poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział XVII

Przed odwiedzinami u Demi postanowiłem wpaść do domu, aby się przebrać i umyć bo cały przesiąknięty byłem tym smrodem. Powoli nacisnąłem klamkę od drzwi i z trudem popchnąłem je do przodu, lecz okazało się, że były zamknięte. Nie mieliśmy dzwonka. Zwinąłem palce w pięść i zacząłem najpierw delikatnie, a później coraz to mocniej pukać do drzwi.
- Mamo - cicho jęczałem, prosząc aby mnie wpuściła.
Czułem się tak okropnie, że ostatnie czego bym chciał to zwymiotowanie na klatce schodowej. Nagle, moje błagania zostały wysłuchane. Drzwi uchyliły się, a za nimi ujrzałem zaspaną kobietę w bardzo jasnym, różowym szlafroku. Zmrużyłem oczy, ponieważ jego odcień był naprawdę rażący. Najlepsze w tym wszystkim było to, że nie przypominam sobie, żeby moja mama taki miała. Mój wzrok pokierował ku twarzy osoby stojącej przede mną.
- Słucham? - odezwała się nieznajoma kobieta.
Właśnie w tej chwili, uświadomiłem sobie, że to nie była ani moja mama, ani moje mieszkanie.
- Em...- zacząłem się jąkać. - Ja...ja przepraszam. Pomyliłem mieszkania - chwyciłem się za głowę.
- Nie ma sprawy - kobieta promiennie się uśmiechnęła i zatrzasnęła drzwi.
Odchodząc od jej mieszkania prosiłem Boga, aby nie obserwowała mnie przez wizjer. Zataczałem się jak jakiś pijak, nie do końca rozumiejąc gdzie jestem. Pewnie wyrobiłem sobie u niej kiepskie zdanie. Skierowałem się na górę, zastanawiając się czy to, aby na pewno moja klatka schodowa. Szedłem z nogi na nogę, próbując utrzymać równowagę. W mojej krwi nadal buzował alkohol, zresztą w każdym by buzował, jakby wypił tyle ile ja. Będąc już na drugi piętrze skierowałem się do drewnianych drzwi z numerem 9.
- Jak to nie te to chyba zarzygam im klatkę - pomyślałem i wziąłem większy oddech.
Zapukałem do drzwi parę razy i rozejrzałem się. Niby wszystko pasowało, ale to nie dało mi stuprocentowej pewności.
- Austin? - usłyszałem cichy szept za drzwiami.
- Tak mamo, to ja - powiedziałem głośniej, a mój pijacki bełkot rozniósł się po całej klatce.
Drzwi automatycznie się otworzyły.
- Austin - wciągnęła mnie za mankiety do środka i zamykając drzwi zbliżyła swój nos do mojej twarzy. - Czy ty jesteś pijany? - spytała krzyżując ręce.
- Ja? - chwyciłem się za głowę.
- Nie, pytałam mojego drugiego syna - odparła beznamiętnie.
- Aha, ale zaraz... - spojrzałem na nią, robiąc głupią, nieogarniającą minę. - Ty nie masz drugiego syna.
- Brawo skarbie - zaczęła delikatnie klaskać obserwując mnie.
Przez ten ciągły ból głowy i uczucie chęci zwymiotowania nic do mnie nie dochodziło. Byłem nieobecny.
- A więc znikasz na noc, zostawiając mnie tu samą zamartwiająca się, aby tak się nachlać? - gestykulowała rękoma.
- Dobrowolnie nie piłem. Wiesz dobrze, że nie lubię tego smaku, zapachu i wszystkiego co z tym związane. Po prostu byłem u nich i oni mnie tak urządzili - powoli kierowałem się do łazienki czując jak wszystko podchodzi mi do gardła.
- Jak to oni? Nie rozumiem - potrząsała głową chwytając mnie za nadgarstek i pomagając mi bezpiecznie dojść do ubikacji.
- Normalnie. Najpierw przyłożyli mi broń do głowy, a potem zaczęli we mnie lać wszystko co mieli w domu z procentami - chwyciłem za klamkę patrząc na matkę.
- Boże synu, to musi się jak najszybciej skończyć - zapaliła mi światło widząc, że jestem już na granicy wytrzymałości.
- Pracuję nad tym - nie miałem już siły wstrzymywać, więc wpadłem do łazienki i zwróciłem wszystko co wypiłem ubiegłej nocy.
Po półgodzinnej terapii w ubikacji wyszedłem już odświeżony. Poszedłem do swojego pokoju, aby założyć na siebie nowe, pachnące ciuchy.
Skierowałem się do mamy, pichcącej coś w kuchni.
- Co robisz? - wymamrotałem wycierając włosy.
- Obiad - uśmiechnęła się w moja stronę nie przestając mieszać. - Siadaj, zaraz ci nałożę.
