piątek, 20 września 2013

Rozdział XXVIII

Byłem już na miejscu.
Wszystko rozsadzało mnie wewnętrznie. Nie wiedziałem na co mam być gotowy, czy zdążyłem. Zanim wysiadłem naładowałem broń i schowałem ją za pasek po czym wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę bazy. Nie zwracałem na nic uwagi. Moim najostrzejszym wtedy punktem były drzwi. Drzwi do gorszego życia. Gdy się tam wchodziło to pierwsze wrażenie było dobre. "Wow, jak tu ładnie" ale gdy potem patrzyło się na domowników przeklinało się w duszy swoją własną osobę i to, że się tutaj weszło. Nie było odwrotu. Albo wchodzisz i wychodzisz zmieniony, całkiem podobny do dupków w środku, albo wyjeżdżasz...we worku. Najczęściej.
Wyciągnąłem pistolet i wymierzyłem w stronę drzwi po czym drugą, wolną ręką otworzyłem je i wycelowałem. Ku mojemu zdziwieniu salon i przedsionek był pusty. Wszedłem więc i zamknąłem za sobą ostrożnie drzwi uważając na jakikolwiek hałas. Skierowałem się na górę i postanowiłem zajrzeć do wszystkich pokoi. Wchodziłem, celowałem i wychodziłem. I tak cały czas. Najwidoczniej nikogo nie było. Został mi tylko pokój Nicole. Podszedłem do niego i powoli i najciszej jak tylko mogłem wszedłem do niego. Gdy mnie tylko zobaczyła rzuciła mi się na szyję.
- Austin - powiedziała radośnie, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Hej mała - spojrzałem na nią i kciukiem przetarłem jej skórę pod oczami i policzki. - Nie płacz, jestem tutaj. Jesteś bezpieczna - przytuliłem ją jeszcze raz.
- Myślałam, że zostawiłeś mnie na pastwę losu u tych łajdaków - schowała twarz w mojej koszulce.
- Nigdy - powiedziałem pewnie i pogładziłem jej włosy.
- Zamknęli kogoś w piwnicy. Słyszałam stamtąd jego krzyki bo jest bezpośrednio pod moim pokojem - spojrzała na podłogę.
- Dave - moje oczy się rozszerzyły. - Dobra, słuchaj - ująłem jej ręce. - Zabiorę cię stąd dobrze?
- Dobrze - powiedziała cicho i pokiwała głową. - Ale...ale oni nas skrzywdzą.
- Nie, nie pozwolę na to. Ciebie już za bardzo skrzywdzili - podałem jej sweter, który leżał na łóżku i pociągnąłem ją za sobą.
Wyszliśmy na korytarz. Jedną dłoń trzymałem cały czas uniesioną w górze będąc gotowym na strzał.
- Wiesz gdzie oni są? - spytałem cicho rozglądając się.
- Pojechali gdzieś jakieś 10 minut przed twoim przyjściem - jej ręką była kurczowa zaciśnięta na mojej.
Pokiwałem głową i zatrzymałem się przed drzwiami do piwnicy i odwróciłem do Nicole.
- Słuchaj, zostaniesz tutaj na straży okej? - włożyłem w jej ręce pistolet. - Jakbyś usłyszała, że podjechali pod dom od razu mnie zawołaj, a jeśli nie zdążysz to po prostu strzelaj. W środku masz 10 naboi, powinno starczyć. Staraj się celować w głowę, klatkę piersiową albo uda - pogładziłem jej polik i otworzyłem drzwi.
- Au...Austin - spojrzała na mnie i na broń z wielkim przerażeniem. - Ja...ja nie umiem, boję się - mówiła roztrzęsiona.
- Spokojnie Nicole. Jest naładowany - opuściłem jej broń i skierowałem lufą do przodu. - Nie celuj na siebie bo jeszcze wystrzeli. Wystarczy, że naciśniesz tutaj - pokazałem jej jak pociągnąć za spust.
- Nie dam...- nie dałem jej skończyć.
- Dasz, oczywiście, że dasz. Po za tym pewnie nie będziesz miała powodu do strzelenia. Od razu tutaj przybiegnę. Spokojnie - pogładziłem jej ramię w celu uspokojenia jej i skierowałem się do piwnicy.
Wiedziałem, że tak będzie lepiej bo wszystko mogło się stać. Nie chciałem o tym myśleć, ale zobaczyć trupa to naprawdę wielki szok i wielka trauma. Nie chciałbym żeby Nicole musiała przez to przechodzić. Oczywiście wierzyłem, wierzyłem z całego serca, ze Dave'a żyję i, że nic mu nie jest, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże. Wolałem nie ryzykować.
Szedłem ciemnymi schodami święcąc sobie telefonem do czasu, gdy zobaczyłem na środku, wielkiego jak myślę pomieszczenia, żarówkę zwisając tuż nad czyjąś głową. Mrużyłem oczy chcąc dowidzieć postać, która siedziała przywiązana do krzesła z opuszczoną głową.
- Dave? - spytałem cicho podchodząc ostrożnie coraz bliżej do rozświetlonej i zakrwawionej postaci.
Mężczyzna uniósł głowę i ukazał swoją zakrwawioną i obitą twarz. Na jego ustach spoczywał kawałek szmatki, który miał na celu ucieszenie go.
- Matko Boska - zakryłem ręką usta i od razu zabrałem się do ściągnięcia przepaski z jego ust.
Muszę przyznać, że ten widok przeraził mnie na tyle, że czułem jak moje serce bezwładnie kołaczę.
Kicnąłem przy krześle i zacząłem rozplątywać sznury, które szczelnie trzymały jego ciało przytwierdzając go do krzesła.
- Dave, przepraszam...to wszystko przeze mnie - rzuciłem liny w kąt pomieszczenia.
