środa, 21 sierpnia 2013
Rozdział XXIII
"Jezu, co za cholerny ból" to właśnie mówił mózg i całe ciało, gdy ja wzmagałem się z otworzeniem oczu. Wszystko bolało tak jakby przejechał po mnie czołg...15 razy. Wiem, że musiałem wstać. Musiałem się stąd wydostać póki jeszcze żyje. Póki mam resztkę siły.
Wszystko dobrze pamiętam, szczegół po szczególe aż do czasu, gdy nie straciłem przytomności. Nie wiem co się ze mną działo. Nic nie słyszałem, nie czułem, nie widziałem. Mogli mnie nadal okładać zadając wszędzie ciosy. Byłem bezbronny, cały czas. Straciłem wszystkie, jakiekolwiek siły. Nie dałem rady siebie bronić, zawiodłem się na sobie. Teraz leżałem tam, zakrwawiony, spuchnięty, obolały. Wszystko we mnie pulsowało. Chciałem tam zejść i odegrać się, ale wiedziałem, że w tym stanie raczej nie mam szans. Poddałem się, ale wiedziałem, że tak tego nie zostawie.
Po dłuższej chwili odważyłem się wstać i od razu tego pożałowałem. Nogi ledwo utrzymywały ciężar ciała współpracując z kręgosłupem, który teraz smacznie spał sobie na poduszcze. W ogóle go nie czułem. Uginałem się krok za krokiem, ale wiedziałem, że nie mogę się teraz zatrzymać i tak po prostu usiąść, albo się położyć bo wrócimy do punktu wyjścia. Usłyszałem jakieś zamieszanie na dole, trzask drzwi, a potem pisk opon.
- Wyjechali - odetchnąłem z ulgą, ale zaraz po tym pomyślałem czy, aby na pewno wszyscy.
Otworzyłem drzwi i niepewnie zacząłem iść korytarzem, a potem schodami w dół. Wydawało się naprawdę cicho i bezpiecznie. Uważałem na każdy mój ruch, obserwowałem każdy centymetr pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Krzywiłem się kiedy podłoga skrzypiała, albo przypadkowo coś ruszyłem. Ignorowałem ból, chciałem jak najszybciej się stamtąd wydostać.
Kiedy już wyszedłem z tego przeklętego domu tortur i bólu, najszybciej jak tylko mogłem ruszyłem w stronę zaułka. Gdy tylko poczułem, że to bezpieczne miejsce wyciągnąłem o dziwo, sprawny telefon i wybrałem numer Dave'a.
- Tak? - odebrał po kilku sygnałach.
- Dave? Słuchaj stary to ja, Austin. Mógłbyś po mnie przyjechać w pewne miejsce? - powiedziałem cicho opierając się o mur i trzymając za bolące żebra.
- Jasne, ale...Co się dzieje? Coś nie tak Austin? - dopytywał. Pewnie poznał po głosie.
- Potrzebuję Cię po prostu, potrzebuję lekarza i samochodu - rozglądałem się.
- Dobrze, będę jak najszybciej potrafię. Namiary wyślij mi sms'em.
Rozłączył się, a ja od razu wysłałem mu sms'a z moją lokalizacją. Zjawił się natychmiastowo.
- Jezu, młody - wyszedł z auta i chwycił się za głowę. - Coś ty zrobił?
- O tak, masz rację. Zrobiłem sobie to sam, tak z nudy - wzruszyłem ramionami, a potok ironi lał się z moich ust.
- Pierdolone dupki - syknął i podszedł do mnie pomagając mi iść.
Usadził mnie w samochodzie i sam usiadł obok. Cały czas widziałem kontem oka jak Dave chcę coś powiedzieć, ale się rozmyśla. Otwiera i zamyka usta, i tak parę razy.
- Co? - spytałem po chwili.
- Huh? - spojrzał na mnie zdezorientowany - Co, co?
- O co chcesz zapytać? - oblizałem suchę usta.
- Ja wcale nie....
- Chcesz, widzę - przerwałem mu.
Wziął energiczny oddech i potrzymał go w płucach, po czym spokojnie i lekko go wypuścił.
- Za co? - spytał niepewnie i przelotnie na mnie spojrzał.
- Za nic - cicho się zaśmiałem i nerwowo przeczasałem włosy.
- Co? - zmarszczył czoło. - Nie rozumiem.
- Ja też nie -wzruszyłem ramionami. - Myśleli, że to ja postrzeliłem Nicka, zresztą ty na początku też.
- Ale potem mi wszystko wyjaśniłeś i im też powinieneś.
- Zrobiłem to, inaczej by mnie tu teraz nie było.
- Okej...- przeciągnął zaalarmowany. - Przepraszam, że to mówie, ale okropnie wyglądasz.
- A czego się spodziewałeś? Otarłem się o śmierć, myślisz że po tym wygląda się jak model ze sesji z magazynu dla pań?
