Oparłem bezsilnie głowę o szybę po czym samochód ostro zahamował.
- Cholera - syknąłem przez zęby uderzając głową o fotel.
Podjechaliśmy pod ich dom.
- Wyłaź szybciej bo nie mamy całego dnia - popędzał mnie Nick.
- Dobra, wy idźcie z młodym do domu, a ja pojadę z Travisem do Fred'a - powiedział Bill, a ja zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Nawet nie zdążyłem spostrzec kiedy odjechali. Zostawili za sobą tylko duszący dym spalin i kurz.
Obróciłem się w stronę drzwi wejściowych, a na moje plecy natarła wielka siła przyciskając mnie do ściany. Ktoś obrócił mnie i jak zwykle ujrzałem tą samą, denerwującą morde, która należała do Nick'a.
- Co tym razem? - spytałem znudzony nie bojąc się jego ani trochę. Ja byłem silniejszy, a on był zwykłą ciotą.
- Spróbuj coś komuś wygadać, cokolwiek, a przysięgam, że te ręce - zacisnął dłonie na mojej bluzce. - Powędrują na twoją mamuśkę i to nie będzie dla niej przyjemne.
Zaciskałem szczękę, a ciśnienie mojej krwi podniosło się do maksimum.
- Powiedz to jeszcze raz, a to kolano - lekko je uniosłem. - Powędruje w okolice twojego krocza i wiesz co? - zmarszczyłem brwi - To nie będzie dla ciebie przyjemne - odepchnąłem go przez co jego uścisk się rozwiązał. Poprawiłem nonszalancko bluzkę i przelotnie na niego spojrzałem.
- Słuchaj dupku - wyciągnął swój marny palec w moją stronę. - Bill'a tutaj nie ma, rozejrzyj się. Jesteśmy sami - rozłożył ręce i kiwał głową. - Kto ci pomoże?
- Nikt, nie potrzebuję pomocy. Radzę sobie sam, w porównaniu do ciebie - mruknąłem ostatnie słowa.
- A chcesz się przekonać? - kolejny raz zbliżył się do mnie.
- Odpuść. Nie będę się z tobą bił bo po pierwsze: nie mam na to ochoty, to nie leży w mej naturze,a po drugie : mógłbym ci coś zrobić - moja twarz znajdowała się tak blisko niego, że jego zimny i przyspieszony przez nerwy oddech panoszył mi się po twarzy.- Jesteś zwykłym gównem na mojej podeszwie - syknąłem przez zęby.
Na te słowa chłopak mocno odetchnął i cofnął się zaciskając pięść. Oblizał nerwowo usta i spojrzał na mnie z chęcią skręcenia mi karku. To uczucie działało w obydwie strony.
- Jeszcze sobie kiedyś pogadamy - jego ton był cichy, ale dość zrozumiały. Chciał brzmieć groźnie, ale mu się nie udało.
- Czekam - zachęcająco go zaczepiałem. Mimo tego, że nie chciałem tego robić, chętnie obiłbym mu mordę za tekst o mamie.
Po kilkunastu minutach wszedłem za nim do domu i skierowałem się na górę. Błądziłem przez chwilę po korytarzu szukając pokoju Chad'a. W końcu zapukałem do właściwych drzwi, zza których usłyszałem cienki i wykończony głos dający mi zgodę na wejście.
- Hej stary, co z tobą? - leżał do mnie tyłem, a kiedy się do mnie odwrócił zacisnąłem rękę na swoich ustach. - O cholera - wymamrotałem przez palce.
- To ze mną - odparł i powrócił do swojej poprzedniej pozycji.
Obszedłem łóżko i spojrzałem na jego twarz zwróconą ku blasku, który wydobywał się z niedużego okna. Był cały poobijany i zakrwawiony. Jego lewy łuk brwiowy był spuchnięty.
- Czy to wina tego całego Walkera? - usiadłem.
- Tak - szepnął unikając mojego wzroku.
- Spoko, Bill już to załatwił. Trochę drastycznie, no ale... - przejechałem paznokciami po moim karku.
- Drastycznie? - podniósł się na łokciach i po raz pierwszy od naszego spotkania, spojrzał mi w oczy. - Co to znaczy?
- No wiesz, to Bill... - nie chciałem mu tego mówić prosto w twarz. Chciałem, aby sam się domyślił.
