Błąkałem się po mieście bez celu czując się tandetnie. Będąc pogrążony w myślach ciągle wpadałem na przypadkowe osoby. Przepraszałem i szedłem dalej i tak w kółko. Od czasu do czasu zimny podmuch wiatru uderzał mi w twarz co mnie na chwile pobudzało. Nie chciałem wierzyć w to co się tam stało. Czułem nieprzyjemny ucisk w sercu. Ona naprawdę mi się podobała. Kiedy z nią byłem na mojej twarzy malował się uśmiech. Niby znałem ją od niedawna, ale już wtedy, w magazynie coś do niej poczułem. W mojej kieszeni coś zawibrowało. Pośpiesznie wyciągnąłem telefon i zobaczyłem nieznajomy mi numer.
- Halo? - odebrałem niepewnie.
- Zbieraj się młody. Za 15 minut przed naszym domem. Akcja - usłyszałem głos Bill'a.
Nie zdążyłem już o nic zapytać. W uchu usłyszałem już tylko pisk rozłączonego połączenia. Byłem blisko bazy, więc bez problemu poszedłem na miejsce. Czując ogromny stres i zdenerwowanie otworzyłem drzwi.
- Kurwa, wystraszyłeś się tego tekstu o punktualności, że jesteś 10 minut przed czasem? - zaśmiał się Bill czyszcząc lufę od pistoletu.
- Byłem w okolicy. Co się dzieje? - usiadłem na przeciwko niego i przyglądałem się jego ruchom.
- Akcja. Musimy załatwić parę spraw - powiedział normalnym tonem.
- Czyli coś grubszego? - spytałem nerwowo pukając butem o nogę stołu.
- Nie, jeden trup i tyle - wzruszył beznamiętnie ramionami. - I przestań do chuja jasnego pukać w ten stół bo zaraz ja cię puknę - warknął.
Uspokoiłem nogę, a nerwy przeniosłem w inne miejsce, mianowicie w dłonie. Zacząłem energicznie poruszać palcami. Jednym kciukiem robiłem kółka wokół drugiego.
- Masz ze sobą klamkę? - zapalił papierosa.
Wyciągnąłem broń zza koszulki i położyłem ją na stół, patrząc na jego reakcje. Skinął tylko głową i zaciągał się dymem.
- Czy ja muszę w tym uczestniczyć? - spytałem ciszej obawiając się jego reakcji.
- Nie, nie oczywiście, że nie. Wezwałem cię tutaj, abyś posprzątał trochę w domu bo nam niestety niestarczy czasu - uśmiechnął się sztucznie. - A i na słuchawce pod prysznicem zrobił się taki mydlany osad, zetrzyj go proszę bo wygląda on nieestetycznie - wiedziałem, że zaraz wybuchnie. - Popierdolony idiota! Myślisz kretynie?
- Spokojnie, tylko spytałem - uniosłem ręce.
- To więcej razy nie zadawaj takich pojebanych pytań - krzyknął, zgasił papierosa na stole i ruszył do zbrojowni.
Przyszedł zapakowany po szyję różnym sprzętem. Z góry rzuciła się reszta bandy.
- Glock 18 jest mój - krzyknął radośnie zbiegając po schodach Nick.
- Tylko go znowu nie ujeb bo ostatnio musiałem go czyścić - splunął Bill.
Wszyscy podbiegli do stolika jak dzieci do zabawek. Patrzyli na broń z iskrami w oczach i ze szczęściem wymalowanym na twarzy schowali ją za swoje paski i przykryli bluzkami.
Skończyłem między gangsterami, dla których zabijanie to przyjemność i niesamowita radość.
- Gdzie jest Chad? - zapytałem zdezorientowany.
- Dzisiaj go nie będzie. Gotowi? idziemy - Bill skierował się do wyjścia, a za nim ruszyła cała reszta razem ze mną.
Wsiedliśmy do samochodu. Nick pośpiesznie ruszył z piskiem opon.
Po prawie pół godzinnej szybkiej jeździe podjechaliśmy pod jakiś stary, opuszczony budynek z powybijanymi oknami i wystawionymi drzwiami, który znajdował się na końcu miasta.
Wszyscy pośpiesznie wyskoczyli z samochodu, a ja zamyślony z wielkim opóźnieniem wyszedłem za nimi. Weszli do budynku odbezpieczając bronie. Bill odwrócił się w naszą stronę.
- Nick idzie ze mną, Travis idziesz na górę, Mike stoisz przed wejściem, a ty młody idziesz na końcu i ubezpieczasz tyły.
