poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział XL

Wysunąłem się lekko do przodu tak, że mój tyłek został na końcach drewnianych belek. Pochyliłem jeszcze bardziej głowę przyglądając się powierzchni pod mostem. Skoczenie z niego na pewno zakończyłoby się śmiercią, no chyba, że ktoś jest cholernym szczęściarzem i przeżyję ale...skazany na życie na wózku, co już jednak nie jest zbyt powiązane ze szczęściem. Ta wizja od razu cofnęła mnie do tyłu, przesunąłem się znów łapiąc bezpieczny dystans i odetchnąłem. Oparłem czoło o zimną, metalową barierkę. Jej chłód, aż zakuł mnie gdzieś w środku. Przymknąłem oczy i oblizałem spierzchnięte usta tak aby, ślina choć na chwilę je ukoiła. "Co tu się do cholery dzieje?" spytałem jakby siebie w myślach i wstrzymałem oddech. Głowa boleśnie pulsowała, a ręce pociły.
- O co tu chodzi? Co wyście mi zrobili? - szepnąłem.
- My? Nic - wzruszył ramionami. - My tylko ci pomogliśmy zmienić się na lepsze tak żebyś jakoś sobie w tym biznesie radził.
- Jakim biznesie? jakie radził? - nie rozumiałem do czego zmierza. - Ja nie chcę w tym siedzieć, nie chcę zmieniać się w jednego z was, nie chcę niczego co związane z wami albo z tym bagnem! - krzyczałem zdesperowany.
- Austin Austin Austin...- pokręcił głową śmiejąc się pod nosem. - Młody, już za późno. Ty go zabiłeś - pokazał na sinego już chłopaka. - Ty, nikt inny, ty pociągnąłeś za spust. My tylko włożyliśmy ci broń do ręki, taka mała pomoc - puścił mi ironiczne oczko. - Gdzie twoja wdzięczność?
Kolejny raz te słowa wróciły do mojej podświadomości...i kolejny, kolejny, kolejny i znów, aż nagle wstałem zaprzestając walki z samym sobą. Lekko się zachwiałem wypuściłem zgromadzone powietrze i przetarłem wilgne powieki. Dość Austin. Musisz się jakość wziąć w garść. Jakoś. Nie wiem jeszcze jak, ale trzeba iść na przód.
Ruszyłem więc po ruchomych belkach niepewnym krokiem. Zmierzałem ku końcowi mostu powtarzając sobie "idź idź idź idź", gdy poczułem już coś bardziej stabilnego pod nogami, mianowicie ziemie, odetchnąłem cicho, przetarłem spocone od emocji czoło i poszedłem dalej.
Kiedy dotarłem do domu już świtało, znaczy...do domu...raczej do bazy, do burdelu, w którym musiałem siedzieć. Pchnąłem drzwi i uderzył mnie odór piwa, papierosów i ich perfum, które zmieszały się z dymem i stworzyły taką kompozycję, że miałem ochotę zwrócić wszystko z żołądka. Zamknąłem za sobą i zaczął się slalom między ich zapitymi w trupa ciałami. Wszedłem po schodach i skierowałem się do "swojego pokoju", gdy nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstek. Odruchowo obróciłem się i uderzyłem osobę z pięści w nos. Głośny jęk orzeźwił mój tok myślenia i wyostrzył widzenie.
- O mój Boże, Chad - skrzywiłem się lekko poznając nastolatka.
- Za co to? - trzymał rękę na swoim nosie spod której wypływała gęsta, czerwona ciesz, kapiąca czasem na podłogę.
- Myślałem, że któryś z nich, przepraszam - żułem nerwowo swoją wargę. - Chodź opatrzę ci to.
- Daj spokój, jak żyję się z Bill'em to po pewnym czasie umiesz już opatrzyć sobie każdą ranę - wyjął chusteczkę z kieszeni i przyłożył.
- A...no tak, kochający Bill. - westchnąłem głośno. - Dlaczego mnie zatrzymałeś? Chciałeś czegoś?
- Tak, pogadać ale...- rozejrzał się. - Nie tutaj, chodźmy do ciebie.
Skinąłem rozumiejąc, że chcę być dyskretny. Tu każda ściana ma uszy. Poszliśmy do mnie i usiadłem na łóżku czekając, aż Chad opatrzy sobie nos. Po chwili usiadł na przeciwko mnie w miękkim fotelu z wacikami w nosie.
