niedziela, 1 września 2013

Rozdział XXVI

Wiecie jak to jest kiedy masz blisko siebie osobę, która jest dla Ciebie ważna i musisz o nią dbać bo chcesz jej bezpieczeństwa?
Ja wiedziałem.
Kiedy wędrowaliśmy korytarzem mój telefon zabrzęczał na znak przychodzącego połączenia. Wzdrygnąłem się i wyciągnąłem telefon, po czym odblokowałem go i zauważyłem 55 nieodebranych i jeden sms. Teraz dzwonił Dave, ale nie zdążyłem odebrać, więc wszedłem w listę kontaktów i oddzwoniłem.
- Jesteśmy w moim gabinecie - rzucił na powitanie.
- A dokładniej? - nie wiedziałem gdzie to było.
- Ostatnie piętro, drzwi na samym końcu po prawej stronie - rozłączył się.
- Kto to był? - spytała Demi patrząc na mnie z zakłopotaniem i zaciekawieniem.
- Dave, ten lekarz. Musimy iść do jego gabinetu bo jest tam moja mama - skierowaliśmy się do windy.
- Ich już nie ma? - rozglądała się nerwowo ściskając przy tym moją dłoń.
- Nie, raczej nie. Nie obawiaj się tak bo mi zaraz złamiesz palce - spojrzałem na nasze dłonie i zaśmiałem się cicho.
- Och, przepraszam - zawstydziła się i od razu poluźniła uścisk.
Winda zjechała, a my do niej weszliśmy. Postanowiłem sprawdzić od kogo była ta wiadomość i wszystkie nieodebrane połączenia.
 Ktoś dzwonił z ukrytego numeru, a sms brzmiał następująco:
" Nie myśl mała suko, że nam zwiejesz. Nie zapominaj kim jesteśmy i jakim sprzętem dysponujemy. Znajdziemy Cię wszędzie, a wtedy pożałujesz, że zwiałeś.- RT"
Anonimowy numer, ta wiadomość, RT? Jedyne co nasuwało mi się do rozszyfrowania skrótu to -Redtaised. I byłem pewny, że to byli oni. Wszystko idealnie pasowało. Martwiła mnie jedna rzecz. Mieli w domu lokalizator osób, wystarczyło, że wklepią mój numer i wszystko pokaże się im jak na dłoni. Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Nie mogłem zostać długo w tym szpitalu, ale nie mogłem się też przed nimi ukrywać bo w końcu mnie znajdą. Musiałem jedynie wyzdrowieć, aby w razie potrzeby mieć siły walczyć. Niewiele myśląc wyciągnąłem kartę z telefonu. razem z baterią.
- Co robisz? - przyglądała mi się.
- Oni mnie po tym odnajdą. Mają lokalizator osób w bazie i to przez niego właściwie Cię znalazłem - spojrzałem jej w oczy. - Wystarczy, że wpiszą mój numer i pokazuję im się moja lokalizacja.
- Jezu - jej rozmiar oczy uległ zmianie. - To teraz musisz wyrzucić telefon?
- Myślę, że wystarczy jak zmienię numer - wzruszyłem ramionami, a sygnał windy zasygnalizował nam, że jesteśmy już na ostatnim, trzecim piętrze i mamy wysiąść.
Zrobiliśmy to, wyszliśmy i skierowaliśmy się do ostatnich drzwi po prawej stronie. Po drodze wziąłem ze stojącego na korytarzu wózka, nożyczki i przeciąłem kartę.
- Może to jakoś pomoże -spojrzałem na Demi, która tylko skinęła głową.
Wrzuciłem resztki karty do worka na śmieci, który własnie miał zostać wyniesiony do kontenerów przed szpitalem, a stamtąd zabrany przez śmieciarkę gdzieś z dala od tego miejsca. Weszliśmy z wskazane przez Dave'a drzwi i zastaliśmy tam moją mamę i jego.
- Matko Boska, synku - rzuciła mi się na szyję rozłączając nasze dłonie z Demi.
- Mamo, mówiłem, że przyjdę i nic mi się nie stanie - objąłem ją i zacząłem gładzić jej plecy w geście uspokojenia.
- Za każdym razem tak bardzo się o Ciebie boję - szeptała cała zdenerwowana.
Trzęsła się tak, że przez to, że ją tuliłem trząsłem się z nią.
- Mamo, proszę Cię. Uspokój się - pocałowałem ją w skroń. - Chcę Cię komuś przedstawić.
Oderwała się ode mnie i spojrzała na zawstydzoną dziewczynę, przyglądającą się nam.
- Wyszedłeś bez dziewczyny, a wracasz już z dziewczyną - spojrzała na mnie i cicho zachichotała ocierając łzy. - Kim jest ta młoda dama?
- Mamo, to jest Demi, uratowałem jej życie, kiedy te dupki kazały mi ją zabić. Nie zrobiłem tego i po prostu dałem jej wolność bo oni więzili ją w magazynie - pokręciłem głową z dezaprobatą. - Co prawda skazałem siebie i ją na śmierć z ich rąk, ale nie damy się.
Moja rodzicielka patrzyła na mnie z dumą, podziwem i ze strachem, który wyczuwałem w jej wolnym, drżącym i urywającym się oddechu.
- Mi...miło mi, mama Austina - podała jej rękę. - Michele Mahone - przedstawiła się, a Demi ujęła jej dłoń i ścisnęła ją.