Pierwszy raz na akcji. Nie wiedziałem jak to się robi. Po prostu wyciągnąłem pistolet, odbezpieczyłem go i celowałem przed siebie idąc tyłem za chłopakami. Bałem się, że ktoś zaatakuję, a ja się nie ochronie.
- Witaj Turner - usłyszałem męski i bardzo niski głos za moimi plecami.
- Walker - syknął przez zęby Bill, a ja widziałem jak zaciska pięści, aby powstrzymać się od ataku.
- Ty stary skurwielu, nic się nie zmieniłeś - powiedział jego przeciwnik.
- Zaraz za to ty się zmienisz jak mój pocisk rozjebie twoją słabą głowę.
- Drżę ze strachu Turner, tak strasznie się ciebie boje - szydził z niego.
- I prawidłowo - bez zastanowienia wyciągnął pistolet i celując w jego ramie strzelił.
Odskoczyłem trochę przez głośny strzał i szok. Mężczyzna przywarł do ściany pod wpływem nacisku Bill'a.
- Na chuja zaczynałeś z moją rodziną? Myślałeś, że ci to odpuszczę?- przykładał mu lufę do skroni.
- Od kiedy tak przejmujesz się rodziną? W końcu to ty zabiłeś własnego ojca - fuknął mu w twarz.
- Nie wspominaj o nim skurwielu, po za tym gówno cię to powinno obchodzić. Dotknąłeś mojego brata i zapłacisz za to - wymierzył cios kolanem w jego kroczę.
- Dotknął jego brata? Czyli Chad'a nie ma bo został pobity przez tego kolesia? - zalewał mnie od wewnątrz potok myśli.
Patrzyłem ze zdziwieniem na czyny chłopaka. Bił go mimo tego, że facet osunął się już na ziemie. Ciągle kopał go głowię i brzuchu dodając mu przy tym okropnego bólu i cierpienia. Mrużyłem oczy z każdym jego bolesnym krzykiem. Miałem ochotę podjeść do Bill'a i odciągnąć go od niego. Zaprzestać jego czynom, nieważne co zrobił ten człowiek. Z ust ofiary lała się krew, która od czasu do czasu się krztusił.
- Dobra Bill, stary odpuść. Już mu dałeś nauczkę - odciągnął go za ramię Mike.
- Zostaw mnie! - warknął, a jego podrażniony głos rozniósł się po domu, odbijając się po wszystkich ścianach.
- Zaraz będą tu psy, daj spokój - kontynuował, ale on go nie słuchał.
Przyłożył mu broń do czoła i wyszeptał mu coś prosto w twarz po czym ogłuszył nas strzał.
Odwróciłem głowę, aby nie patrzeć na zmasakrowane zwłoki. Przełknąłem z trudem ślinę i poczułem, że muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. Wybiegłem z budynku i opierając się o ścianę głęboko oddychałem. Travis wyszedł z workiem na plecach, z którego kapała czerwona ciecz.
- Zawozimy go do Fred'a? - zapytał wychodzącego dumnie z budynku Bill'a.
- Najpierw odwieziemy małego skurwiela do domu, a potem się nim zajmiemy - chwycił mnie za kark i popchnął. - Co się stało? Widziałeś coś złego?
- Nie, nic nie widziałem - mruknąłem kurcząc ramiona.
- Tak myślałem - poklepał mnie po szyi i wsiadł do samochodu.
Nie wytrzymam tego. Siedziałem w samochodzie z czwórką zabójców. Patrzyłem na ich pozbawione emocji twarze. Jakby naprawdę nic się nie stało. Czułem, że to dopiero początek.
_________________________
~10 komentarzy, czekam :)~
świetny rozdział *-* avghjmhcngeqwmjhncfjdm ~@MemberBfamily
OdpowiedzUsuńSuper, ale troche przerażające. Czekam na następny! :*
OdpowiedzUsuńty szantażystko! masz trzeci kom.
OdpowiedzUsuńAle akcja, mam nadzieję że będzie takich więcej.
Austin trzymaj się!
Weny :*
boskie *-* chce kolejny <3 !
OdpowiedzUsuńMasz 5-ty kom :) Super rozdział :) ;)
OdpowiedzUsuńMój kom liczy sie za 5!! Dodaj za niedługo rozdział, pliss :) <Fajny rozdział! Weny! ;)
OdpowiedzUsuńCudne, cudne, cudne *-*
OdpowiedzUsuńCudo!!!!! hah Dodasz nowy?
OdpowiedzUsuńmój ulubiony rozdział! :))
OdpowiedzUsuńlove this blog xx
Z niecierpliwością czekam na nowy :)
OdpowiedzUsuń