- Słuchaj, wiesz, że bardzo cię lubię i to od pierwszego dnia, gdy się tutaj pojawiłeś, dlatego przychodzę cię ostrzec.
- To znaczy? - podniosłem brwi zaciekawiony.
- Chłopacy coś szykują na ciebie, chcą cię wykończyć bo podobno nie działasz tak jak masz działać i strasznie ich wkurwiasz.
- Ach tak? Bo zacząłem się im stawiać to już nie mają rady? - zaśmiałem się gorzko. - Gangsterzy - zadrwiłem.
- Austin, oni raczej boją się, że stajesz się lepszy od nich wszystkich razem wziętych...i z maskotki gangu przeistoczysz się we wroga i największe zagrożenie dla ich biznesu - pocierał ręce.
- Że co? - zrobiłem duże oczy i wstałem. - Ale...moment - uniosłem rękę. - Jak kto lepszym od nich? Ja w ogóle nie chcę być tacy jak oni, ciągle zbaczam z tych dróg i omijam każdy temat z tym związany żeby tylko nie zaczerpnąć tego stylu, nawet w najmniejszym stopniu.
- Nie panujesz nad tym. Nawet ja obserwując cię tylko z boku widzę, że nie jesteś już taki jaki byłeś kiedyś. Zmieniasz się Austin, a jeśli nie zaprzestaniesz tego działania do przepoczwarzysz się w seryjnego zabójcę z sercem zimnym jak lód.
Opadłem na łóżko i warknąłem zakrywając twarz.
- Ja próbuje Chad, ciągle z tym walczę, ale problem w tym, że to silniejsze ode mnie - szepnąłem bezsilnie czując jak oczy zaczynają mnie piec. - Ktoś kieruje za mnie, tam od środka.
- Stary...- zaczął cicho i przez dłuższy czas nic nie mówił więc odsłoniłem twarz i spojrzałem na niego. - Czuję, że już jest za późno - szepnął w końcu patrząc mi prosto w oczy.
- Co ty pierdolisz? - warknąłem podnosząc się.
- Widzisz...- też wstał jakby bał się, że mając przewagę coś mu zrobię. - Od kiedy przeklinasz? Od kiedy mówisz takim tonem? Od kiedy bijesz każdego, który cię tylko dotknie? - wskazał na nos.
Przez chwile zaciskałem zęby, ale dotarło do mnie każde jego słowo i to tak jakby wbijało mi się w mózg z ogromną siłą. Rozluźniłem mięśnie i opuściłem głowę. Nie miałem już nic do powiedzenia. Wszystko było jasne.
- No więc właśnie - powiedział znowu cichym i łagodnym tonem. - To nie ty, to któryś z nich, nie Austin - szepnął jakby z bólem i żalem po czym wyszedł powoli z pokoju.
Opadłem na kolana. Nie miałem już siły, nie wiedziałem jak z tym walczyć. Pociągnąłem za swoje włosy i głośno krzyknąłem dając upust swoim nerwom. A zaraz potem...
Opadłem na podłogę całym ciałem i zacząłem szlochać jak dziecko.

__________________
W końcu jest!
Wasz upragniony rozdział.
Przepraszam, że nie pisałam ale byłam na wakacjach i trochę za bardzo wychillowałam i nie miałam weny. Postaram się o jeszcze co najmniej 3-4 nowe rozdziały do końca wakacji, jeśli będę miała dostęp do kompa.
PRZEPRASZAM!


7 komentarzy:

  1. MYŚLAŁAM ŻE SZYBCIEJ ZOBACZE AUSTINA NIZ DODACIE NOWY! DZIĘKUJĘ <3

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW cudowny, wspaniały, piękny rozdział.
    Tak szkoda mi Austina ;C Mam nadzieję, że to wszystko się jakoś ułoży.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze wspaniały rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie <3 cudny jak zwykle :-) Biedny Austin. Mam nadzieję że w końcu się z tego wyplącze. Weny życzę i udanych wakacji :-P aha, i ładna zmiana wyglądu bloga ;-) zielony to kolor nadzieji. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam już na następny. Po tak długiej przerwie twojego pisania jestem na głodzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. jak mogę znaleźć pierwszy rozdział? :/

    OdpowiedzUsuń