Cicho się zaśmiał kręcąc głową.
- Ale humor Ci nadal dopisuje.
- Próbuje jakoś nie zwariować.
- Rozumiem - skinął ponownie głową i po chwili podjechaliśmy pod szpital, w którym pracował Dave i, w którym znajdowała się Demi.
Dave posadził mnie na wózku i pojechał do sali zabiegowej.
- Musimy Ci zszyć te rany - zamknął za sobą drzwi i ubrał się odpowiednio.
____________
-Nie mogę tak wrócić do domu - syknąłem kiedy oczyszczał mi ostatnią ranę.
- Przepraszam - wyrzucił wacik i chwycił moją twarz w dłonie dokładnie ją oglądając. - Wiem, że nie możesz dlatego zabiorę Cię do siebie, ale zadzwoń do mamy bo pewnie odchodzi od zmysłów.
Pokiwałem szybo głową zgadzając się z nim i napisałem sms'a do mamy bo wiedziałem, że jeśli Dave wyczuł po głosie, że coś jest nie tak, to mama tym bardziej to zrobi. Sms był najbezpieczniejszy.
"Hej mamo, jestem cały i zdrowy. Przepraszam, że się nie odzywałem i nie ma mnie w domu, ale muszę być z chłopakami. Spokojnie, nic mi nie jest. Kocham Cię, niedługo wrócę"
- Myślę, że to powinno ją uspokoić - powiedziałem do Dave'a i pokazałem mu telefon.
- Też tak myślę - uśmiechnął się delikatnie i ściągnął rękawiczki.
- Dave, bo ja...ja nie chce robić Ci kłopotu i narażać Cię. Powinienem zostać w szpitalu, miałbym dodatkową ochronę i opiekę.
- Austin, myślę, że...
- Nalegam - ponownie mu przerwałem przez co on wziął głeboki oddech i pokręcił głową.
- Nie rob...
- Przestań. Dość ludzi muszę chronić. Chcę zostać w szpitalu - powiedziałem stanowczo.
- Dobrze, zostaniesz - uniósł ręce w obronnym geście. - Ale...co jeśli Cię tu znajdą?
- Szpital, dodatkowo ten - rozłożyłem ręce - To ostatnie miejsce, w którym będą mnie szukali, a jak już na niego wpadną to zdążę uciec.
- Oby tylko - mruknął i chwycił za rączki wózka, po czym wyjechał ze mną na korytarz mijając sale Demi.
Spojrzałem na nią smutno zza uchylonych drzwi. Starałem się dostrzec twarz, ale leżała tyłem do mnie.
Dojechaliśmy do sali numer 132 na drugim piętrze. Rozłożyłem się wygodnie na łóżku i patrzyłem w biały, szpitalniany sufit.
- Czekasz do kolacji czy coś ci przynieść? - spytał Dave ustawiając wózek w kącie.
- Czekam do kolacji, ale wątpię czy coś przełknę - powiedziałem nie spuszczając wzroku z sufitu.
- Musisz jeść Austin.
- Spróbuje - mruknąłem i spojrzałem na niego.- Dzięki za wszystko - posłałem mu trochę naciągany, ale szczery uśmiech.
- Nie ma sprawy młody - odwzajemnił uśmiech. - Jak coś będziesz potrzebował to albo dzwoń, albo naciśnij ten guzik za tobą, na ścianie.
Odwróciłem się badawczo i skinąłem głową.
- Jeszcze raz dzięki - powiedziałem głośno kiedy wychodził, na co on tylko machnął ręką.
Co teraz? Co dalej? Znowu te pieprzone pytania. Z dnia na dzień było ich coraz więcej.
Dużo pytań, żadnej odpowiedzi. Musiałem walczyć i tyle. Do samego końca. Dla mamy, dla taty, dla siebie.
Pokazać wszystkim, że umiem. Bałem się i to jak cholera, nawet o Demi, ale to jeszcze bardziej mnie nakręcało do tego żeby coś z tym wszystkim zrobić.
__________________
Nie wiem kiedy następny rozdział, mam nadzieję, że ten się wam podoba i przepraszam, że tak długo na niego czekaliście.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Podoba podoba ! <3
OdpowiedzUsuńz resztą jak każdy ;)
Kochana weny no i `pisaj` dalej ;***
nie podoba mi sie ;c
OdpowiedzUsuńBywa też tak :)
UsuńGenialny!
OdpowiedzUsuńDużo weny <3
Zajebistyy rozdział ! Wg kocham te opowiadanie ;) Mam nadzieje, że za niedługo napiszesz kolejny rozdział :) Pozdro ;]
OdpowiedzUsuńsuper, weny! nie moge sie już doczekać
OdpowiedzUsuńsuper super super :D pisz pisz bo my już nie możemy się doczekać :D
OdpowiedzUsuńPopłakałam się. <3 boski rozdział.
OdpowiedzUsuń