- N-nie mów tak. Nie twoja wina - wychrypiał i potarł swoje sine nadgarstki.
- Więc dlaczego ci to zrobili? - patrzyłem na nie krzywiąc się na świeżą krew nieustannie wypływającą z jego rany na głowię.
- Fakt, dowiedzieli się, że pracujemy razem - wziął szmatkę, którą mu podałem i przyłożył do rany.- Ale myślę, że to raczej przez to, że mnie poznali. Wiesz, opowiadałem ci o tym. Zabili mojego syna, a ja chciałem ich przez to wykurzyć za pomocą policji. Nieźle sobie wtedy u nich nagrabiłem, ale i tak te skurwysyny się z tego otrząśli. Wyszli cało. Ja w sumie też, pod względem fizycznym, ale psychicznym...- przerwał i pokręcił głową. - Poniosłem największą stratę mojego życia. Straciłem przez nich syna. Oni się teraz zemścili za to, że narobiłem im takiego gnoju z ta całą policją. To po prostu zemsta i myślę, że to jest główny powód.
- Jezu - jęknąłem sfrustrowany i przetarłem swoją twarz. - Nieważne co było Dave, ważne co będzie. Poradzimy sobie z nimi - chwyciłem go i zarzuciłem sobie jego ramię na moją szyję próbując go ponieść.
- W cuda już dawno przestałem wierzyć - szepnął i oparł delikatnie ciężar swojego ciała na moim.
- Uda nam się. Jestem tego pewny - starałem się być przekonywującym, aby nie zwątpił w naszą siłę nawet przez sekundę.
- Austin, nas jest dwóch, a ich czterech. Są silniejsi i bardziej doświadczeni. Nie poradzimy sobie z nimi. Zabiją nas wszystkich - mówił cicho, ale ja słyszałem bardzo dobrze każde jego słowo, które było przesiąknięte niechęcią do wszystkiego.
- Nie mów takich rzeczy - skarciłem go prowadząc do schodów. - Oczywiście, że sobie poradzimy. Wyjdziemy z tego cali, zobaczysz. Nawet nie ma ich w domu.
Spojrzał na mnie zdumiony i wszedł powoli na pierwszy stopień.
- Ile mamy czasu? - spytał po chwili.
- Niewiele, zaraz powinni wrócić - złapałem się poręczy, aby zapewnić mu stabilne wsparcie.
- Pośpieszcie się - doszedł nas spanikowany głos z góry.
- Kto to? - zmrużył oczy, a na jego czole pojawiły się zmarszczki niezrozumienia.
- Nicole, dziewczyna, którą tutaj przetrzymują i...gwałcą - dopowiedziałem po chwili, a moje mięśnie się spięły ze wzrastającą ilością nerwów i agresji w moim organizmie.
- U nich to już mnie nic nie zdziwi - pokręcił delikatnie głową i wszedł na ostatni schodek wychodząc przy tym z piwnicy razem ze mną.
Spojrzałem na dziewczynę i dałem jej znak, że ma ruszyć za nami.
Szliśmy małymi kroczkami do drzwi, tak aby nie nadwyrężać obolałego ciała Dave'a.
Nagle do domu wpadli oni. W pełni zadowoleni. Przypuszczałem, że znowu kogoś zabili dlatego się tak cieszą, ale zanim zdążyłem coś powiedzieć oni zrobili to pierwsi.
- No no no, kogo ja tutaj widzę - powiedział Bill stojąc w drzwiach, a za nim cała reszta nastawiona bojowo do walki, będąc cały czas gotowymi do ataku.
- Myśleliście, że nie przyjadę co? - zmrużyłem oczy mierząc ich wszystkich po kolei.
- Szczerze? Tak, myśleliśmy, że stchórzysz - powiedział Mike i zaciągnął się papierosem wyrzucając go za plecy tak, że wyleciał na zewnątrz przez otwarte drzwi, w których stali.
- Oni tak myśleli - odezwał się Bill. - Ja w głębi serca nadal w ciebie wierzyłem młody, wiedziałem, że się pojawisz bo masz sporę jaja.
- Dzięki za wiarę - posłałem mu szeroki, ironiczny uśmiech.
- Widzę, że nie masz zamiaru wyjść stąd z pustymi rękoma. Nawet zabierasz sobie zabaweczkę - wychylił się, aby spojrzeć na Nicole stojąca za moimi plecami.
- Zabaweczką to jest dla was, a dla mnie to dziewczyna, która potrzebuję pomocy, aby uwolnić się od zabrudzonych krwią łap, które należą do was skurwiele - syknąłem i zacisnąłem pięści.
Każda wzmianka o Nicole przyprawiała mnie o dreszcze. Nienawidziłem jak nazywali ją zabaweczką, suką, dziwką. To było niedorzeczne. Nie zgodne z prawdą.
- Dobra, w dupie to mam kim dla ciebie jest. Przyjechałeś tutaj po swojego przyjaciela co? - uśmiechnął się szyderczo. - Ale skoro już tutaj jesteś postanowiłeś zabrać też ją bo myślisz mały dupku, że zbawisz cały świat przed złem - zaśmiał się cicho i krótko. - Typowe myślenie niedojrzałego małolata, ale co się dziwić - objechał mnie wzrokiem od góry do dołu i odwrotnie.
- Skoro tu już jest to...- Nick spojrzał na Billa z cwaniackim uśmiechem i pokiwali głową rozumiejąc się bez słów.
Szkoda tylko, że ja nie rozumiałem tych ich gangsterskich szyfrów. Nie wiedziałem co chcieli zrobić.
- Skoro tu już jest to...- Bill powtórzył słowa Nicka' a, a jego ręką kierowała się powoli na tył jego pleców za których wyciągnął broń i wycelował nią we mnie.- To zabawmy się - powiedział z szerokim uśmiechem i głośny strzał rozniósł się po całym domu.


