niedziela, 4 maja 2014

Rozdział XXXVIII

Powrót do domu był walką z ciągłymi, ponurymi myślami co tak naprawdę się dzieję.
Nie brałem tego na poważnie, aż do teraz.
"A może to będą lepsze zmiany" - przypomniałem sobie słowa Demi, nie zapowiadało to zmiany na lepsze, wręcz odwrotnie.
To co się szykowało miało wywrócić moje życie do góry nogami, miało zmienić wszystko w koło.
Zazwyczaj czułem, że ktoś nade mną czuwa abym nie robił głupot, ale teraz...byłem sam.
Nikogo nade mną nie było. Dokładnie tak jakby mój anioł stróż doszedł ode mnie czyniąc moją osobę złą, albo...odszedł bo sam się stałem zły.
To wszystko strasznie mnie męczyło, wszedłem do domu wolnym i niepewnym krokiem wiedząc, że zaraz zaczną się pytania. I tak było.
-I co? Coś ci zrobili? Co mówili? Wiedzą, że Demi żyję? - od progu wypytywała mnie mama.
- Nie mamo, nie wiedzą - westchnąłem, ściągnąłem kurtkę taty wieszając ją na drewnianym wieszaku stojącym za drzwiami.
- Austin...co się stało? - przed nią nic nie dało się ukryć.
- Problem w tym, że nie wiem mamo, nie mam pojęcia. Nie jestem nawet do końca pewny czy jestem Austinem - szepnąłem i wbiłem wzrok w podłogę.
- C-co ty opowiadasz? - zrobiła krok w moją stronę, ale po chwili cofnęła się. - Austin?
Napiąłem mięśnie i zacisnąłem powieki.
- Mamo...muszę zostać sam, choć na chwilę - ominąłem ją zostawiając za sobą tylko lekki zapach perfum i wyszedłem na taras z tyłu domu.
Od czasu do czasu wychodziłem tutaj, aby pomyśleć. Usiadłem na drewnianej belce i oparłem łokcie o kolana pochylając się do przodu.
To co czułem w sobie nie było zwykłym uczuciem, było czymś co raczej rzadko mi się zdarzało. Czułem to bardzo dobrze, gdy byłem w ich domu, gdy kazali mi zabić Demi, gdy usłyszałem co robią Nicole.
Złość, nerwy, gniew? Nie wiem jak to nazwać. Coś okropnego kierującego za mnie.
Ja naprawdę byłem inny. Mówią "z kim się zadajesz taki się stajesz" ale ja nie miałem zamiaru być jak oni, nie mogłem tak postępować, nie mogłem cieszyć się z morderstw. Jak mógłbym wracać do domu z zakrwawionymi rękoma, otwierać lodówkę i coś jeść. Bo oni tacy byli. Świeża, jeszcze ciepła krew na ich skórze nie przeszkadzała im. Wręcz przeciwnie, nakręcała ich jeszcze bardziej. Przez nią czuli, że żyli. To tak jakby ich narkotyk. Byli społecznymi wampirami, żywili się krwią niewinnych, ale często też winnych osób. Każdy strzał, każde naciśnięcie spustu, każda rozerwana głowa albo klatka piersiowa była dla nich czymś wspaniałym, wymarzony i wyczekanym. Zupełnie jak wigilijne prezenty dla każdego dziecka. Dlatego właśnie nie chcę być jednym z nich.
Mój czas na tym świecie jest ograniczony i zbyt krótki więc nie mogę przecież tracić go na prowadzenie nie swojego życia...