- Czyli jak zawsze załatwił sprawy spluwą tak? - nie czekał na moją odpowiedź. - Frajer.
- Obronił Cię. Pomścił twój stan - wzruszyłem ramionami.
- I co uważasz to za normalne? - jego czoło nerwowo się marszczyło.
- Nic nie uważam tutaj za normalne. Ani ten gang, ani te wszystkie zachowania, ani żadnego z nich. Ty jesteś inny...w miarę normalny. Chyba - uważałem na słowa wiedząc jak człowiek może się szybko zmienić w inną osobę. Demi.
- Dzięki - odparł obojętnie. - Najgorsze jest to, że nawet jeśli go złapią i trafi do więzienia nic sobie z tego nie zrobi. Wyjdzie po latach czy tam miesiącach, wróci do nich i zacznie od nowa. I tak w kółko, cały pieprzony czas.
Nie wiedząc co odpowiedzieć nerwowo bawiłem się palcami.
- Nigdy nie byłem i nie będę taki jak on, zresztą już ci to mówiłem. Zabijanie nie sprawia mu problemów, wręcz przeciwnie, przychodzi mu z łatwością. Wychodzi z miejsca morderstwa i potrafi iść na kebab ze świeżą krwią na rękach. Nikt nie jest aż tak bezduszny. Przynajmniej tak się zdaję ludziom, aż nie trafią na mojego kochanego brata i nie poznają go - zwierzał mi się. - Z tobą też tak było nie? Mam rację, co? - oszołomiony spojrzałem na niego.
- Jeśli mam mówić prawdę to tak, masz rację. Jest wyjątkowo zimny i nieszczery.
- No...czy ja wiem. Trochę jest w nim prostolinijności. Jest szczery, ale na pewno nie uczciwy. On nie czuję się źle z tym, że kogoś zabił. Wręcz przeciwnie. Dla niego do zaszczyt mieć kolejną ofiarę na koncie. To jest już robot zaprogramowany do zabijania, a nie człowiek.
- Chyba każdy z nich taki jest - stwierdziłem.
- Właśnie nie, wbrew pozorom tylko mój brat jest aż takim skurwielem. Oczywiście reszta też kocha zabijanie i te sprawy, ale Bill to całkiem inny przypadek. Potrafi wlepić ci kulkę w łeb za to, że spojrzałeś na jego buty. Dla niego nie ma granic. Zabija tych co mu przeszkadzają. Nieważne czy to kobieta, dziecko czy starsza osoba, ważne, że to człowiek...
Nie sądziłem, że jest z nim aż tak źle. Moje oczy robiły się coraz to większe na słowa Chad'a. W gardle czułem podchodzące serce. Mój żołądek boleśnie się ściskał.
-[...] I dlatego to on jest przewodniczącym tego całego gówna. Głową gangu - dokończył.
- Czyli właściwie każdy z nas jest w niebezpieczeństwie - sugerowałem.
- Dokładnie tak. Każdy kolejny dzień to walka o przetrwanie. Musisz sobie znaleźć wystarczająco dużo samozaparcia żeby mu nie jebnąć, a uwierz mi będziesz chciał to zrobić wiele razy. Wtedy odwróć się, zamknij oczy, policz do 10 i głęboko oddychaj. Nie pozwól mu się sprowokować.
- Albo po prostu pójdę do siebie - wzruszyłem obojętnie ramionami.
- Nie - podniósł głos,przez co z jego wargi polała się struga, ciepłej, ciemnoczerwonej substancji.
- Dlaczego? Chyba mam prawo robić to co chcę - moje brwi zeszły się do środka.
- Właśnie nie masz. Jesteś w jego gangu. Mógł cię zabić, ale postanowił ci dać tak jakby szansę. Powinieneś mu za to dziękować. Po za tym nigdy nie odchodź jak Bill do ciebie mówi. Nienawidzi tego - wycierał krew z brody.
- No szansa mojego życia, nie ma co i oczywiście, że mu podziękuje. Jak tylko przyjedzie dam mu bukiet i czekoladki, a on je przyjmie w swoje zabrudzone krwią ręce z wielkim uśmiechem na buzi - sarkazm przeszywał każde moje słowo na co chłopak bezsilnie się zaśmiał.