Dziwne uczucie ogarnęło moje ciało.
A właściwie brak uczucia.
Czy postrzelony nie powinienem czuć bólu?
Może tak szybko umarłem, że zdążyłem tylko zacisnąć powieki.
Możliwe, że to moje ciało tak zareagowało. Szok.
Pewnie zaraz wszystko do mnie dojdzie.
Piszczało mi w uszach i głowię.
Byłem ogłuszony.
Zupełnie jakby strzał padał gdzieś bliżej mnie.
Nie z naprzeciwka.
Gdzieś...z tyłu.

Zdecydowałem się uchylić powieki, a spod nich zobaczyłem zakrwawionego Bill'a trzymającego się za ramię. Zmarszczyłem czoło, a moja buzia otworzyła się ze zdziwienia.
Jak to się stało? - zadałem sobie sam to pytanie i odwróciłem się do tyłu.
Zobaczyłem zszokowaną Nicole trzymającą nadal wyciągniętą rękę razem z pistoletem. To ona strzeliła. Obroniła mnie. Szybko pokręciłem głową chcąc się otrząsnąć, ponieważ wiedziałem, że nie zostaną na długo w amoku. Postanowiłem działać. Spojrzałem przelotnie na Dave'a, który też był gotowy do uderzenia. Ściągnąłem z siebie ramię mężczyzna i razem z nim ruszyliśmy do przodu zadając po kolei ciosy każdy, który się nawiną. Próbując przebić się przez głodny krwi tłum ciągnąłem za sobą Nicole. Gdy byłem już przy drzwiach Nick złapał mnie za ramię, a ja uderzyłem go z wolnej pięści w nos.
Po paru minutach bijatyki uciekliśmy. Szybko wsiedliśmy do samochodu.
- Jedź ! - nakazałem Dave'owi, który sam dobrowolnie wsiadł za kierownice.
Ten od razu ruszył, a ja przytuliłem do siebie drżącą Nicole.
- Spokojnie mała, już okej. Już dobrze - wziąłem od niej pistolet i rzuciłem go na siedzenie obok.
- Ja...ja postrzeliłam człowieka - spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- I uratowałaś mnie przy tym - pogładziłem jej polik. - Po za tym, należało mu się.- patrzyłem w jej oczy, które błyszczały od łez.
Widziałem jak przestrzeń między nami stopniowo się zmniejsza, a jej oddech owija moją twarz. Chwyciła za bok mojej szyi i delikatnie przyciągnęła mnie do siebie łącząc subtelnie nasze usta w miłym i lekkim pocałunku.

__________________________
Boom!
Dzień dobry :)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba.
Kc xx


5 komentarzy:

  1. Jest rewelacyjny!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3 <3 <3 pisz za ile około bedzie next :) ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie czytałam lepszego opowiadania! A rozdział jest świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochaaaaaaam ten rozdział i wg całe te opowiadanie ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jako lektura szkolna by się sprawdziło <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam to mojej przyjaciółce przez skajpa. Popłakała się już na samym początku historii. <3

    OdpowiedzUsuń