                                                         === 3 dni później ===
Siedziałem na łóżku w pokoju przeznaczonym dla mnie. Nerwowo bawiłem się palcami i strzykałem kostkami. Planowali coś i knuli na dole. Czekałem kiedy ogłoszą mi co. Nie chciałem morderstw, krwi i strzelania. Chciałem żeby w końcu raz na zawsze odwalili się ode mnie i mojej rodziny.
Wstałem, kolana strzyknęły od ciągłego siedzenia. Rozciągnąłem się i zacząłem chodzić po pokoju. Strzepywałem ręce. Nagle wszedł Travis.
- Chodź, wyjeżdżamy młody - oświadczył swoim niskim tonem.
- Gdzie? - spojrzałem na niego od razu.
- Bill ci wyjaśni w aucie, chodź - powtórzył i wyszedł.
Narzuciłem kurtkę na swoje ciało i zszedłem. Ubrałem buty i po chwili znalazłem się w samochodzie z całą resztą. Spojrzałem na nich po kolei.
- Okej więc słuchaj - zaczął Bill. - Jedziemy na akcje, jest do wykończenia kilku typków, jeden jest dla ciebie - uśmiechnął się.
- Al...- nie zdarzyłem powiedzieć.
- Oczywiście to zrobisz bo inaczej twoja mamusia jeszcze dziś wieczorem będzie 3 metry pod ziemią.
Wypuściłem ze świstem powietrze i opuściłem głowę.
- Ja nie dam rady - pokręciłem głową.
- To już twój zasrany problem - podał mi butelkę. - Masz, napij się.
- Co to? - zmarszczyłem czoło.
- Picie a co innego?
Bill? podał mi picie? żebym opanował swoje pragnienie?
Nie nie nie, niemożliwe. Co się dzieje do cholery.
Odkręciłem i powąchałem, pachniało normalnie więc wziąłem łyka. Smak też był taki jak powinien więc uznałem, że to nic takiego, i że naprawdę stał się nagle, w 5 sekund dobroduszny.
Oddałem mu butelkę, oblizałem usta ścierając z nich resztkę napoju. Spojrzałem w szybę. Obserwowałem jaka to dzielnica.
Nie znałem jej, byłem tu chyba pierwszy raz. Albo mi się wydaję. Ciężko było mi stwierdzić po wyrazistych, rażących barwach. Domy nie były zbyt dobra konstrukcją, ponieważ uginały się jakby się nam kłaniały. Z mojego gardła wydobył się cichy, niski rechot. Zasłoniłem nagle usta nie mogąc się opanować od śmiania.Chłopaki spojrzeli na siebie i skinęli głowami. Nick wcisnął mi w dłoń większą broń od mojej. Auto gwałtownie się zatrzymało, a moje bezwładne ciało uderzyło o fotel przede mną. Zaśmiałem się jeszcze głośniej. Przyłożyłem pistolet do skroni Nick'a i wydałem z ust dźwięk pistoletu, zachichotałem, a on tylko odtrącił od siebie moją rękę.
- Możesz mnie tym zabić idioto - warknął.
- Daj mu spokój, wiesz, że nie wie co robi - powiedział Bill z szerokim uśmiechem.
Wysiedliśmy, nogi ugięły się pod moim ciężarem ale dałem rade doczłapać się do małego lasku do którego kierowali się chłopacy. Niezdarnie potykałem się o korzenie. Śmiałem się sam z siebie. W oddali zobaczyłem trójkę ludzi. Podeszliśmy bliżej. Oglądałem swoją broń ze skupieniem.
- Co to za nowa ciota u was? - spytał jeden nieznajomy.
- To nasz niedoświadczony rodzynek - odpowiedział mu Bill.
Śmiech i rozbawienie przejawił się w furie i agresję.
- Coś kurwa powiedział? - doskoczyłem do nie znanego mi chłopaka, ale niestety zdążyli mnie odciągnąć.
Czułem w żyłach taką adrenalinę, taką chęć uderzenia go, że powoli wybuchałem obezwładniony przez gangsterów.
- Masz kasę? - spytał Nick.
- No wiecie, no...miała być na wtorek, a jest środa - podrapał się po karku. - To tylko jeden dzień spóźnienia, może poczekacie do piątku wtedy na pewno uzbieram.
Zaśmiali się wszyscy na raz, a ja z nimi chociaż kompletnie nie wiedziałem z czego.
- Josh...zapomniałem ci powiedzieć, że nasz rodzynek musi na kimś potrenować - pokazał ruchem głowy, że mają mnie puścić, a ja jak groźny pies spuszczony z łańcucha dobiegłem do niego i zacząłem go bić. W końcu upadł, usiadłem na nim i okładałem jego twarz pięściami. Moje kostki robiły się sine, ale ciało nie kazało zwalniać. Uderzałem tyle ile mogłem uśmiechając się przy tym ciemno.
- Jestem ciotą tak? A kto teraz na kim siedzi? - podniosłem go za koszulkę, wypluł krew. - No właśnie - splunąłem.
- Dobra mały, koniec zabawy, konkrety - poganiał mnie Bill
Wstałem radosny i wyciągnąłem broń, przeładowałem.
- Ostatnie słowo? - wymierzyłem.
- Nie spudłuj - wychrypiał ciężko.
Mój gorzki śmiech rozniósł się pomiędzy nami i strzeliłem bez żadnych skrupułów, prosto w jego głowę.
- Bez obaw - mruknąłem pod nosem i schowałem pistolet.
Zaczęliśmy się śmiać z chłopakami.
- Tak jest, o to chodzi stary - poklepał mnie po ramieniu Mike.
- Jesteś nasz - powiedział do mnie Bill.

