle czym nie robi na mnie wrażenia.
- Ej dziewczynki! Przestańcie - rozdzielili nas. - Z młodego może być pożytek, więc postaraj się go nie zabić - poklepał go po ramieniu Bill.
- Starania czasami idą na marne - patrzył na mnie i kręcił nadgarstkiem.
- Ale masz się postarać, rozumiesz? - powtórzył z bardziej zaakcentowanym głosem .
Nick pokiwał tylko głową. Bał się go. Zresztą jak każdy tam. Ja sam się bałem.
- Zasad jest siedem : zabijamy jak musimy, nie wchodź nam w drogę bo skończysz jak każdy nasz wróg, czyli wąchając stokrotki od dołu, nie masz mieć żadnej styczności z policją, jeśli się dowiemy to... - Mike przejechał palcem po szyi, a reszta złożyła ręce do modlitwy i zaczęła nucić marsz pogrzebowy.
- Jesteście strasznie zabawni, naprawdę - chwyciłem się za brzuch - przejechali po mnie krzywym spojrzeniem.
- Kontynuując : nie masz oszczędzać nikogo, albo jesteś z nami, albo jesteś trupem, nie masz nam odmawiać i okłamywać. Wszystko zrozumiałe? Czy dać taki regulamin z obrazkami?
- Taa, ten regulamin z obrazkami specjalnie dla ciebie, tak? - wszyscy się roześmiali.
- Co się kurwa śmiejecie? - spojrzał na nich, a następnie na mnie. - Gówno o mnie wiesz cwelu.
- Dobra, koniec bo robi się gorąco, a ty młody nie fikaj - wszedł między nas Bill.
- Postaram się. - splunąłem.- Ten wasz gang ma chociaż jakąś nazwę?
- Redtaised, koniec pytań na dziś. Idź teraz za nami.
Posłuchałem ich i posłusznie za nimi kroczyłem. Nie wiedziałem gdzie, ale nie miałem wyboru. Napięcie i emocje rosły.
_______________
Ogłoszenia parafialne:
następny rozdział w sobote, albo wcześniej zależy od czasu.
omg zajebisty rozdział! dawaj następny hehe :D
OdpowiedzUsuńpffff nie podoba mi sie ;c
OdpowiedzUsuńMoże być też i tak :) szanuje twoje zdanie.
Usuńfajnie jest,a ty tam na górze nie znasz sie :/
OdpowiedzUsuńweny dla autorki tego bloga :) powodzenia :)
'nie podoba mi sie'?! ;_;
OdpowiedzUsuńTo jest genialne! Kocham to ♥
Ciekawe gdzie zaprowadzą Austina o:
Muszę czekać do weekendu, aby się dowiedzieć :c
Ale rozdział serio cudowny xD
Czekam na nastepny, weny życzę ;*
Blog fajny, ale z rozdzialu na rozdzial coraz nudniej !!!
OdpowiedzUsuńNikt ci nie każe tego czytać. Jak cię nudzi to wgl. nie musisz tu wchodzić. Dziękuje, pozdrawiam :)
UsuńKocham to <3 <3
OdpowiedzUsuńZa brak komentarzy przepraszam ale szkoła mówi sama za siebie...
+ Czekam na kolejny rozdział <3
sie wnerwiłam...
OdpowiedzUsuńmiałam napisanego całego koma i mi sie komp wyłączył...
nie pamiętam już co tam było :c
a miałam tak ładnie wszystko napisane, a tu dupa ;_;
pamiętam, że pisałam coś tam, że nie musisz mi pisać, żebym dała Ci koma, bo i tak go dodam :p
czasami z opóźnieniem, ale dodam ^^
i było też coś tam o tym, że MASZ ZABIĆ TYCH TYPÓW I UWOLNIĆ MI AUSTA ! :D
i przesyłam pozdrowienia dla tego dupa Dowella -.-
takim idiotom dziękujemy...
AUSTIN MA SIĘ OD NIEGO TRZYMAĆ Z DALEKA !
wiem, że on źle zrobił, ale Aust będzie chciał zdobić coś gorszego !
dlatego 5 km to chyba wystarczająca odległość ^^
i więcej nie pamiętam ;_;
WENY <3
dziękuje bardzo ;))
UsuńKiedy następny ? xoxo
OdpowiedzUsuńdzisiaj wieczorem ;)
Usuń