- Mi również bardzo miło pani Mahone - uśmiechnęła się. - Demi Collins.
Stały tak chwilę, po czym rozerwały swoje uściski i spojrzały na mnie.
- Synku, to bardzo szlachetne co zrobiłeś. Dobrze Cię jednak z tatą wychowaliśmy - mama pogłaskała mnie po poliku.
- Oczywiście, że tak - powiedziałem dumny.
- Ale...teraz Demi jest w strasznym niebezpieczeństwie. Nie myślałaś skarbie żeby gdzieś wyjechać, do jakiejś rodziny - usiadła na sofie i wskazała Demi miejsce obok siebie.
Zaczęło się. Wywiad środowiskowy co, gdzie i jak. Jak z każdą dziewczyną, którą jej przedstawiłem. Uderzyłem się instynktownie w czoło i podszedłem do Demi.
- Pamiętaj, nie musisz odpowiadać na jej pytania - wskazałem palcem mamę, a dziewczyna zachichotała.
- Daj spokój Austin, chcę tylko pomóc.
Machnąłem ręką i podszedłem do Dave'a.
- Dzięki stary - klepnąłem go w ramię. - Gdyby nie ty...- przetarłem twarz rękoma.
- Nie masz za co. Od tego są przyjaciele - spojrzałem na niego, a uśmiech sam malował mi się na twarzy.
- Masz rację - skinąłem głową i spojrzałem w okno.- Widziałeś jak odjeżdżali?
- Tak. Zaraz po tym od razu do Ciebie zadzwoniłem - oparł się o biurko, a ja odwróciłem się do niego.
- Ona nie może tutaj zostać - wskazałem głową na gadającą z moją mamą Demi.- My też nie. W ogóle co z nią? Jest już okej?
- Tak, wszystko się unormowało - pokiwał głową. - I możecie jechać do mnie. W końcu nie wiedzą, że się znamy.
- Nick wie - mruknąłem drapiąc się po karku.
- Cholera jasna, masz racje - odchylił głowę do tyłu i odetchnął.
Po chwili spojrzał na mnie, a ja wiedziałem, że ma pomysł.
- Co wymyśliłeś? - zmarszczyłem czoło i oparłem biodra o parapet.
- Mam taki mały domek za miastem, tam Cię nie znajdą. Tam nawet nie ma zasięgu. Totalne odcięcie.
- Ale ja nie wiem czy...
- Możesz, uwierz mi. Skoro chcesz je ratować - kiwnął głową w stronę kobiet.- To możesz, a wręcz musisz.
- No dobrze - odetchnąłem po chwili. - Ale musisz mi powiedzieć jak tam się dostać -odbiłem się od parapetu.
- Dam ci mój samochód - pomachał mi kluczykami przed nosem. - Masz w nim nawigacje i wystarczy, że wybierzesz numerek 2, wtedy poprowadzi Cię na miejsce.
- Dzięki Dave, naprawdę wielkie dzięki - wziąłem kluczę i przytuliłem go przyjacielsko.
- Nie ma sprawy, już mówiłem - posłał mi pocieszający uśmiech. - Jedźcie już i najlepiej nigdzie się nie zatrzymujcie.
- Tylko jest problem bo...musiałem wyrzucić moją kartę bo by mnie przez nią namierzyli - westchnąłem.
Dave usłyszawszy to sięgnął po swój telefon i wyciągnął swoją kartę.
- Trzymaj, to jest mój prywatny telefon. I tak nikt na niego nie dzwoni.
- Jesteś niezawodny - wziąłem kartę i włożyłem ją do swojego telefonu.- Dobra, to my jedziemy.
- Okej, pamiętaj 2 - wyciągnął palec w moją stronę.
Skinąłem głową i podszedłem do gadających kobiet.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale musimy już jechać.
- Gdzie? - obydwie powiedziały to w równym czasie na co cicho się zaśmiałem.
- W bezpieczne miejsce, opowiem Wam wszystko po drodze. Chodźcie już, nie ma czasu - poganiałem je.
W końcu wstały i posłusznie ze mną wyszły. Przy wyjściu jeszcze raz podziękowałem Dave'owi. Skierowaliśmy się do jego samochodu i gdy byliśmy w środku zrobiłem to co mi kazał. Włączyłem nawigację i wcisnąłem 2, po czym ruszyłem.

______________
A więc koteczki, zbliżyliśmy się do końca wakacji i kończymy je właśnie o to tym rozdziałem. Niestety jak wiadomo, szkoła wiążę, się z mnóstwem obowiązków, nauką itp itd, tym bardziej, ze idę teraz do trzeciej klasy gimnazjum i muszę postarać się o jak najlepsze stopnie od początku. Będę próbowała pisać dla Was tak często jak tylko będę mogła. Kocham Was moim całym sercem i życzę powodzenia <3

5 komentarzy:

  1. :D po prostu BOMBA!!! Kocham Cię i Twoje opowiadania <3 wymiatasz!

    OdpowiedzUsuń
  2. GENIALNE ! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. KOCHAM! <3 Świetny rozdzial, genialne opowiadanie.. ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy next ?? <3 ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam sie z Olivią :) <3 Kocham tw blod! Codzień sprawdzam :)

    OdpowiedzUsuń