___________
Liczę na więcej niż na 10 komentarzy :(

15 komentarzy:

  1. O Cholera Cholera Cholera ,a może nawet O KURWA !(wybacz xD)
    Rozdział jest taki asalkndakjcbydwvcbjw no nie mogę się tu wysłowić.
    Co ten gnojek dał naszemu Austinowi? Biedny, tak się zadręczał, nawet nie wiedział co robi.
    Wolę nie myśleć ,co się stanie, jak się będzie czuł kiedy wróci na ziemie.
    Jeju...masz taki ogromny talent ,podziwiam i życzę weny.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Już nie mogę się doczekać kolejnego. To jest chyba jedyne opowiadanie po polsku, które jest o Austinie. Dziękuje, że je piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, genialny ,niesamowity, obłędny rozdział. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O.o ;' ( Jak to ? On zabił czlowieka? ;' ( co się z nim dzieje? ;' ( Niechcę żeby taki był. Tak bardzo emocnjonalnie zaangażowałam się w tą historię że dlonie mi się całe trzęsą.;'' ( /Syśka ; *

    OdpowiedzUsuń
  5. Ochy i achy *.* Dzięki że piszesz ten blog jesteś genialna :) Alee... Ta końcówka o tym że on zabił człowieka :'( Troche mnie poruszyła.. Nie wierze że zabił kogoś.. ;/
    P.s. Pisz dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę zaskoczyłaś końcówką... :c
    Rozdział jest niesamowity <3 czekam na kolejne <3 pisz dalej, masz wielki talent

    OdpowiedzUsuń
  7. A mi sie akurat podoba że zrobiła z niego gangstera i jestem za tym żeby opowiadanie szło w tym kierunku. Zajebista robota :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Osobiście uwielbiam tą historię lecz zrobienie z Austina 'gangstera' wpływa mi troche na wyobraźnię a że moja jest bardzo uksztaltowana, burzy to lekko moją opinię o perfekcyjnym Austinie ; ) Ale rozdział świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Też mi się podoba taka odsłona Austina. Jego wcześniejszy obraz był, aż za bardzo ułożony ;) Rozdział świetny :D Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zakończenie powaliło mnie *O* Nie spodziewałam się tego, że Austin może zabić człowieka. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Omomomomomo CO?!?!?!?!?!?!?!?! Jeju, Austin ;c
    Czekam na następne rozdziały ♥
    ILYSM @Swag_Poland

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wierzę że Austin zabił człowieka :C
    tak poza tym rozdział mega ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  13. O.O on go seri zabił? ;'( co się stało z tym porządnym, poukładanym Austinem ;'( czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg, życzę weny i pozdrawiam! ps: cudowny blog!

    OdpowiedzUsuń