- Nie czekoladek lepiej nie bo ma uczulenie, a jeśli chodzi o kwiaty to koniecznie fiołki. Kocha je. Tak bardzo pasują do jego niewinnej minki i wypełnionych radością oczów - żartował.
-A tak odchodząc od tematu - podrapałem się po czole zastanawiając czy powinienem o to spytać. - Kim jest ta dziewczyna z końca korytarza?
- Nicole? Chodzi ci o nią?
- Tak o nią - kiwałem głową czując jak ciekawość rośnie we mnie z sekundy na sekundę.
- Dziwka chłopaków. Znaczy się...oni z niej ją zrobili.
- Co?
- Po prostu potrzebują kogoś do zabawy no i pojechali na łowy. Kiedy wrócili była już z nimi - tłumaczył spokojnym tonem.
- Ale skąd oni ją wzięli? - nic nie rozumiałem.
- Pewnie dowiedzieli się, że jest tutaj sama więc nikt jej nie będzie szukał no i zgarnęli ją.
Moja ręka powędrowała w stronę mojego czoła, mocno o nie uderzając.
- Biedna dziewczyna im nic nie zrobiła, normalnie sobie żyję, wstaję do szkoły, idzie do niej i nagle podjeżdża samochód i wrzucają ją do bagażnika, przywożą tutaj i gwałcą kiedy tylko mają ochotę? - pokiwał głową zgadzając się z moją teorią - To chore i popierdolone - kiwałem głową, a mój oddech przyspieszy przez chęć rozwalenia im wszystkim, po kolei głów.
- Witaj w moim świecie - poprawił sobie poduszkę i położył na niej głowę.
- Muszę już iść, sory - powiedziałem energicznie wstając i wychodząc z jego pokoju.
Skierowałem się na koniec korytarza do pokoju dziewczyny. Kiedy już złapałem na za klamkę z chęcią naciśnięcia jej, zatrzymał mnie głos Mike.
- Co ty robisz? - spytał podchodząc do mnie.
- Chcę tam wejść bo chyba po ostatniej nocy zgubiłem tam...- myśl Austin, myśl. - Wisiorek - zacisnąłem usta wierząc, że to łyknie.
- Wisiorek tak? - podniósł brew. - Okej młody, ale następnym razem po prostu powiedz, że chcesz poruchać - poklepał mnie swoją morderczą ręką po ramieniu i odszedł.
- Co za debil - szepnąłem sam do siebie i wszedłem do środka.
Leżała skulona pod łóżkiem. Klęknąłem przy niej i cicho szeptałem.
- Nicole...- delikatnie ją trząsłem na co ona zakryła rękoma twarz i skuliła się jeszcze bardziej.
- Zostaw mnie, proszę - błagała roztrzęsiona. - Nie rób mi krzywdy, nie chcę - prawie krzyczała, myśląc, że jestem jednym z nich.
- Nie to ja, Austin - powiedziałem trochę głośniej, aby mogła rozpoznać mój głos.
Odwróciła się na plecy i spojrzała mi prosto w twarz. Jej buzia była zapłakana i sina w kilku miejscach. Wziąłem ją na ręce i położyłem na łóżku.
- Kto ci to zrobił? - gładziłem miejsca jej siniaków.
- Nikt - mruknęła odwracając wzrok.
- Na pewno nie uwierzę w to, że sama sobie to zrobiłaś - przechyliłem głowę. - Powiedz mi, kto cię pobił? - spojrzała na mnie, a po jej twarzy spłynęły łzy.
- Nie wiem jak ma na imię...brunet, kolczyk w uchu, dobrze zbudowany i ma tatuaż na lewym ramieniu - próbowała sobie cokolwiek przypomnieć.
- Cholera, tu każdy ma tatuaż na lewym ramieniu, oprócz Chad'a - zmierzwiłem swoje włosy, denerwując się.
- Wiem, który to Bill i Mike i to nie byli oni - mówiła trzęsąc się.
- Chociaż coś, czyli zostali nam Nick i Travis - wziąłem kawałem pierzyny, nakryłem ją i usiadłem na łóżku. - Miał dredy? - pokręciła głową. Wszystko było już jasne. - Nick - syknąłem przez zęby
- Tak strasznie się boję, nie daję już rady. Chcę umrzeć - mówiła przez łzy.