- Nie dzięki, nie mam czasu. Po za tym, nie chcę mi się jeść - chwyciłem się za brzuch krzywiąc się.
- Co znaczy, że nie masz czasu? - warknęła podnosząc ton i opierając się o kuchenkę.
- Muszę jeszcze iść w pewne miejsce. Wrócę niebawem, obiecuje - dla załagodzenia sytuacji pocałowałem ją w czoło i wziąłem z koszyka jabłko, wkładając je do kieszeni. - To na wypadek jakbym zgłodniał - uśmiechnąłem się i wyszedłem z mieszkania.
_________________
Przed szpitalem zauważyłem błąkające się bez celu, strasznie wychudzone dziecko. Miało podarte ubrania i podkrążone, zmęczone oczy. Chwile go obserwowałem po czym podszedłem do nieznanego mi chłopca.
- Hej - spojrzałem na niego z góry.
Trochę się przestraszył, ale kiedy zobaczył, że szczerze się do niego uśmiecham jego ciało odprężyło się.
- Hej - odpowiedział cichym i niepewnym głosem.
- Co tam? - kicnąłem tak, aby mógł spokojnie spojrzeć mi w oczy nie nadwyrężając przy tym szyi.
- Jakoś leci, a u ciebie? - bawił się modelem małego auta.
- Jest okej, dzięki. Jestem Austin - podałem mu rękę.
- Louis - przyłożył swoją małą dłoń i delikatnie ścisnął.
- Co robisz tutaj sam? - bacznie przyglądałem się otoczeniu, aby sprawdzić czy mały na pewno jest bez opieki.
- Proszę ludzi o jedzenie. Często któraś z kucharek wychodzi i przynosi mi jakieś resztki - to co usłyszałem mnie zszokowało.
Patrzyłem na niego przez dłuższą chwile zastanawiając się, jak bardzo los go skrzywił, że musiał prosić o takie coś, w takim miejscu.
Chciałem mu pomóc, ale przypomniałem sobie, że nie mam przy sobie pieniędzy, lecz w kieszeni nadal miałem jabłko. Bez zastanowienie wyciągnąłem je i skierowałem w stronę malca.
- Kupiłbym ci coś, ale nie zabrałem portfela. Może być to? - spytałem drapiąc się po karku.
- Jasne - jego oczy się zaświeciły. - Dziękuję ci - wgryzł się z zachłannością w jabłko.
- Nie ma sprawy. Smacznego - zmierzwiłem jego włosy i patrząc jak smacznie się zajada, wszedłem do szpitala.
Wszedłem do sali Demi i witając ją uśmiechem, pokiwałem do niej ręką.
- Cześć - odpowiedziała uradowana. - Już myślałam, że nie przyjdziesz - wystawiła ręce przed siebie, aby mnie przytulić.
- Powiedziałem, że będę więc jestem - podszedłem do niej i spełniłem jej życzenie. - Jak się czujesz? - spytałem opadając na będące obok krzesło.
- Już jest lepiej. Podobno za 3, góra 4 dni mam wyjść - usłyszałem jej entuzjastyczny głos.
- Cieszę się - pogładziłem jej dłoń. - Nic cię już nie boli? - dociekałem.
- Nie, chociaż może czasami brzuch, ale to nic wielkiego - machnęła ignorująco ręką.
- Szczerze? to najlepsza wiadomość jaką dzisiaj usłyszałem - zaśmiałem się.
- Nieudany dzień huh?
- O tak, żebyś wiedziała jak bardzo - podkreśliłem każdy wyraz.
- Może umiałabym cię pocieszyć - jej ręką powędrowała na moje udo.
- Zaraz, stop - energicznie oderwałem się od krzesła. - Co? - zmarszczyłem brwi.
- Nie udawaj wiem, że tego chcesz - odparła oblizując usta.
- Chcę czego? - uniosłem ręce. - Demi, nie wiem o co ci chodzi.
- Och, już ty dobrze wiesz o co - odkryła rąbek pierzyny.
- Nie, nie wiem i nie chcę wiedzieć - powoli zacząłem się cofać. - Chyba masz mnie za kogoś innego.
Wybiegłem pośpiesznie z sali, nie chcąc wierzyć w to, co przed chwilą usłyszałem i zobaczyłem. Usiadłem na krawężniku przed szpitalem. Dziewczyna, która na pozór wydawała się miła i kochana, stała się w jedną sekundę inną postacią. Chyba patrzyłem na nią przez pryzmat porwania i zabicia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobry wieczór <3
Będę trzymała was w niepewności, aż do czasu, gdy pod rozdziałem pojawi się 10 komentarzy. Chcę widzieć, że pisze to dla kogoś.
[Przepraszam, za tak długą przerwę, ale zastanawiałam się, czy nie skoczyć z pisaniem tego bloga przez małą oglądalność]