- Nie. Nie mów tak - chwyciłem jej dłoń.- Spójrz na mnie - zacząłem mówić kiedy odwróciła głowę. - Wiem jak teraz beznadziejnie się czujesz, ale to minie uwierz mi - wróciła do swojej poprzedniej pozy.
- Wy wszyscy tak pieprzycie, a ja siedzę tu już prawie miesiąc - wtuliła się w poduszkę.
- Tak, brzmi to dość beznadziejnie, wiem ale ja ci pomogę. Będziesz żyła jak dawniej. Szczęśliwa i wolna - mój kciuk jeździł po jej ręce uspokajając ją.
- Nigdy taka nie będę. Nawet jeśli stąd wyjdę, do końca życia będę czuła ich obleśnie spojrzenia i ręce na sobie. Zniszczyli mi psychikę, a tego nie idzie odbudować - jej zrezygnowany głos niósł się po całym pokoju.
- Idzie, przy doborze odpowiednich specjalistów idzie.
- Nie mam po co i dla kogo jej odbudowywać.
- Nie rozumiem, chcesz stąd uciec czy nie? -mówiłem, a na moim czole pojawiły się kreski.
- No tak, ale...- nie dałem jej dokończyć.
- No więc właśnie. Nie martw się i zostaw wszystko mi. Spróbuje załatwić to jak najszybciej, ale na razie trzymaj się i nie daj im się - posłałem jej ciepły, pocieszający uśmiech.
- Nie dałam mu się i co dostałam w zamian? - odwróciła swój mokry policzek w moją stronę. - Piękne, fioletowe wzroki na twarzy.
- Zapłaci za to i już nigdy Cię nie dotknie - wziąłem rąbek mojej bluzki i wytarłem najbardziej delikatniej jak tylko potrafiłem, jej twarz.
- Dlaczego to robisz? - spytała zapłakanym głosem.
- Bo lubię pomagać ludziom i próbuję wyciągać wszystkich z tego gówna - kolejny raz na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Austin? - spytała cicho.
- Tak?
- Mogę coś zrobić? - powoli się podniosła i usiadła.
- Oczywiście, co tylko chcesz, tylko żeby nie bolało - skrzywiłem się żartobliwie.
Zachichotała i przytuliła mnie niepewnie. Gdy doszło do mnie co się dzieję, uśmiechnąłem się sam do siebie i mocno ją ścisnąłem.
- To na pewno nie boli - szepnęła w moją klatkę piersiową, czując się już pewniej.
Gładziłem jej plecy czując to samo uczucie co przy Demi. Nie mogłem zakochać się w dwóch dziewczynach na raz. A jednak. Oboje miały w sobie coś co mnie do nich ciągnęło. Były różne. Jedna wydawała mi się inną osobą, ale mimo to ciągle strasznie mnie pociągała. Kochałem jej zadziorne spojrzenie i stanowczy ton. Druga była spokojna, niewinna i słodka. Jedną uratowałem, a drugą uratuje. Przy takim obrocie spraw pojawiły się kolejne dylematy. Czy powinienem zakochać się w obydwóch? Czy powinienem się do nich zbliżać? Czy to w ogóle było zakochanie? Siedziałem na jej łóżku ciągle ją tuląc, lecz czasami wracałem myślami do tego magazynu, do tej dziewczyny.
~~~~~~~~~~~~~
10 please :)
Super... według mnie nalezy do moich ulubionych rozdziałow :) WENY!
OdpowiedzUsuńI przestan ztymi dziesiecioma, bo mi sie nie chce pisac - wierz już ze czytaja ten blog :) :D
Nie, nie przestane :) bo przestaniecie czytać, a tak was zmuszam. I dziękuję :)
UsuńNie przestaniemy!!!!! Musze się dowiedziec dalszej opowieści!!!!!!! :)
Usuńagdhfgbaadgbdbggb *,* *zgon* ~@MemberBfamily
OdpowiedzUsuńŁał super rozdziałek ! :D Pisz dalej! ;) P.S. Kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńAww, uwielbiaam *-* / @Natalia_Mahomie
OdpowiedzUsuńŚwietny..<3 Jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńSUPER.. Dodasz nowy? :D Prosimy... :)
OdpowiedzUsuń<33 Boski jest ten blog
OdpowiedzUsuń