12 komentarzy:

  1. MÓJ KOMENTARZ (jako że nie zawsze się pojawiają) LICZY SIĘ JAKO 20 WIĘC JUTRO DODAJ ROZDZIAŁ ^^

    a tak serio to:
    CHCESZ ŻEBYM OSZALAŁA BEZ TEGO :o
    przez to, że nie było rozdziału zrobiłam z Austa diabełka u siebie na blogu :o

    a co do opo...
    żal mi tej Demi -.-
    zaczynaj jej nie lubić !
    AUSTIN NIE JEST MĘSKĄ DZIWKĄ ! ON CIE KOCHA IDIOTKO ! Doceń to...

    nom... a najbardziej to współczuje mamusi ;_;
    bidulka tyle przeżywa :c

    no i Austa też szkoda... bo musi to ogarniać...
    ale to silny chłopak i da rade ^^
    wierzę w niego <3

    weź ogranicz martretowanie Austa :(
    za każdym razem jak czytam, że ten gang mu coś robi mam ochote wpierdolić -.-'

    i chce Ci jeszcze powiedzieć, że JAK TYLKO TEN BLOG ZNIKNIE TO NIE WIEM CO CI ZROBIE ! BĘDĘ CIĘ MĘCZYĆ I TORTUROWAĆ AŻ DODASZ ! xd
    więc nie widzę sensu w usuwaniu.
    a małą ilością ludzi się nie przejmuj :D
    oni są, ale boją się ujawnić xc
    znam ten ból...

    to życzę WENY I WIĘCEJ KOMÓW !!!
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zupełności sie z tb zgadzam :)

      Usuń
  2. Boże Demi.... nie poznaję jej. Austin bądź silny!
    mam nadzieję, że wkrótce będzie dobrze
    Weny weny weny weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaje*isty rozdział!! <3 Mam nadzieję że będziesz cały czas pisała tego bloga <3333!!!!! WENY ŻYCZĘ :))

    OdpowiedzUsuń
  4. PROSZĘ NIE USUWAJ EGO BLOGA!!!
    Nie przejmuj się małą oglądalnością. Nie wystarczymy ci my?
    Koffam ten blog.. i czekam na następny rozdział!
    WENY!! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ślcznie piszesz nie zawieszaj tego bloga jest cudy :) świetnie piszesz ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaka Demi o: A może chcesz nas tak tylko nabrać? XD A jak nie, to jej nie lubie :c Ej, ma tu być 10 komentarzy... ^ ^ Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Pliss.. dodaj kolejny rozdział.. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham ten blog :) Demi się dziwnie zachowała, ale może to sie wyprostuje? Napisz kolejny, bo sie niecierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To dziesiaty kom!! Napisz kolejny rozdział. Prosimy! :) i czekamy! ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Te trzy ostatnie napisałam z dwoma koleżankami. Czekamy!! I weny!!!! ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  11. ZAJEBISTE *0* ~@MemberBfamily

    OdpowiedzUsuń